Zacznę tak: jest to film dziwny. Nie dlatego, że podejmuje temat obcy mieszkańcowi Europy Środkowej ani nie dlatego, że jest w jakiś sposób zafałszowany. Nie, wręcz przeciwnie. To obraz, który z jednej strony bardzo prawdziwie obrazuje II wojnę w migawkach ukazujących śmierć za działalność partyzancką, rany żołnierzy, wpływ nazizmu na życie ludzi tak Niemców, jak i pozostałych mieszkańców świata, którzy się z nim zetknęli, z drugiej jest wskazówką jak w nieludzkim świecie wojny i faszyzmu pozostać człowiekiem.
Ta wspomniana dziwność zbudowana jest wielopłaszczyznowo, począwszy od tytułu nawiązującego do XIX wiecznej konwencji literackiej, w której tytuł bezpośrednio wskazywał głównego bohatera przez jego wymyślonego przyjaciela o wyraźnie komicznych rysach, którym jest sam przywódca III Rzeszy, całą gamę postaci prezentujących główne typy społeczeństwa nazistów od kolegów Jojo z Hitlerjugend, przez tajemniczą młodą Żydówkę ukrywaną przez jego matkę po żołnierzy i tych oddanych walce, a także idei faszystowskiej i tych, którzy z konieczności noszą mundury i pozornie działają dla dobra Rzeszy, w gruncie rzeczy jednak działają na rzecz zakończenia wojny, w podziemiu, jak jego matka, uznany za zaginionego w walce, a w gruncie rzeczy działający gdzieś w ukryciu ojciec i żołnierz prowadzący szkolenie oddziałów Hitlerjugend, a w gruncie rzeczy zapewniający gromadzie chłopców poczucie wspólnoty, zabawę, wdrażający ich do pełnienia różnych obowiązków, a przy tym oswajający ich z wojną i walką. Człowiek, który w pełni świadomie zataja prawdę o dacie urodzenia siostry tytułowego bohatera i tym samym ratuje życie jego żydowskiej przyjaciółki, a w finale filmu, już po zajęciu miasta przez aliantów, rzuca na szalę własne życie ratując chłopca, by ten mógł żyć dalej w świecie bez wojny.
Prezentowany świat ograniczony jest w zasadzie do przestrzeni, w której porusza się tytułowy bohater filmu. To przede wszystkim dom i jego poddasze, ulice miasta, którymi dziesięcioletni chłopiec spaceruje z matką, kolegami lub sam. To świat rzeczywisty, w którym szala zwycięstwa przechyla się na stronę aliantów, w którym charyzma Hitlera odchodzi w przeszłość i w którym niemiecki naród jest już zmęczony wojną i rosnącym od strony obcych wojsk zagrożeniem. Ale to także świat fantazji dziecka budującej z fragmentów rzeczywistości i wyobraźni przestrzeń ulokowaną gdzieś pomiędzy światem faszystowskich Niemiec, nazistowskiej ideologii, antysemityzmu i wojny a pełnym ciepła, miłości, empatii uniwersum wykreowanym w jego wyobraźni.
Nowozelandzki reżyser Taika Waititi w sposób bardzo świadomy i z dużym wyczuciem stworzył dzieło balansujące na krawędzi akceptowalnej poetyki dotyczącej podjętej przez niego tematyki Holocaustu. Zaprezentował całkiem realną opowieść wpisaną w zdarzenia historyczne i mocno umotywowaną psychologią dziecka. A poważny i nie znoszący kpiny temat pokazał z lekkim przymrużeniem oka. Co ważne, ten sposób postrzegania i kreowania rzeczywistości motywowany jest dziecięcymi bohaterami, którzy właśnie w ten naiwny sposób oswajają realia dalekie od przyjaznych i dających tak potrzebne dziecku poczucie bezpieczeństwa. Niemniej jednak w wielu momentach podane treści dalekie są od humorystycznych, a uśmiech, pełen smutku i zrozumienia wywołuje u widza właśnie ich sposób widzenia i interpretowania przez dzieci na tyle przecież duże i na tyle blisko obcujące z wojną i tym co ona z sobą niosła, że z pewnością znające też konsekwencje prezentowanych zdarzeń i sytuacji.
