O niezwykłej podróży trzema małymi samochodami do Gruzji, o kulisach powstawania książki i planach na przyszłość opowiedział nam Kamil Bąbel – autor książki „Zatrzymajmy się w Gruzji”.
Kamil Bąbel – twórca internetowy, poszukiwacz przygód i miłośnik wystąpień publicznych. Lubi realizować pomysły, które uchodzą za trudne, bardzo trudne, a nawet nierealne. Uważa, że rzeczy wielkich nie osiąga się w pojedynkę. Jest autorem kilku książek, absolwentem Polskiej Szkoły Trenerów i finalistą Mistrzostw Polski w wystąpieniach publicznych. Obecnie pracuje jako Project Manager w Fundacji Poland Business Run, współtworząc największy charytatywny bieg w Polsce. Jest rekordzistą Polski w maratonie przebiegniętym tyłem. Na swoim koncie ma również pierwszy w Polsce 24-godzinny przejazd rowerowy tyłem. Możesz przeciążyć mu serwery pod adresem: kamilbabel.pl.
Jak zrodził się pomysł na podróż do Gruzji?
Kamil: Cała idea wzięła się z tego, że gdy byłem jeszcze nastolatkiem obejrzałem film “Włoska robota”. Kluczowy motyw jest taki, że grupa rabusiów ucieka przez Alpy mini cooperami. Ten obraz tak mi utkwił w pamięci, że w pewnym momencie stwierdziłem, że może warto połączyć to z podróżowaniem. Wtedy też mocno była rozpromowana idea “Busem przez Świat” i stwierdziłem, że te dwa wątki można połączyć, z tą różnicą, że zamiast jechać busem to jechać trzema małymi samochodami. Opowiedziałem o tym swojemu znajomemu i tak się zaczęło. Zaczęliśmy organizować całe przedsięwzięcie, szukać osób, a potem kupować samochody, zbierać pieniądze. 7 miesięcy później pojechaliśmy.
Byliście w 7 osób trzema samochodami?
K: Tak, ostatni samochód udało nam się kupić dwa tygodnie przed wyjazdem, więc zdążyliśmy go jeszcze zarejestrować natomiast nie zdążył już trafić do mechanika na przegląd i to było dość ryzykowne przedsięwzięcie, no ale udało się.
Dlaczego akurat Gruzja?
K: Gdy przedstawiłem swój pomysł znajomemu to jego odpowiedź brzmiała: “A byłeś kiedyś w Gruzji?” To był pierwszy kraj, który przyszedł nam do głowy, w którym jeszcze nie byliśmy i który był na tyle daleko, że warto było do niego pojechać i na tyle blisko, że byliśmy w stanie w przeciągu tego miesiąca dotrzeć tam i wrócić, a po drodze coś pozwiedzać. Poza tym wiele osób Gruzję polecało, więc to był dodatkowy czynnik, żeby się tam wybrać.
Jak wyglądały przygotowania?
K: Przygotowania były bardzo ciężkie, chcieliśmy stworzyć szerszą akcję, by relacjonować tę podróż, założyliśmy stronę, przygotowaliśmy też akcję crowdfundingową, aby zebrać fundusze. Chcieliśmy też przez tę ideę osiągnąć rozgłos medialny. Przez pół roku, raz w tygodniu spotykaliśmy się na 4-5 h i pracowaliśmy, pisaliśmy artykuły na temat rozwiązań, sprzętu. Oczywiście nie udało nam się zrealizować wszystkich pomysłów, ale udało nam się zrealizować tyle, że wyszło tak jak chcieliśmy.
Udało się rozgłośnić tę akcję na dużą skalę?
K: Myślę, że tak, po powrocie zrealizowaliśmy kilka slajdowisk w Krakowie, na które przychodziło sporo osób, patrząc na odwiedziny na facebooku, czy na stronie mieliśmy dość duże sukcesy, jeden nasz artykuł, dotarł do prawie 40 tys osób. Zrobiliśmy artykuł, w którym zapytaliśmy kilkunastu znanych blogerów podróżniczych o rzeczy, bez których nie wyobrażają sobie podróży i przygotowaliśmy takie zestawienie. Każdy z nich ten artykuł udostępniał, trafił też na kilka grup podróżniczych, rozprzestrzenił się wirusowo, Fajnie, że się udało i było to dla nas duże zaskoczenie.
