Jak dotąd, nie często zdarzało mi się pisać recenzje, a jeszcze rzadziej ubierałam w słowa własne doświadczenia ze współczesnymi prozaikami. Dlatego po lekturze „Trzech opowieści” argentyńskiego pisarza Césara Airy mam wrażenie, że los uśmiecha się do mnie przekornie i wyzywająco. Czytać Airę z całym jego awangardowym rynsztunkiem, to wejść w świat dynamicznej akcji, absurdalnych scen, nieprawdopodobnych zdarzeń i przewrotnego humoru. Wychodzi się z tego z zawrotem głowy, a w moim przypadku dodatkowo z uczuciem niepokoju. Trudno potem zebrać myśli, a co dopiero je opisać.
Zgodnie z tytułem publikacji dostajemy od Césara Airy trzy opowiadania, w Argentynie wydane po raz pierwszy w latach dziewięćdziesiątych, dojrzewające dla polskiego czytelnika aż do 2019 roku i podane w starannie zaprojektowanej oprawie (co bardzo doceniam) przez Wydawnictwo Ossolineum, w ramach serii „Z Kraju i ze Świata”. Wcześniej można było przeczytać po polsku jedynie dwa krótkie teksty autora: metarefleksję na temat rodzajów pisarstwa oraz notatkę o Gombrowiczu, artyście pokrewnym Airze ideowo i formalnie.
Pierwsze opowiadanie zaczyna się niewinnie – od wyprawy ojca i syna na lody po przeprowadzce do nowego miasta, ostatnie (bez spoilera) zostawia nas w wybuchowej sytuacji, w której nie obyło się bez ofiar. Nie należy się spodziewać, że wyjdziemy z lektury cało, bo to są „dzikie historie” – chociaż czyta się je wartko i trochę jak w transie – od słowa do słowa, a nagle jesteśmy pogubieni.
Kto mówi: mały chłopiec, dziewczyna, a może sam autor? Gdzie to jest: w szpitalu, w czyjejś głowie, w bliżej nieokreślonej tkance kosmosu? Kiedy to się dzieje: w dzieciństwie, dorosłości, bezczasie? Każda z odpowiedzi jest „poprawna” i każda sprowadza na manowce. „Szła tam spowita w swoją aureolę, w te swoje szesnaście lat” – mowa o Marcii, jednej z bohaterek, a „tam” znaczy w miejscu, gdzie „wszystko szybko rozpuszczało się w nicości” lub też „trzy przecznice przed placem Flores” – jak kto woli.
Brnąc w lekturę sama już nie wiedziałam, czy – cytując Marka Bieńczyka z posłowia do polskiego wydania – „warto wkraczać w, jak to się powiada, warstwę znaczeniową tych nowel? Czy lepiej smakować jedynie ich werwę, pomysłowość, szaleństwo niektórych scen i obrazów, zabawność wielu z nich, absolutną nieoczekiwaność nagłych zwrotów, głosić (trochę to łatwe) zasadniczą nieobliczalność”? Post factum zalecam to drugie i z ciekawością czekam na kolejne przekłady Airy, mam nadzieję, że tak samo udane, jak ten wykonany przez Tomasza Pindla, który trzymam teraz w dłoni. Ponieważ pisarza od lat wymienia się jako faworyta w noblowskim rozdaniu, kto wie, czy niebawem jego dzieła nie zaczną wzywać nas lawinowo z witryn rozmaitych sklepów.
Sam Césara Aira nazywa swoje teksty „zabawkami dla dorosłych” i coś w tym jest, przy czym są to formy bez instrukcji obsługi, a zabawa jest ryzykowna. Tak jak ryzykowna jak cała awangarda w literaturze: czasem swobodna i ludyczna, innym razem przewrotna jak wieczory bohaterki jednej z opowieści: „To było coś w rodzaju raju i jak każdy raj zdobyty małym kosztem przypominało piekło”.
Autor recenzji: Teresa Bosak
Tytuł: Trzy opowieści
Autor: César Aira
Tłumaczenie: Tomasz Pindel
Wydawnictwo: Wydawnictwo Ossolineum
Data premiery: 29 października 2019
Dziękuję Wydawnictwu Ossolineum za egzemplarz „Trzech opowieści”.