W związku ze zbliżającą się premierą filmu Zrodzeni do szabli, jego reżyser, a zarazem jeden z najbardziej znanych polskich aktorów, Paweł Deląg, opowiedział Kulturatce o swojej pracy nad nim.
10 grudnia ma premierę Pana debiut reżyserski – Zrodzeni do Szabli. Co skłoniło Pana do podjęcia się próby reżyserskiej akurat przy tej produkcji?
Zmierzanie do i w ogóle pragnienie reżyserowania było już wcześniej, a bazuje na doświadczeniu wielu lat pracy i współpracy na licznych planach zdjęciowych, w filmach i w teatrze. Myślę, że była we mnie taka gotowość, więc ten film po prostu przyszedł do mnie. A drugi, już bezpośredni powód, dla którego akurat ten, a nie inny: bardzo lubię filmy, które mają w sobie historię, epickość; mają w sobie przygodę. Tym chętniej do tego sięgam, że sam będąc bardzo młodym człowiekiem formułowałem swój sposób patrzenia na historię Polski i trochę na świat, bazując na podstawowej, chłopięcej literaturze, to znaczy trylogii Henryka Sienkiewicza, czy filmach Jerzego Hoffmana. Bohun, Kmicic, czy pan Wołodyjowski, to były postacie, które bardzo mocno zasiedlały moją chłopięcą wyobraźnię. To na pewno gdzieś zostaje, aczkolwiek już w dorosłym, twórczym życiu, kiedy wracamy do takich pierwszych modeli, pojawia się poważne pytanie: czym tak naprawdę była ta epoka? Jak ważna była ona w historii Polski i jakie było miejsce XVII-wiecznych bohaterów? Co wnieśli oni w naszą historię i kulturę? I myślę, że ta rewizja chłopięcego sposobu patrzenia w dorosłym życiu pozwoliła mi na bardzo rzetelny i głęboki wgląd w początek XVII wieku, w okres demokracji szlacheckiej, pewnych modeli myślenia. Sądzę też, że gdzieś tam właśnie w początku XVII wieku tkwią bardzo ciekawe wzorce, które mogą być aktualne dziś. Dlatego sięgnąłem po ten film. Chciałem pokazać, że Zrodzeni do szabli to nie tylko historia o szabli i, w pewien sposób, drodze polskiego rycerstwa. Można nawet zauważyć, że ten model postępowania był zbliżony do drogi miecza i porównać go do tradycji samurajów – jest to bardzo ciekawa droga, oryginalna, wspaniała i ekscytująca. Ale tym filmem zamierzałem rozszerzyć myślenie, żeby przez ten dokument fabularyzowany Polacy zweryfikowali swój sposób patrzenia na Rzeczpospolitą, na etos rycerski. Właśnie dlatego ta próba wydawała mi tak bardzo kusząca. A poza tym, to jest bardzo filmograficzne, pociągające wizualnie i bardzo romantyczne: szabla, koń, przygoda, wojna, bohaterowie, silne typy męskie – myślę, że większość realizatorów polskich, a szczególnie mężczyzn, taka przygoda skusiłaby do działania.
Wspomniał Pan o Hoffmanie. Czy był może jeszcze jakiś twórca, który Pana inspirował przy pracy?
Byli tacy twórcy. To oczywiście dzieje się w podświadomy sposób i nie ma jakiegoś zamierzonego efektu, żeby od strony wizualnej do czegoś nawiązać. Ale na pewno jednym z moich ulubionych filmów jest Gladiator. Bardzo lubię takich bohaterów i ten sposób narracji. Jest to film komercyjny, ale bardzo piękny, więc myśląc o bohaterach naszego filmu miałem też gdzieś w głowie obraz Russella Crowe’a z Gladiatora. Chciałem, żeby oni byli na tyle mocni, na tyle wyraziści, ale również bardzo nasi-polscy; żebyśmy czuli to, że oni wyrośli właśnie tutaj nad Wisłą. Drugą rzeczą, która mi chodziła po głowie, to – także z uwagi na szczupłość środków realizatorskich, którymi dysponowaliśmy – spojrzenie od strony wizualnej bardziej przez pryzmat filmów takich jak Anonimus, w którym bardzo dużo ujęć, kadrów i sposób filmowania wykorzystuje po prostu światło dzienne. I na to też się przy tym filmie zdecydowaliśmy. Ale pomimo tych inspiracji, myślę, że powstało dzieło oryginalne. Główni bohaterowie naszej historii, czyli Błażej na różnych etapach dorastania oraz nauczyciel, pełnią tu oczywiście troszeczkę służącą rolę, bo cały czas mówimy o dokumencie fabularyzowanym. Jednak ten dokument fabularyzowany, albo bardziej fabularyzowany dokument jest na tyle epicki, że mamy do czynienia z zalążkami bohaterów obdarzonych bardzo wyraźnymi cechami charakteru. Są oni z pewnością rycerzami na miarę epoki. Na tym nam głównie zależało: żeby pokazać tych mężczyzn jako pewien wzór rycerza, szlachcica, żołnierza początku XVII wieku.