Mam wrażenie, że teraz coraz bardziej rozwijają się blogi, vlogi podróżnicze, coraz więcej zainteresowania wśród ludzi budzą takie inicjatywy, zresztą “Busem przez świat” o którym wspominałeś to też jedna z pierwszych takich inicjatyw.
K: To jest w ogóle super i jestem pod ogromnym wrażeniem, że z takiej błahej inicjatywy, jaką oni sobie zrealizowali to się przekształciło w taki wielowymiarowy projekt, gdzie z jednej strony organizowali wyprawy, na które ludzie mogli się zgłaszać, z drugiej strony zaczęli pisać książki i je sprzedawać, z trzeciej strony nagrywać vlogi i materiały video, robić prelekcje i tak naprawdę jedna idea, a teraz robią tylko to, żyją tylko z tego.
Jak oceniasz Gruzję?
K: Myślę, że jest to fantastyczny kraj. Jako podróżnik można znaleźć tam wszystko, czego się oczekuje: z jednej strony mamy piękne widoki, wspaniałe góry, z drugiej strony mamy Morze Czarne, nad którym można sobie powypoczywać. Mamy miasta, które są bardzo ciekawie historycznie ukształtowane, z drugiej strony mamy prowincje, w których nie ma praktycznie nic i można się odciąć od zgiełku i poobcować z naturą. I przede wszystkim ludzie, którzy są bardzo gościnni, otwarci, pomocni.
Podczas takiej podróży, starymi autami, napotkaliście na pewno jakieś przeszkody, trudności.
K: Myślę, że w każdej podróży spotykamy jakieś przeszkody. Jeżeli wszystko idzie zgodnie z planem, to za mało ryzykujemy. A jak za mało ryzykujemy to niczego nowego się nie uczymy, więc ta podróż przestaje mieć wartość. Nieważne jest, że te bariery czy przeszkody występują, tylko to w jaki sposób my do nich podchodzimy. I faktycznie mieliśmy kilka takich sytuacji, w których mocno zastanawialiśmy się co zrobić, ale z każdej wyszliśmy obronną ręką. Pierwsza sytuacja, która nam się wydarzyła to było jakoś 70 km za Krakowem, tuż po wyjechaniu, pierwszego dnia. Osoby, które jechały tym autem, które nie zdążyło trafić do mechanika, zakomunikowały nam, że tracą moc silnika. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, oni z trudem dojechali na pierwszym biegu. Stwierdziliśmy, że super, dopiero zaczęliśmy i już coś się dzieje. Przez chwilę zastanawialiśmy się co się mogło stać, natomiast problem okazał się bardzo prozaiczny i kuriozalny, mianowicie… zapomnieliśmy zatankować auta przed wyjazdem i skończyło się paliwo.
Z takich bardziej poważnych rzeczy… mieliśmy dwie takie awarie, które faktycznie wymagały wizyty u mechanika, pierwsza to było urwanie amortyzatora na Ukrainie. Udało nam się jednak znaleźć mechanika, który nam to przyspawał i potem już nie było problemów. Druga awaria zdarzyła nam się w Gruzji, kiedy kierowaliśmy się na granicę gruzińsko – armeńską i zepsuł nam się rozrusznik w jednym z aut, także nie dało się go odpalić, ale też zholowaliśmy je, i po kilku godzinach wizyty w warsztacie udało się znaleźć rozwiązanie, które pozwoliło nam dojechać i wrócić do Polski. Jednak jest coś takiego w co ja wierzę, że jak w podróży dzieje się coś złego to tylko po to, żeby za chwilę stało się coś dobrego. I faktycznie po tej pierwszej awarii okazało się, że spędziliśmy noc w wojskowym namiocie Micheila Saakaszwilego – byłego prezydenta Gruzji, który był wtedy szefem rejonu odeskiego na Ukrainie. Trafiliśmy właśnie na dwóch takich mężczyzn, którzy pilnowali jednego namiotu, byli ochroniarzami, a ta awaria zdarzyła nam się akurat przy tym namiocie i zaproponowali byśmy nie rozkładali swoich namiotów tylko przenocowali w tym, którego pilnują.
