Gdyby tak zamknąć oczy i przenieść się do świata, w którym nie możemy wypowiadać więcej niż 100 słów dziennie? A każde nadprogramowe myśli, wypowiedziane przez nas na głos uruchamiałyby wstrząsy przez noszoną na naszej ręce bransoletkę? Wydaje się to być absurdem, może nawet śmieszyć, ale to właśnie taka abstrakcyjna rzeczywistość to kanwa powieści „Vox” Christiny Dalcher, czyli książki która na przemian zadziwia i denerwuje – zwłaszcza, że powyższe tyczy się kobiet… i tylko kobiet.
Jean jest matką córeczki i trójki synów – kiedyś cieszyła się opinią świetnej lekarki, była aktywna zawodowo i sporo czasu poświęcała na pracę badawczą. Teraz musi połykać każde nadprogramowe zdania: słowa wsparcia dla swoich synów, którzy skarżą się na szkolne obowiązki czy wyrazy otuchy, gdy budzą się w nocy ze snu z krzykiem na ustach. Niestety także i wypowiedzi małej dziewczynki objęte są limitem dziennym – ona też poddana jest rygorystycznym przepisom zabraniającym wypowiadania zbyt wielu zdań… Świat, w którym przyszło im żyć nie uznaje kompromisów: dziewczynki uczą się liczyć do stu, a chłopcy rozwijają matematyczne talenty. No i opaski ze wstrząsami – to też niechciany gadżet na dziewczęcych nadgarstkach, który za każdym razem mocniej paraliżuje, gdy tylko wypowiedziane zostanie więcej niż sto słów na dobę. Ten marazm zdaje się zostać przerwany: pewnego dnia do domu bohaterki puka jednak wpływowy człowiek, który w owczej skórze oferuje Jean swobodę i powrót do pracy. Wszystko wydaje się być szansą na lepsze życie… Cena, jaką przyjdzie zapłacić kobiecie i konsekwencje, wynikające z przyjęcia propozycji napędzają kolejne, zaskakujące wydarzenia – w tym śmierć najbliższej osoby… .
Pomysł napisania książki o kobiecej dystopii, w której płeć piękna pozbawiona jest praw głosu nie jest wcale niczym nowym – mająca premierę 1985 roku „Opowieść Podręcznej” Margaret Atwood traktuje o świecie, w którym kobieta sprowadzona jest do roli wzorowej żony (o ile miała więcej szczęścia) lub do rodzenia dzieci (i bycia tzw. „podręczną”). O istnieniu tego bestsellera przypomniał nam wszystkim dwa lata temu serial o tym samym tytule, bijąc rekordy popularności wśród współczesnych widzów. Sam więc koncept powieści nie jest niczym nowym – to jednak nie umniejsza roli tej publikacji, bo przecież motyw morderstwa czy romansu są też znane w wielu wariantach. „Vox” nie daje się przewidzieć – najpierw stopniowo buduje napięcie, kreśląc pejzaż realiów życia głównej bohaterki, by kolejno zabrać nas w wir intrygi rządowej, manipulowaniem pracy lekarskiej w bardzo nieetycznym celu. Przy tym problemy codzienności: jak wytłumaczyć małej Sonii, by nie opowiadała przy stole o swoim dniu w przedszkolu, a jednocześnie wychowywać przy tym synów, którzy wkraczają w bardziej świadomy wiek? Tempo akcji nie pozwala zasnąć i sprzyja nocnemu nadrabianiu kolejnego rozdziału tym bardziej, że układ książki zakłada dla kolejnych części kilka stron, co lubię najbardziej – każdy, kto planuje mieć książkę przy sobie w komunikacji miejskiej doceni tą cechę. Poza tym ekologiczny papier (bardzo na plus, jeśli ktoś nie posiada czytników e-booków) i okładka, która – choć w duchu minimalizmu – nie daje się przeoczyć.
Urny wyborcze nie są dla kobiet, do których należy inna sfera życia, niesamowicie ważna i odpowiedzialna. Kobieta jest mianowaną przez Boga strażniczką ogniska domowego. Powinna uświadomić sobie w pełni, że jej rola żony i matki, rodzinnego anioła, jest najświętszym, najbardziej czcigodnym zaszczytem, jakiego mogą dostąpić śmiertelnicy, i powinna wyzbyć się jakichkolwiek wyższych aspiracji, nie ma bowiem nic równie wzniosłego, co mogłaby osiągnąć osoba śmiertelna.
Autorka nie przebiera w środkach: „Vox” przeraża, szokuje i wzbudza irytację – jak można w ogóle było dopuścić do takiego stanu rzeczy? Zastanawiając się nad odpowiedzią od razu w mojej głowie pojawiły się inne okrucieństwa, na które pozwala współczesny świat: trwające wojny i konflikty zbrojne, głód czy cierpienia bezbronnych istot. Dopowiadać zdaje się moja znajoma, która przypomina, że jej młodość przypadała na czasy, w których jedzenie kupowało się na kartki, a wyjazd zagranicę nie był dla wszystkich. Moja babcia z pewnością dołożyłaby do tego wspomnienie prześladowanych sąsiadów o Żydowskim pochodzeniu. Czy więc daleko jesteśmy więc od świata z limitowaną ilością znaków…?
Czasem mówi się, że słowa mają szczególną moc niesienia pociechy, czasem mogą ranić lub różnić ludzi. Bywają wypowiedziane pospiesznie i niedbale, a czasem tkwią w gardle nie umiejąc się wydostać. Bardzo często jednak nie doceniamy ich mocy sprawczej i tego, że dzięki nim istniejemy dla drugiego człowieka. Co by było, gdyby były limitowane? Oby nikt tego nigdy nie sprawdzał…
Autor recenzji: Małgorzata Świerad
Tytuł: „Vox
Autor: Christina Dalcher
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Data premiery: 2019 r.
Wydawnictwo: Muza S.A.