Film ma rzeczywiście nietypową formę – łączy osadzoną w przeszłości historię fabularną ze współczesnymi próbami zrekonstruowania sztuki krzyżowej i wypowiedziami ekspertów. Skąd akurat takie połączenie?
Zamiarem producenta na samym początku było wyprodukowanie małego filmu, de facto do Internetu, który opowiadałby o pracy rodziny Sieniawskich; mówił o ich drodze do sztuki krzyżowej. Ponieważ jednak Stowarzyszenie zdobyło więcej środków, niż byłoby potrzebne na realizację małego filmu dokumentalnego, po spotkaniu ze mną, kiedy zaproponowali mi rolę, dali się namówić, żeby ten film zmienić w coś znacznie większego – epicką opowieść o szabli. Ale o szabli można opowiadać, tylko że tą szablą władają konkretni ludzie. To są bohaterowie z krwi i kości, i trzeba się do nich przybliżyć. Dlatego bardzo ważnym elementem w całym filmie była kwestia obyczajowości i obyczaju. Na tym został zbudowany kręgosłup naszej opowieści. Obyczaj rycerski, obyczaj szlachty z początku XVII wieku jest bardzo ciekawy, a o wielu rzeczach po prostu nie wiemy. Mam nadzieję, że został on tak wkomponowany w tę opowieść poniekąd epicką, że również panie oglądając nie będą zawiedzione, że to jest taki męski film dla wyselekcjonowanej grupy koneserów historii i rekonstruktorów. Moim zamiarem było, żeby był on blisko serca i miał pewne piękno, pewną wrażliwość; żeby bohaterowie byli interesujący. Konstrukcja jest dosyć prosta. De facto ten film powtarza schemat Karate Kid. Jest to opowieść o żołnierzu, który wraca z wojny. Jego historia nie jest prosta; w pewien sposób został on przez tę wojnę zdeprawowany. Jest jednak bardzo mocnym mężczyzną i w pewnym sensie ideałem żołnierza. A po drugiej stronie adept-uczeń, który też przeżywa swoją traumę: stracił matkę, sprawiał duże problemy swojemu ojcu i trafia na wychowanie właśnie w ręce żołnierza, który staje się jego przyjacielem. Mistrzem, ale przede wszystkim przyjacielem. Wydaje mi się, że przez to ta historia ma również charakter wzruszający: jest to coś ładnego, co się dobrze ogląda i co pomaga przyswoić wszystkie zasady sztuki krzyżowej, które myślę, że zmęczyłyby widzów, gdyby film był tylko o nich. Jeszcze jedna uwaga, dotycząca akurat tego filmu: uważam, że pokazuje fantastyczny potencjał na przyszłość pewnej opowieści. Warto zwrócić na to uwagę i to mnie bardzo w nim interesowało. Próbowałem też odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie. Na początku XVII wieku bardzo często wychodzono na pole bitwy w słabszym układzie liczebnym niż przeciwnika – czasami nawet wielokrotnie. Dochodziło do takiej sytuacji, że był to układ stu do jednego: mieliśmy przykład bitwy pod Hodowem, w której husarze walczyli przeciwko trzydziestu tysiącom Tatarów i wygrali tę bitwę. Takich przypadków było znacznie więcej. Kircholm – trzy tysiące przeciwko szesnastu tysiącom żołnierzy szwedzkich – było to wielkie zwycięstwo. Więc zadawałem sobie pytanie: co powodowało, że ci mężczyźni wychodzili śmiało na pole bitwy i nie obawiali się stawić czoła przeciwnikowi? Kim oni byli? Ten film jest próbą odpowiedzenia na nie. Jakie wartości nieśli oni ze sobą, żeby być zwycięskimi? Wydaje mi się też, że jest to dobry czas, bo historia XVIII czy XIX wieku to przede wszystkim historia martyrologii, romantyzmu, zrywów i często ofiar. A tutaj mamy wiek wiktoriański, zwycięski i warto się zastanowić, co budowało wtedy tę sławę, chwałę i potęgę polskiego oręża. Ale nie należy też patrzeć na to z perspektywy ultraprawicowej – to mnie w ogóle nie interesuje w tej historii. Chodzi o to, żeby zrozumieć, gdzie są te nasze geny, siła narodu, na czym możemy budować pewne wzorce. Trzeba pamiętać oczywiście, że XVII wiek jest także okresem nierówności społecznej, niechętnego stosunku wobec Żydów, dominacji szlachty, która zmienia chłopów pańszczyźnianych w niewolników. Jest to też czas wojen domowych: były dwa potężne starcia, rokosz Zebrzydowskiego i później rokosz Lubomirskiego. Bitwa pod Mątwami, podczas której wojska Lubomirskiego podrzynają gardła bohaterom hetmana Czarnieckiego. Myślę, że jest to niebywale ważna epoka, która zasługuje na uwagę.