Po tej drugiej awarii dwóch Ormian, zaprosiło nas na kolację na swoją daczę i tam przez całą noc jedliśmy różne dobre rzeczy, śpiewaliśmy, tańczyliśmy. To był jeden z najlepszych wieczorów w trakcie całej podróży.
Nie było jakichś większych kłótni pomiędzy Wami?
K: Była tylko jedna taka poważna kłótnia, która się zdarzyła na promie, no ale to jest trudna sytuacja, bo człowiek jest zamknięty na kilkuset metrach kwadratowych i nie ma możliwości gdzieś iść, odreagować, czy coś konkretnego porobić, tylko siedzi przez cały dzień i nic nie robi. Ja odbieram tę sytuację jako takie oczyszczenie, bo każdemu przez początek podróży zbierały się jakieś emocje, których nie chciał wyrazić, a to sprawiło, że każdy powiedział to co chciał powiedzieć. Oczyściła się atmosfera i się jakoś dogadaliśmy. Zmniejszył się też dystans, który był pomiędzy nami, kiedy ruszaliśmy, i byliśmy dużo bardziej bezpośredni wobec siebie.
Jak zrodził się pomysł na napisanie książki z podróży?
K: Na pomysł wpadliśmy jeszcze przed wyjazdem. Chcieliśmy ją napisać po powrocie, ale podróż okazała się bardzo męcząca i jak wróciliśmy to nikt nie miał motywacji do tego by usiąść i przez kilka miesięcy pisać. Po dwóch latach od powrotu, przeczytałem książkę, która mnie zainspirowała “Ortodroma” Mateusza Janiszewskiego. Było tam jedno zdanie, które skłoniło mnie do działania: “Jedyną męką przewyższającą pisanie jest pozostawienie rzeczy nienapisanymi” i stwierdziłem że warto by było jednak do tego wrócić, bo posiadanie tych myśli z wyjazdu spisanych byłoby dużo bardziej wartościowe niż pozostawienie tego tylko w swojej głowie. Usiadłem wtedy i przez kilka miesięcy pisałem. Potem stwierdziłem, że nie jest to to co bym chciał i zacząłem od początku, przerabiając wszystko na zupełnie inny język i zupełnie inny styl. W efekcie po prawie roku treść miałem gotową, i zostało tylko przygotowanie tego do druku, opublikowanie i dystrybucja.
Podejrzewam, że nie był to łatwy proces? Wydałeś to samodzielnie, bez żadnego wydawnictwa?
