Mówi się, że „W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone”, jednak jeśli to zdanie zbyt często będzie nam towarzyszyło, może okazać się, że miłość została całkowicie zastąpiona przez wojnę i to taką, na której nikt z zainteresowanych nie wie już, o co tak naprawdę walczy. Między innymi o tym opowiada „Miłosna wojna stulecia” w reżyserii Evy Rysovej.
Wystawiany na deskach Teatru Łaźnia Nowa spektakl, oparty na poemacie autorstwa Ebby Witt- Brattström, to przedstawienie na dwóch aktorów Dominikę Bednarczyk i Radosława Krzyżowskiego (prywatnie małżeństwo). Mamy więc dwójkę bohaterów, w tle stół zastawiony po brzegi, jakbyśmy przybyli na bankiet lub wesele. Przedstawienie otwiera dość symboliczna scena, mężczyzna wierci na drewnianej tablicy kontury serca, a w otwory wtyka strzały. W środku tej instalacji umieszcza natomiast neon w kształcie napisu „amore”. Wspomniane rękodzieło okazuje się stanowić podarek dla ukochanej, która po fazie zachwytu i zdziwienia, namiętnie całuje swojego ukochanego. Idylla nie trwa jednak zbyt długo, bo oto w kolejnej scenie, miłosne uniesienia zastąpi niekończący się potok słów, którym blisko do pocisków.
Przez blisko 2 godziny spektaklu, obserwujemy dialog niegdyś zakochanych osób, którym teraz pozostały wzajemne oskarżenia i mnóstwo ran, które sobie zadają. Wymówki czynione z powodu nadmiernego egoizmu, braku szacunku, przemocy, szowinizmu, nieudanej terapii. Ciekawe jest to, że na początku przedstawienia postaci poprzedzają swoje słowa zaimkami – on/ona mówi…, jakby separowali się od tego, co wypowiadają, jak gdyby nie były to ich słowa, a zdystansowanych, stojących gdzieś obok widzów. W zasadzie cały spektakl to powolna destrukcja związku, przerywana chwilami na przygotowanie kolejnej salwy, która zmiażdży oponenta. Choć momentami zwaśnione strony oddychają głębiej, dystansują się i próbują wyciągnąć dłoń na zgodę. A my zadajemy sobie wtedy pytanie, czy miłość można naprawić? Czy można ją ocalić lub wskrzesić? Co ciekawe postaci zdają sobie sprawę z naszej obecności, mówią do nas, szukają naszego poklasku, poparcia, tłumaczą się przed nami. To ludzie, których mijamy codziennie na ulicy, może my sami nimi jesteśmy, pozornie ułożeni, z klasą, a jednak, w miłosnym starciu gubiący bariery. Po raz kolejny uświadamiamy sobie jak niedaleko miłości do nienawiści.
Z pewnych względów nie jest to spektakl łatwy, duża część osób najpewniej odnajdzie tu jakąś część siebie. Zwłaszcza tę, która w gniewie ciska oskarżenia pod adresem partnera. Z minuty na minutę mamy coraz większą nadzieję, że bohaterom uda się dojść do porozumienia, a symbolicznie wyznaczona przez nich granica terytoriów, w końcu zniknie. Choć chwilami wydaje się to niemożliwe, gdy obie ze stron zbroją się niczym na prawdziwą wojnę i zrobią wszystko, by zniszczyć swojego przeciwnika.
Oparty na debiutanckim poemacie spektakl, który autorka stworzyła po rozstaniu ze swoim wieloletnim partnerem, stanowi wnikliwą wiwisekcję związku. Pozostawia w nas niepokój i zadumę nad kondycją naszych relacji. Stawiając pytanie o to, gdzie znajduje się granica, zza której trudno już zawrócić.
Autor recenzji: Monika Matura
Tytuł: Miłosna wojna stulecia
Premiera: 02.09.2018 19:00
Czas trwania: 105 minut
Produkcja: Teatr Łaźnia Nowa
Data premiery: 02-09-2018
Reżyseria: Eva Rysová
Tłumaczenie: Justyna Czechowska
Scenografia: Justyna Elminowska
Choreografia: Cezary Tomaszewski
Muzyka: Antonis Skolias
Adaptacja, dramaturgia: Eva Rysová
Reźyseria światła: Paulina Góral
Inspicjent: Aneta Skrzyszowska
Obsada: Dominika Bednarczyk, Radosław Krzyżowski