W zeszłym roku do księgarń trafiła książka Ewy Sułek „Chłopak z pianinem” na temat sztuki ukraińskiej okresu wojny. W międzyczasie autorka rozpoczęła studia doktoranckie, oraz wydała debiutanckie opowiadanie „Wózek” . O swoim debiucie literackim autorka opowiedziała „Kulturatce”. Opowiadanie „Wózek” otrzymało pierwszą nagrodę w konkursie literackim imienia Szaloma Asza w Kutnie. Ewa przywraca pamięć o społeczności żydowskiej w tym mieście.
Łukasz Kołtuniak: Rok temu rozmawialiśmy o Twojej znakomitej książce o ukraińskiej sztuce okresu wojny pt. Chłopak z pianinem. Przez ten rok rozpoczęłaś pracę nad doktoratem poświęconym tej tematyce oraz spełniłaś swoje marzenie o pisaniu opowiadań Chyba odnalazłaś zatem własna ścieżkę badawczo-artystyczną?
Ewa Sułek: Odkryłam w sobie pragnienie pisania literatury pięknej, być może w ramach odpoczynku od doktoratu i książki Chłopak z pianinem. Chociaż tematykę Wózka ciężko nazwać lekką, a samo opowiadanie jest osadzone w konkretnych realiach. Wózek to moje trzecie opowiadanie i zostało opublikowane w antologii opowiadań Festiwalu Szaloma Asza w Kutnie, wydanym właśnie przez bibliotekę stamtąd. Zajęło też pierwsze miejsce w konkursie literackim festiwalu. Na bagnach wygrało z kolei konkurs im. Haliny Snopkiewicz rok temu i będzie niedługo opublikowane w “Akcencie”. Pierwsze opowiadanie, Porządki opublikował magazyn “Akant”.
Skąd pomysł by w opowiadaniu przybliżyć losy społeczności żydowskiej w Kutnie?
Mniej więcej trzy lata temu moja znajoma, która pracowała wówczas w Muzeum Niepodległości w warszawskiej Cytadeli, opisała mi pewną scenę, która miała miejsce na dziedzińcu. Tamtego dnia do Cytadeli przywieziono wózek. Zwykły wózek, którym kiedyś wożono chleb, a później wykorzystano go do przewożenia ciał w warszawskim getcie. W muzeum wybuchł spór o to, czy wózek ma zostać w Cytadeli, czy może powinien trafić do POLIN. Chyba jeszcze jedna instytucja również się o niego starała. Ta historia nie dawała mi spokoju. Walka o przedmiot, który stał się tak ważny, że nieomal żywy. Ważniejszy niż ludzie, niż historie, które się z nim wiązały. Bardzo chciałam napisać historię tego wózka, ale wciąż nie mogłam znaleźć dla tego szerszej ramy, szerszego kontekstu. I wtedy odkryłam Festiwal Szaloma Asza i Kutno, dawne żydowskie miasteczko. I po trzech latach opowieść ułożyła się w całość.
No właśnie. Zagłada w Kutnie to temat niezwykle bolesny. Całkowicie wymazano społeczność żydowską z lokalnej mapy, a jednocześnie brak jest prac poświęconych tej tematyce, choć był przecież na przykład znakomity film Agnieszki Arnold z 1995 roku. Jak zatem wyglądały Twoje przygotowania do napisania opowiadania?
W Kutnie pamięć o dawnej społeczności jest kultywowana między innymi właśnie dzięki festiwalowi, który trwa tydzień i gromadzi nie tylko lokalną społeczność, ale też badaczy czy pisarzy. Pierwszy raz byłam w Kutnie w tym roku, a pisząc opowiadanie, starałam się znaleźć jak najwięcej starych fotografii miasta, z czasów sprzed drugiej wojny światowej, oraz tych obrazujących kutnowskie getto, które powstało w dawnej cukrowni. Wciągnęłam się w te poszukiwania całkowicie. Potrzebuję też tych obrazów, ponieważ, chyba ze względu na moje artystyczne wykształcenie, moje myślenie o tekście jest zawsze bardzo wizualne.
Wózek staje się u Ciebie pewnym symbolem – najpierw symbolizuje kontynuację rodziny i społeczności, potem jest pozostałością po społeczności, której już nie ma. Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o tej symbolice? Czy nie jest tak, że po doświadczeniu wojny i Holokaustu śladów przeszłości musimy szukać raczej w rzeczach nieożywionych niż łańcuchu pokoleń?
Pisząc to opowiadanie, zadawałam sobie pytanie, jak dziś można pisać o Holokauście. Dziś, kiedy tak dużo już powiedziano i napisano, i kiedy pojawiają się pozycje, które można nazwać nawet literaturą “pop” o tej tematyce, jak na przykład Tatuażysta z Auschwitz. Od dawna interesuję się perspektywą nieantropocentryczną, którą wprowadziłam też do sztuki teatralnej pt. Zwierzęta, które zjadły swoich ludzi, która niedawno miała swoje pierwsze czytanie w ramach festiwalu Open The Door w Teatrze Śląskim w Katowicach. Całkowite skupienie się na człowieku sprawia, że zapominamy o tym, że świat tworzą nie tylko ludzie, ale też zwierzęta, rośliny, czy właśnie przedmioty nieożywione. Stworzone przez człowieka, który narzuca im różne role, w zależności od sytuacji. Przedmioty żyją dłużej niż ludzie i są namacalnym dowodem na istnienie czasu i historii. My odchodzimy, a one zostają.
Pokazując dzisiejszy los wózka, odnosisz się do współczesnej narracji historycznej, w której nie ma miejsca na ciemne karty polskiej historii. Czy w swojej działalności, zarówno jako historyczki sztuki, jak i autorki, zamierzasz dalej promować dialog, zrozumienie i empatię wobec Żydów i Ukraińców?
Zależy mi przede wszystkim na pokazywaniu wielu perspektyw. Nie ma jednej słusznej narracji, ani jednej pamięci. Każdy ma prawo do swojej własnej. Wszystkie są tak samo ważne.
I ostatnie pytanie, czy następnym krokiem Twojego rozwoju twórczego będzie powieść ?
Bardzo odpowiadają mi krótkie formy literackie i pracuję już nad kolejnymi opowiadaniami. Mam więc nadzieję, że za jakiś czas ukaże się tom opowiadań. Ostatnio wciągnęłam się również w dramatopisarstwo – napisałam dwie sztuki, a obecnie pracuję nad trzecią, też związaną z tematyką lokalnej historii i lokalnej pamięci. Interesuje mnie nasze wschodnie pogranicze, ukraińsko-białoruskie, i to tam głównie znajduję inspiracje. Lubię wynajdować małe historie, opowieści rodzinne, które znają tylko pojedyncze osoby, a które często mogą powiedzieć nam wiele więcej, niż się spodziewamy.