K: Wcześniej już miałem doświadczenie jak wygląda proces samodzielnego wydawania książki, więc było mi dużo łatwiej, natomiast chciałem tą książkę wydać w modelu “pay what you want” czyli każdy może zapłacić za nią ile chce. Byłem ciekawy jak to wpłynie na samą sprzedaż, ale też na zainteresowanie książką. Samo napisanie książki było bardzo trudne, bo faktycznie trzeba codziennie usiąść, coś napisać, czasami się nie ma weny, czasami się ją ma, czasami chce się o tym wszystkim zapomnieć i przez 2-3 tygodnie nic się nie napisze. Potem się znowu wraca i próbuje coś ułożyć. Jak się już skończy to się zaczyna kolejny proces przygotowania tego wszystkiego do druku, czyli jedna korekta, druga korekta, trzecia, czwarta i jak czytasz to samo po raz dziesiąty w końcu stwierdzasz, że już nie chcesz tam nic więcej poprawiać. Wtedy przygotowuje się do druku, wysyła do drukarni i dwa tygodnie później książki przychodzą pod drzwi i zaczyna się najlepsza zabawa to znaczy sprzedaż i dystrybucja. Ja zrobiłem przedsprzedaż, zanim jeszcze książka się ukazała, żeby sprawdzić jakie będzie zainteresowanie i ile egzemplarzy powinienem dać do zamówienia, żeby za bardzo nie popłynąć i nie zostać z paletą książek. I byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Po tym jak już te książki do mnie dotarły zorganizowałem swój pierwszy w życiu wieczorek autorski, nie wiedząc w ogóle jak się to robi. Nigdy wcześniej na czymś takim nie byłem, ale zaprosiłem znajomych, ludzi, którzy zamówili książkę w przedsprzedaży, przyszło sporo osób, i przez 2,5 godziny odpowiadałem na pytania i zobaczyłem, że faktycznie Ci ludzie są tym zainteresowani i chcą to przeczytać. I to jest niesamowite, że to ich interesuje i wtedy stwierdzasz, że faktycznie ten rok frustracji zaczyna owocować pozytywnymi emocjami. To jest coś niesamowitego.
Jak promujesz tę książkę?
K: Zauważyłem, że największą skuteczność ma takie bezpośrednie dotarcie, czyli zorganizowanie jakiegoś wydarzenia,na którym można podejść, porozmawiać i sprzedać komuś książkę. Można wtedy porozmawiać z ludźmi na temat tego czego oni oczekują. Poza tym standardowe kanały komunikacji przez internet, social media, blog, promocja na grupach dla podróżników. Bardzo dużo frajdy sprawiało mi obserwowanie tego modelu “pay what you want”. Jeżeli się spełni kilka warunków to ten model zaczyna fajnie funkcjonować. Jednym z takich czynników jest uczciwość kupujących, ale też zaufanie do sprzedającego. Ponieważ moje działania trafiają przede wszystkim do osób, które mnie w jakiś sposób znają czyli do znajomych, czytelników bloga, do ludzi, którzy byli na slajdowisku, którzy śledzili podróż to dzięki temu są oni w stanie docenić pracę, która została włożona i często oferują wyższą cenę, jaką ja bym ustalił, gdybym miał ją wycenić ze swojej perspektywy. Oczywiście zdarzają się też ludzie, którzy idą w drugą stronę i płacą mniej, natomiast dla mnie też jest to ok, bo rozumiem, że ktoś nie ma takiego zaufania, spotyka mnie pierwszy raz, ale mimo wszystko chce kupić książkę. Wszystko się sprowadza do tego, że średnia wychodzi trochę powyżej moich oczekiwań. I jestem bardzo zadowolony, że ten krok podjąłem. Wniosek jest taki, że ludzie są uczciwi, przynajmniej Ci co czytają. Jest to bardzo budujące.
Co było najtrudniejsze w pisaniu książki?
K: Pisanie jest trudne, natomiast w pisaniu są takie etapy, że raz jest lepiej, raz gorzej, potem znowu lepiej, więc te odczucia są różne. Bardzo trudne było już, po powiedzmy trzeciej, czwartej korekcie, czytanie znowu tego samego. Znasz już wtedy każde słowo na pamięć, natomiast musisz się skupić na tym co można jeszcze zmienić, żeby było lepiej. Jesteś przyzwyczajony, że to zdanie wygląda w taki sposób i naprawdę trzeba ogromnej siły woli i skupienia, żeby zastanowić się czy nie powinno wyglądać inaczej. Dlatego fajnie jest, by przeczytało to jak najwięcej osób zanim przeczyta to ktoś inny i faktycznie po każdej tej korekcie, kiedy miałem już gotową kolejną porcję materiału to wysyłałem ten tekst do innej osoby, więc kilka osób automatycznie każdą wersję przeczytało i każda osoba dała jakieś informacje zwrotne, na które sam osobiście bym nie zwrócił uwagi. Było to bardzo fajne i wartościowe.
Co Ci dało napisanie książki?
