Ludzie z natury cenią sobie piękno. Lubimy nosić się elegancko, odpowiednio wysławiać i robić na otoczeniu dobre wrażenie. Obserwując zwierzęta zachwycamy się ich nienagannymi sylwetkami, pięknym upierzeniem, czy znakomicie skomponowaną pieśnią miłosną słowika. Jednak natura ma też swoje drugie, „ciemne” oblicze – równowaga w przyrodzie być przecież musi… Bo to nieprawda, że piękne kobiety nie pierdzą, a słodki, mały króliczek nie zjada swoich bobków. J
Myślę, że ta „ciemniejsza” część natury wyjątkowo interesuje zwłaszcza nasze pociechy, które dopiero co odkrywają czym jest katar, bekanie i to, że kupa może mieć różne kolory. Naprzeciw zainteresowaniom najmłodszych wychodzi Wydawnictwo Babaryba, oferując dwie bardzo interesujące pozycje – „Ohyda – mała księga obrzydliwości”, autorstwa Emmanuelle Figueras oraz Gaela Beulliera i „Pupy, ogony i kuperki” Mikołaja Gołębiewskiego oraz Mroux.
Jako, że drzemie we mnie wieczne dziecko obie te pozycje przeczytałam jednym tchem, śmiejąc się przy tym co bądź (mówiąc ordynarnie: taka kupa śmiechu!), ale nade wszystko dowiadując się wielu ciekawych informacji, o których niestety szkoła rzadko wspomina. Bo czy wiedzieliście na przykład, że gęś bernikla białolica jest prawdziwą fabryką kupy – jej życie można streścić w zdaniu „je i się defekuje”, praktycznie bez przerwy!! Ciekawsze jednak jest to, że za berniklami podążają stada refinerów, które odchody gęsi traktują jak najlepszy przysmak. Wspomniany królik nie dzieli się jednak swoimi bobkami z postronnymi zwierzętami, ale sam je zjada (jednak tylko te zrobione nocą, ponieważ mają odpowiadającą mu konsystencję). Jeszcze mało ohydy? Czy kiedyś okrzyczałaś/eś swoje dziecko, że zjada swoje „kozy”? Widocznie ma coś z goryla, który zachowuje się identycznie. Jeśli po książce „Ohyda – mała księga obrzydliwości” naszpikowanej różnymi rodzajami kup, śliną i pluciem, bąkami i smrodami, czujesz jednak wciąż pewien niedosyt, sięgnij po „Pupy, ogony i kuperki”. A co w niej przeczytasz?
O tym, że skunks w okolicach odbytu ma zbiorniki z bardzo śmierdzącą substancją potrafiącą zniechęcić do polowania na niego prawie każdego drapieżnika, wie chyba każdy. Ale czy wiedzieliście, że malutki, niepozorny ogonek hipopotama służy do strasznych obrzydliwości? (ale tylko z ludzkiego punktu widzenia). Hipopotamy są zwierzętami bardzo terytorialnymi, a teren oznaczają w bardzo wyszukany sposób. Otóż podczas robienia kupy machają swoimi ogonami rozpryskując ją na wszystkie strony świata. Morskie śledzie wypuszczając zaś z pupy gazy (po prostu pierdząc) porozumiewają się ze sobą. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak australijski torbacz, zwany wombatem. Podobno ma tak twardą pupę, że żadne ataki drapieżnika nie są dla niego groźne. Wchodzi do swojej norki, obraca się do atakującego pupą i jest w pełni bezpieczny. Fantastycznie wciągające historyjki, urozmaicone okienkami z krótką dodatkową treścią dla ciekawskich, zadziwiają – bo któż by się spodziewał, że tak solidnie wciągnie nas czytanie o czyichś tyłkach?!
Wiedza przyrodnicza, przedstawiona w książkach od tej „kontrowersyjnej” strony, rozpala ciekawość naszych pociech, ucząc je i rozśmieszając. Kto wie ilu nowych miłośników przyrody przyciągną ów opowieści?
Zapraszam serdecznie do lektury. Nie bójcie się kupić i czytać te książki swoim dzieciom, każdy sposób jest przecież dobry na rozpalanie dziecięcej pasji do świata przyrody, a kto jak kto ale Wy najbardziej wiecie, że nic nie bawi i zaciekawi dzieci bardziej niż te wstydliwe (dla dorosłego!) tematy. A zatem książki w dłoń!
Za możliwość zrecenzowania książek serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Babaryba.