Pierwszy raz zetknęła się ze słowem „feministka” w wieku czternastu lat, podczas kłótni z kolegą. Nie znała jego znaczenia, ale intuicyjnie czuła, że to obelga. Brzmiało zupełnie jak „terrorystka”.
W dorosłym życiu usłyszała, że nie powinna być tak samodzielna i pewna siebie, ponieważ to odstrasza mężczyzn.
Kiedy została światowej sławy pisarką powiedziano jej, by zrezygnowała z agresywnego stylu, gdyż ten nie przystoi kobiecie i może budzić niewłaściwe skojarzenia z ruchem feministycznym – europejskim wymysłem brzydkich, sfrustrowanych kobiet, które nienawidzą mężczyzn i nie golą nóg.
***
Chimmamanda Ngozi Adichie pochodzi z Nigerii. Znaczną część życia spędziła w Stanach Zjednoczonych. Napisany przez nią esej, Wszyscy powinniśmy być feministami, lekko przekształcona wersja przemówienia wygłoszonego w 2012 r. w ramach konferencji TEDxEuston, jest silnie zakorzeniony w doświadczeniach, jakie autorka wyniosła z tych dwóch krajów. Mimo to niektóre z jej wspomnień wydają się boleśnie znajome… Również w polskim społeczeństwie kobiece ciało zostaje ubrane w sztywny gorset norm i obyczajów, które rysują arbitralną granicę między tym co „przyzwoite” a „nieprzyzwoite” oraz wyznaczają kodeksy (nie)właściwego postępowania. Dlatego, choć oczywiście nadużyciem byłoby potraktowanie dotyczących pozycji kobiety w Afryce refleksji autorki jako uniwersalnych i uznanie ich za szablon pasujący do złożoności całego świata, także polscy czytelnicy i czytelniczki mogą odnaleźć w eseju wiele cennych uwag dotyczących systemu patriarchalnego.
Wszyscy powinniśmy być feministami to wyraz osobistych zmagań Adichie z kulturą, która faworyzuje mężczyzn, zarówno na polu zawodowym, jak i w życiu codziennym. Autorka powołuje się na własne doświadczenia, opisuje wspomnienia z dzieciństwa, a także problemy, z jakimi zmagała się jako osoba dorosła. Wiele z nich ma wymiar anegdotyczny. Pisarka sprawnie posługuje się ironią i odsłania absurdalność stereotypów nałożonych na męskość czy kobiecość poprzez wyśmianie ich. Humor przeplata się z fragmentami bardziej nostalgicznymi, a także gniewnymi. Adichie wielokrotnie odwołuje się do własnych uczuć. Tworzy emocjonalną narrację, dzięki której esej wykracza poza intelektualne rozprawy naukowe, staje się zapisem autentycznego doświadczenia. Prywatny, niemal intymny ton, w jakim zostało opisane życie codzienne zarówno w Nigerii, jak i w Stanach Zjednoczonych, zmierza ku nawiązaniu komunikacji z czytelnikiem/czytelniczką nie tylko na przestrzeni argumentacji (ta pozostaje na drugim planie), ale przede wszystkim na poziomie niezwerbalizowanych emocji, które – wyrażone wprost – pozwalają odbiorcom i odbiorczyniom wczuć się w opisaną sytuację, a tym samym utożsamić z przedstawionym punktem widzenia.
Opisywane sytuacje zostają poddane krytycznemu, ale również empatycznemu spojrzeniu. Autorka wykorzystuje przykłady z własnego życia, aby na ich podstawie zdiagnozować przyczyny nierówności między płciami, zrozumieć genezę faworyzowania mężczyzn kosztem kobiet, a następnie zilustrować tezę zawartą już w samym tytule eseju. Ta dotyczy potrzeby redefinicji stosunków społecznych w oparciu o egalitarne ideały ruchu feministycznego. Tekst stanowi do pewnego stopnia wyzwanie rzucone światu – prośbę o przemyślenie bieżących stosunków społecznych. Mimo niewielkiego formatu (książka ma około czterdzieści stron) poruszono w nim całe spektrum problemów: nierówne zarobki, mniejsze szanse kobiet na rynku zawodowym czy krzywdzące stereotypy dotykające ruchu feministycznego. Pisarka nie dokonuje pogłębionej analizy socjologicznej, a chce raczej zwrócić uwagę na pewne kwestie, które jej zdaniem wymagają poprawy.
Różnice nadbudowane na płeć, zgodnie z diagnozą Adichie, wynikają przede wszystkim z odmiennego wychowania oraz różnych wzorców kulturowych skierowanych do dziewczynek albo chłopców (bardzo rzadko do dziewczynek oraz chłopców). Drobne różnice stopniowo pogłębiają się w dalszym życiu. Rzecz w tym, że, jak zauważa autorka, wiele (jeśli nie większość) z tych wymagań wyrasta z przypisywania kobietom (i analogicznie mężczyznom) cech, które nie mają podłoża biologicznego, ale są wtórnie nakładane na jednostki w ciągu ich życia. Jednak to właśnie sztuczność owych patriarchalnych systemów wprowadza możliwość ich przemiany, postawienia oporu. Wszyscy powinniśmy być feministami stanowi uniwersalne wezwanie do walki o równość płciową.
***
Adichie nie ukrywa swojego gniewu. Autorka stosuje stanowczy, miejscami uszczypliwy, ton dla wyrażenia własnych poglądów, choć, jak sama zauważa, kulturowe normy odbierają kobietom prawo do wyrażania negatywnych emocji. Płeć żeńska powinna reprezentować pokorę, dbać o spokój ogniska domowego, choćby kosztem ustępstw. Nigeryjska pisarka dostrzega w tym pewne zagrożenie związane z odbieraniem kobietom prawa do wyrażania sprzeciwu. Jej zdaniem gniew może mieć wymiar pozytywny, gdyż pozwala przełamać bierność oraz daje siłę do reagowania na wszelkie przejawy niesprawiedliwości. W efekcie rosnąca irytacja czy wręcz wściekłość stanowi impuls do przemian społecznych. Wszyscy powinniśmy być feministami to tekst namawiający kobiety do ujawnienia stłumionych emocji.