Wiele scen wymagało zapewne długiego przygotowania. Czy było coś, co sprawiło szczególną trudność podczas kręcenia?
Miałem bardzo dużo satysfakcji z kręcenia wszystkich scen, które są realizowane przez szermierzy. Dlatego, że są to znakomici szermierze, którzy praktykują od bardzo wielu lat. Oni zrobili ten film, żeby złożyć hołd swojej pracy i szabli polskiej. W pewien sposób zakochałem się w ich pracy. Dysponowałem w tym momencie bardzo sprawnymi szermierzami, którzy mogli zrealizować pewne założenia. Szabla, która pojawia się w filmie, jest bardzo często prawdziwą szablą. Nie jest ostra, ale to szabla bojowa. I takimi szablami się posługiwaliśmy, walczyliśmy, ale nikomu nie stała się krzywda. Trzeba podkreślić jeszcze jedną rzecz: inicjatywa wyszła od strony środowiska niefilmowego. Wielkie zaangażowanie pasjonatów, rekonstruktorów czy ludzi ze Stowarzyszenia bardzo temu filmowi pomogło. Ale też było to trudne, ponieważ ta społeczność miała swoje własne wyobrażenie jak ten film powinien wyglądać. Na szczęście udało się ten żywioł opanować i dzięki temu doszło do niesamowitego mariażu takiego pospolitego ruszenia czy też amatorów, rekonstruktorów i ludzi filmu. W ten sposób powstał film, który jest pełnowymiarowy. Dysponowaliśmy niewielkimi środkami finansowymi, a mimo to myślę, że efekt końcowy jest bardzo profesjonalny. Wiele ciężaru spoczęło na barkach ludzi, którzy się w ten film zaangażowali i często pobierali symboliczne wynagrodzenie. Ich wkład, wiedza i doświadczenie były nieocenione, łącznie z kierownikiem produkcji, panem Jerzym Szebestą, ze scenografem Marianem Zawalińskim i wieloma innymi. Maciek Kowalewski, Darek Toczek… Fantastyczni ludzie, którzy się w to zaangażowali. W ten sposób film jest ewenementem: pokazuje, że coś może się udać, że ma to wartość. Będą to oglądali ludzie na całym świecie – film trafi do 34 krajów. Udało nam się to rozszerzyć poza ramy, że tak powiem, amatorskiego filmu, realizowanego przez rekonstruktorów, bo taki film powstawał. To, że nabrał on fabularnego, epickiego charakteru, to obietnica na przyszłość. Czy potencjał ten zostanie wykorzystany przez producentów – zobaczymy.
A czy dziwnie było Panu, po latach doświadczenia aktorskiego, stanąć zarazem przed jak i za kamerą?
Powiem szczerze, że dla mnie była to najlepsza zabawa jaką miałem. Bardzo mobilizująca. Doskonale wiedziałem, co chcę zrealizować. Montaż tego filmu jest efektem końcowym mojego myślenia o nim, o głównych bohaterach i postaciach. Współpraca z Pawłem Delągiem na planie zdjęciowym sprawiła mi po prostu dużo przyjemności, bo świetnie się rozumieliśmy (śmiech). Odpowiadam pół żartem, pół serio. Być może nawet zdecydowałbym się na zaproszenie do współpracy innego aktora, ale sytuacja była taka, że najpierw producent zaproponował mi udział aktorski, a później reżyserię tego filmu. Mówiąc najprościej: w momencie kiedy wiedziałem dokładnie, jaka jest wizja i plan działania, pomysł na film, na przeprowadzenie tej całej historii – realizacja tego pod kątem aktorskim nie sprawiała mi już problemu. Doskonale czułem serce, oddech, wiatr i rytm w tym filmie. Dlatego myślę, że dla mnie to było idealne uzupełnienie. Oczywiście ewentualne uwagi moich kolegów wokół – tych uwag było bardzo mało, ale w dwóch scenach się pojawiły – pomagały mi to zweryfikować. Myślę, że jest to możliwe; są takie przykłady, widzimy, że powstają na świecie filmy, w których znani aktorzy i reżyserują i grają, i całkiem nieźle im to wychodzi.
