Gdy neoliberalna globalizacja wtłacza nas w jeden „obowiązujący kanon”, Andrzej Paradysz wyrusza na owianą legendą Bukowinę w poszukiwaniu oryginalności.
Paradysz opisuje region z humorem, a przy tym niezwykle rzetelnie. Czytając polski reportaż literacki miałem niekiedy wrażenie, że autorzy chcą utwierdzić stereotypy polskiego czytelnika o różnych „dzikich” regionach świata. Nawet jeśli ten „dziki” region to na przykład… Lwów. Tymczasem Paradysz kreśli wszechstronny portret Rumunii XXI wieku. Odnajdujemy tak lubiane przez polskiego czytelnika niezwykłe miejsca i egzotyczne przygody. Ale znajdujemy również na łamach książki wszechstronny portret rumuńskiej generacji X. Czyli młodych ludzi w naszym wieku mówiących czterema językami i pracujących w korpo w Bukareszcie, bądź emigrujących za granicę. W ten sposób wyłania się obraz kraju który zachowuje własną kulturową oryginalność a przy tym jest podobny do naszego. Książka zachęca więc polskiego czytelnika, by odkrył miejsca położone tak blisko Polski. A innych reporterów literackich zaprasza, by nie jeździli do swoich wyimaginowanych „dzikich krain”, tylko krain istniejących realnie.
I jedyne co moim zdaniem nieco psuje przekaz książki to początek i koniec, gdy autor koniecznie chce postawić twarde politologiczne tezy. Pewne wnioski nasuwają się przecież czytelnikowi same przez się, z samego tekstu. Ale mimo wszystko rozważania w stylu „czy Andrzej Duda zbuduje Trójmorze?” nie psują naprawdę świetnej i godnej polecenia książki.
Tytuł książki: „Anioły i demony na Bukowinie. Rowerem na pograniczu kultur”
Autor: Andrzej Paradysz
Autor recenzji: Łukasz Kołtuniak
Wydawnictwo: Novae Res
Rok Wydania: 2018
Za książkę dziękuję wydawnictwu Novae Res