W polskim wydaniu książki oprócz tytułowego eseju, możemy przeczytać krótsze opowiadanie Kobiecy błąd, które ilustruje skutki zbytniej pokory wśród kobiet. Podczas gdy Wszyscy powinniśmy być feministami przybiera formę manifestu, stawia i udowadnia tezy o nierównościach między płciami oraz wzywa do sprzeciwu wobec patriarchalnego systemu, Kobiecy błąd to autobiograficzna opowieść o powolnym dojrzewaniu do buntu. Adichie wspomina w nim swoją ciotkę, Chinwe, nigeryjski ideał kobiecości. Skupia się na własnych uczuciach wobec krewnej. Początkowy podziw oraz fascynacja wykształconą i delikatną kobietą z czasem przekształciły się w gniew skierowany wobec patriarchalnego systemu. Dorastając, autorka stopniowo zaczęła zauważać cenę, jaką jej ukochana ciotka musi płacić, aby móc uchodzić za „doskonałą żonę”.
***
Zastanawiam się, na czym polega fenomen głośnego eseju Adichie – autorka nie poruszyła w nim właściwie żadnego tematu, o którym wcześniej nie pisałyby klasyczne teoretyczki feminizmu, jak chociażby Simone de Beauvoir. Pisarka wspomina o różnicach w wychowaniu, które mają przełożenie na przystosowanie dzieci do pełnienia przyszłych ról społecznych, często niezgodnych z ich charakterem oraz aspiracjami. Porusza problem stereotypów nałożonych na płeć, odmiennych oczekiwań kulturowych względem kobiet i mężczyzn. Niby nic innowacyjnego czy chociaż zaskakującego a jednak – jak sama zauważa – zbyt często uznajemy „że coś co jest oczywiste dla mnie, jest również oczywiste dla wszystkich innych”. Esej Adichie nie jest skierowany do doświadczonych badaczy i badaczek filozofii feministycznej, którzy z pamięci cytują Judith Butler, a Virginię Woolf czytają do śniadania. To raczej próba uwolnienia feminizmu z okowów akademickiego dyskursu oraz przybliżenia teorii krytycznych osobom, które nie miały z nimi wcześniej styczności. Autorka posługuje się prostym, emocjonalnym językiem oraz przytacza liczne przykłady, aby wytłumaczyć, skąd ten cały zgiełk wokół pojęcia gender?
Mimo wszystko esej pozostawia spory niedosyt. Przede wszystkim wyraźnie widać w nim brak metodologicznego przygotowania autorki. Wszyscy jesteśmy feministami nie prezentuje pogłębionej, wieloaspektowej analizy problemu nierówności płciowej. Zatrzymuje się na poziomie bardzo ogólnych i, niestety, często banalnych spostrzeżeń. Adichie dąży do uniwersalności i tym samym jakby zatraca własną tożsamość – od autorki pochodzenia nigeryjskiego można byłoby się spodziewać powiązania problemu płci z rasą (co stanowi przecież główny punkt programowy nurtu tzw. Czarnych Feministek!) lub przynajmniej szerszego zarysowania kontekstu własnego kraju. Prawdopodobnie Adichie świadomie zrezygnowała z takich powiązań, aby wytworzyć wrażenie powszechności własnych spostrzeżeń oraz udowodnić, że, zgodnie z tytułem, jej tezy i postulaty dotyczą absolutnie wszystkich.
Refleksje badaczy i badaczek ostatnich 50 lat pokazały jednak niespójność podobnych dążeń – nie ma jednego wzorca relacji genderowych, nie może być zatem jednego wzorca emancypacyjnego, gdyż ten musi uwzględniać specyfikę i tradycję regionu, jaki obejmuje. Istnieją społeczności, w których stosunki między płciami kształtują się zupełnie odmienne, niż opisuje to autorka, niekiedy można mówić wręcz o egalitarności. Ponadto, choć odmienne wychowywanie dzieci stanowi fundamentalny problem dla rozważań dotyczących różnic między płciami, diagnoza Adichie właściwie nie wychodzi poza tę kwestię. Tym samym pisarka ignoruje pozostałe tematy (np. teksty kultury, dyskursy religijne…) oraz tworzy naiwną wizję, w której walka przez edukacje rozwiązuje wszystkie problemy. Niepokoi mnie również odwrócenie uwagi od problemu klasowości – autorka stwierdza, że tych pojęć nie należy ze sobą łączyć. Odważne i, chyba jednak nazbyt naiwne stwierdzenie (oczywiście nierówności dotykają wszystkich klas społecznych, jednak inna będzie sytuacja kobiety z klasy średniej, która otrzyma odpowiednie wykształcenie, a inna w klasach niższych – naturalnie w zależności od omawianej społeczności) nie zostaje na przestrzeni tekstu uargumentowane, przez to traci na wartości, tak samo jak inne tezy – wyartykułowane, ale pozbawione koniecznego uzasadnienia.
Adriana Mickiewicz
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka
Chimamanda Ngozi Adichie będzie gościem nadchodzącego Festiwalu Conrada. Spotkanie z autorką odbędzie się 26 października o godz. 20.30 w Pałacu Czeczotki (róg ulic św. Anny i Wiślnej).
Szczegółowy program festiwalu: http://conradfestival.pl/program