Czy uważa Pan, że całe to dziedzictwo szabli i sztuki krzyżowej, o którym opowiada film, jest niedopieszczone we współczesnej Polsce, że wymaga przypomnienia?
Na pewno jest to coś, co trzeba kultywować, ale myślę, że to droga dla niewielu. Do masowej wyobraźni będą bardziej przemawiały pewne obrazy, dotyczące dynamiki, siły. Wzorce, nazwijmy to – spartańskie, które mogą być oczywiście kojarzone z drogą szabli… Ja znowu do tego podchodzę dosyć ostrożnie, bo wydaje mi się, że jestem człowiekiem, który czuje się bardziej obywatelem niż patriotą. Obywatelem tego kraju i mam świadomość, że Polska jest krajem różnorodnych postaw, różnych ludzi i wszyscy musimy mieszkać w tym domu – mieć swoją przestrzeń i czuć się bezpiecznie. Czuć, że jesteśmy chciani. W związku z tym wszystkie te wartości, o których mówię – są silne, mocne i powinny budować pewien kręgosłup, pamiętając o tym, że Polska XVII wieku to też była Polska tolerancji: wielokulturowa i wielowyznaniowa. Rzeczpospolita to Litwa, Ukraina i obecna Białoruś, a także wiele innych nacji: Żydzi, Niemcy, Ukraińcy, Litwini, Tatarzy i Polacy. Jest to moim zdaniem piękny przykład pewnego zróżnicowania. I dla mnie jest to ważniejsze do podkreślania niż tylko i wyłącznie droga szabli.
Wspomniał Pan, że film będzie miał swoją premierę nie tylko w Polsce, ale też zagranicą. Na jaką recepcję by Pan liczył, szczególnie ze strony zagranicznych widzów?
Wszystkich będzie interesowało tylko, czy jest to ciekawy film, czy też nie. I nikt nie będzie oczywiście pytał, w jakich warunkach powstawał. A powstawał w warunkach bojowych. I ponieważ, moim zdaniem, ten film spełnia wszystkie warunki profesjonalnego filmu, który wyrasta trochę ponad przyjęte w Polsce normy, dotyczące dokumentu fabularyzowanego, to myślę, że dla widza międzynarodowego będzie to po prostu ciekawa forma, sposób narracji i bohaterowie, a przy okazji dowiedzą się czegoś więcej na temat historii polskiej, polskiego obyczaju i polskiej szabli. Uważam, że byłby to duży sukces filmu. Właśnie w takim wymiarze edukacyjnym, poznawczym innych kultur, które mogą się dzięki niemu zbliżyć do kultury polskiej. Dlatego trzeba pamiętać o tym, że nie jest to tylko film o polskiej szabli. Opowiadamy po prostu o naszym polskim rodowodzie. Jest to możliwość, żeby widzów w wielu krajach przybliżyć do rdzenia naszej Polski, zarówno tej, która jest, jak i tej historycznej.
A czy planuje się Pan dalej rozwijać jako reżyser? Może ma Pan już jakieś pomysły na kolejne produkcje?
Tak, oczywiście. Planuję – pracujemy nad scenariuszem. Mam nadzieję, że w niedługim czasie dojdzie do realizacji pełnowymiarowego metrażowo filmu. Myślę, że na razie nie będę za bardzo wychodził poza ramy ostatniego filmu… Powiedziałbym, że interesują mnie mocne obrazy epickie z wyrazistymi psychologicznie postaciami. Ale interesują mnie też kameralne historie, w których na pierwszym miejscu stoi człowiek, a także pewnego rodzaju piękno i wrażliwość. Dynamizm postaci, wojny, konfliktu i broni jest dla mnie czymś bardzo naturalnym i mi bliskim.
Rozmawiała Agata Grzybek
Film Zrodzeni do szabli będzie można obejrzeć 10 grudnia (wtorek) o godzinie 21:00 na kanale HISTORY