Choć dla mieszkańców Meksyku rodzina stanowi dużą wartość, dla prawdziwego Meksykanina istnieje tylko jedna kobieta, którą należy szanować – jest nią Matka Boska z Guadalupe. Matki, żony, kobiety pełnią (mają pełnić!) tam rolę wyłącznie cieni, służących bez własnego zdania i woli twórczej, osób w całości podporządkowanych humorom mężczyzn. Te, które pragną mówić własnym głosem, które nie chcą zamykać oczu na zło, wykorzystywanie, łamanie praw kobiet, traktowane są jak zdrajczynie lub szalone. Przyznajcie, nie tak wyobrażaliście sobie ten przepełniony gwarem, tańcami, dobrą zabawą (nawet na Święto Zmarłych) i kolorami kraj, z którym spotykamy się w większości reportaży?
Codzienna rzeczywistość Meksykanek jest zupełnie pozbawiona barw i dobrego humoru. Większość z nich, wychowywana w tej kulturze, przemoc i ograniczone prawa wolności traktuje jako naturalne… jakby wystarczającym uzasadnieniem tego, że jest bita przez własnego męża, miałby być fakt, że przecież jej matka też była bita i „jakoś dała radę”! Kultura macho, ten na wskroś patriarchalny model rzeczywistości, jest jak mur nie do przebicia. Bo gdzie tu iść po pomoc, skoro często nawet służby bezpieczeństwa są katami dla ofiar? Jak w ogóle zawołać o pomoc, skoro nikt ich tego nie nauczył, nie powiedział, że tak można, że trzeba, że można żyć inaczej?!
Porywające reportaże Beaty Kowalik, zebrane w książce „No pasa nada!”, szokując, otwierają nam oczy. Rysują w naszych głowach zupełnie inny od tego dotychczas przez nas zbudowanego obraz Meksyku. Autorka sama mieszkając tam przez kilka lat, zdobyła zaufanie wielu kobiet, weszła „do środka”, a dzięki temu pokonała ich strach, brak zaufania i dystans do mówienia o sobie, słysząc w zamian do bólu szczere, do szpiku okrutne historie.
Książka pokazuje czytelnikowi kobiety z różnych klas społecznych, służące, wykształcone, aktywistki, prostytutki, lesbijki, feministki. Zawarte w niej opowieści to istny, okrutny, niekiedy magiczny, czasem oszałamiający korowód meksykańskiego terroru macho, gdzie po drugiej stronie stoi świat kobiet, biernych i aktywnych, godzących się na swój los i walczących za inne; kobiet, które niezależnie od obranej postawy łączy jedno – siła. Siła kobiet, które bez żadnych praw i przywilejów, są w stanie tam żyć i przetrwać od wielu pokoleń.
Choć Meksyk to miejsce idealne dla narodzin feminizmu, walki o prawa kobiet, większość wciąż woli jednak nadal po prostu akceptować swój los, powtarzając ze spokojem „No pasa nada” – „Nic się nie dzieje”.
„No pasa nada” to ściema, to mantra, którą powtarzają kobiety, bo tak jest bezpiecznie, bo tak wmawiają im kolejne pokolenia. Nieprawda, tam dzieje się aż za dużo!
„Doña Santiaga powtarza mądrości matek. Jak mąż wraca do domu głodny, dajmy na to, bo cały dzień pracował, żona musi mu przygotować talerz salsy z tortillą, chociażby. To go uspokoi. Potem musi odpocząć. Żona też odpocznie, jak pozmywa i posprząta po posiłku. Jak się żona obraża i nie wypełnia swoich obowiązków, mąż ma prawo się zdenerwować. Kłopoty w małżeństwach teraz biorą się stąd, że żona chce dyrygować mężem, a on się nie zgadza. I walczą o władzę. Każdy musi znać swoje miejsce. Nie trzeba stawiać spraw na głowie. Lepiej robić swoje.” (fragm. książki)
Autor: Beata Kowalik
Tytuł: No pasa nada! Nic się nie dzieje
Wydawnictwo Mova
Premiera: 29.01.2020