K: Napisałem już wcześniej jedną książkę, więc wiedziałem, że jestem w stanie zrobić drugą, natomiast przy pisaniu tej bardzo dużo się nauczyłem i jedną z takich rzeczy, która nie jest zbyt wybitna to… nauczyłem się stawiać przecinki. To było dla mnie totalnie rozwojowe. Stwierdziłem, że jak będę pisać tę książkę, to w końcu muszę się tego nauczyć. Za każdym razem jak miałem problem, gdzie ten przecinek postawić to sprawdzałem. Bardzo dużo czasu poświęciłem na to, by ustalić gdzie ten przecinek powinien.
Druga rzecz, z takich bardziej filozoficznych. Nauczyłem się większej systematyczności w tym co robię, bo byłem zmuszony do pewnych rzeczy. Jak przez rok nie widzi się efektu swoich działań i dopiero po roku można je zobaczyć, to bardzo ciężko się zmotywować. Przez to, że musiałem to zrobić, nauczyłem się znajdować takie argumenty, które skłaniały mnie do zrobienia czegoś. Teraz jest mi dużo łatwiej wdrażać jakieś nawyki czy robić coś przez długi czas, realizować jakieś długoterminowe projekty, wiedząc, że efekty i jakaś nagroda przychodzi dopiero po jakimś czasie. Trzeba to sobie podzielić na pewne etapy i po każdym etapie trzeba zrobić sobie jakąś nagrodę, bo ciężko jest dotrwać do końca. Czasami trzeba napisać po prostu jedno zdanie. Miałem taki cel, żeby każdego dnia napisać chociaż jedno zdanie, co wydaje się totalnie bez sensu, ale jak już się napisze to jedno zdanie to się stwierdza, że “dobra już otworzyłem edytor to napiszę kolejne”.
Podsumowując warto napisać swoją książkę, bo to jest coś co się pamięta. To bardzo pouczający i wartościowy proces.
Jakie rady mógłbyś udzielić osobom, które by chciały samodzielnie wydać książkę ze swoich podróży?
Jeśli nie masz napisanych 30 tys. słów to trzeba usiąść i pisać i nie zastanawiać się nad niczym innym, nie zastanawiać się jaka będzie okładka, jak się będzie tę książkę edytować, jak się będzie ją sprzedawać, ile będzie kosztować. Dopiero jak się ma już ten pierwszy draft to można zacząć myśleć nad innymi rzeczami, bo takie rozpraszanie się sprawia, że nie skupiamy się nad tym co jest najważniejsze. I tak jak mówiłem, warto założyć sobie cel, by codziennie napisać choć jedno zdanie.
Jakieś plany/pomysły na najbliższy czas?
K: Teraz wpadłem na pomysł, żeby przejść wszystkie ulice Krakowa.
Interesujące. Dość nietypowy pomysł.
K: Tak. Szacuję około 4 tys. km. Poza wszystkimi ulicami chcę również przejść wszystkie alejki parkowe, cmentarne, wyznaczone szlaki turystyczne, oznaczone szlaki w lasach, place… Generalnie cała przestrzeń publiczna, po której można chodzić. Realizuję to już 2 miesiące i mam niecałe 5%, więc jeszcze pewnie jakieś 3 lata do skończenia tego przedsięwzięcia.
Jak to logistycznie organizujesz?
K: Mam aplikację “Moje mapy Google” i tam można sobie rysować i zaznaczać wszystkie trasy, które się przeszło. Poza tym mam wykaz wszystkich ulic, parków, placów w Krakowie i tam zaznaczam, które ulice przeszedłem w całości i na podstawie tego szacuję ile mam zrealizowane. Więc to jest dość duże przedsięwzięcie, które na szczęście nie wymaga brania trzyletniego urlopu.
Bardzo dziękuję za rozmowę
K: Również dziękuję.
Wywiad przeprowadziła: Olga Winiczuk
Książka Kamila „Zatrzymajmy sie w Gruzji” dostępna jest na: https://hanalei.pl/produkt/zatrzymajmy-sie-w-gruzji/