Ten film jest tak naprawdę popisem trojga aktorów. Grającej matkę młodego Betzlera Scarlett Johansson, wcielającego się w rolę tytułowego bohatera Romana Griffina Davisa i odtwarzającego wykreowaną w wyobraźni chłopca postać Führera Taika Waititi. Cała trójka zapracowała na sukces filmu. Johansson zaprezentowała całe spektrum emocji i zachowań znamiennych dla kobiet czasu wojny począwszy od bezradności wobec otaczającej ją rzeczywistości, śmierci ludzi uznanych przez władzę i wojsko za niebezpiecznych, łamiących prawo etc., przez delikatność, miłość, opiekuńczość i siłę widoczne w relacjach z synem i ukrywaną dziewczyną, po sprzeciw i bunt, których efektem jest ukrywanie w mieszkaniu Żydówki, roznoszenie ulotek, umieszczanie na murach napisów wyrażających sprzeciw wobec decyzji władz, a w końcu śmieć. W grze młodego Davisa zwraca uwagę lekkość z jaką przechodzi on od zabawy w nazistę do empatycznego i dojrzałego rozumienia ukrywającej się w jego domu nastolatki oraz swoboda poruszania się między światem realnym, w którym żyje wraz z matką, który próbuje zrozumieć i odnaleźć w nim własne miejsce a światem fantazji, w którym egzystuje oswojony Führer – przyjacielski, niegroźny i w sumie dosyć dziecinny – ale pozwalający chłopcu oswoić groźny i nie do końca zrozumiały świat dorosłych, a przy tym stworzyć na pograniczu rzeczywistości i fantazji świat własnej egzystencji, w którym w jakiś nieuchwytny i bezkolizyjny sposób łączy bycie nazistą (na swój dziecięcy sposób), uwielbienie dla Adolfa i antysemityzm ze specyficznym i dziecięcym rozumieniem tego kim jest Żyd w kontekście codziennego życia, odmiennej wiary i budzących się, w wyniku nieprzerwanej relacji z ukrywaną dziewczyną uczuć, najpierw niepewności i gniewu, następnie zaś przyjaźni, a potem pierwszego uczucia miłości. To właśnie ten świat znajdujący się gdzieś pomiędzy wyobraźnią dziecka a toczącą się wokół wojną jest tym, co reżyserowi wyszło najciekawiej. W światowej kinematografii to obraz rzadki, bo z jednej strony połączenie Holocaustu i komedii jest zabiegiem mocno ryzykownym, ale jak widać pozwalającym uzyskać dobry efekt, z drugiej zaś przyjęcie dziecięcej perspektywy w tak trudnym i obciążonym określonymi oczekiwaniami temacie niesie z sobą mnóstwo niewiadomych. Reżyserowi udało się z sukcesem zaprezentować obraz Holocaustu z mocno zaznaczonym rysem komediowym bez naruszenia jego powagi. Większość elementów komicznych skupiona jest na postaci Adolfa fenomenalnie kreowanej przez Waititiego. Ciepły i przyjacielski budzi w odbiorcach niekłamaną sympatię, a dziecięca perspektywa nie tylko uzasadnia jego zaprezentowaną wersję, ale pozwala też bez sprzeciwu przyjąć nawet te fragmenty przekazu, które bezpośrednio odnoszą się do kultury judaistycznej i są tu mocno wpisane w konwencję satyry. Dodatkowo ich pozytywny śmiech wzmacnia też fakt, iż reżyser elementy komediowe w tym wątku tematycznym wyraźnie połączył z działaniami chłopca zmierzającymi do psychicznego wsparcia samotnej i przerażonej dziewczyny.
Film jest ciekawy i wciąga nawet tych, którzy tematem Holocaustu nie są jakoś specjalnie zainteresowani. Uwagę widzów przyciągają poszczególne kadry tak ze sobą zestawione, że przechodzimy z jednej rzeczywistości do drugiej płynnie wprawdzie, ale w pełni świadomie. Przeskoki między nimi budują swego rodzaju łącznik uświadamiający jaki mógłby być świat bez wojny i co decyduje o tym, że w sytuacji zagrożenia jeden się do niej dostosowuje, a drugi szuka innej drogi przez sprzeciw i bunt – jak matka chłopca lub kreację własnego uniwersum – jak on sam, by ostatecznie odrzucić swój naiwny obraz nazizmu na rzecz przyjaźni, zrozumienia i życia opartego na empatii i wzajemnej pomocy.
A jednak, mimo wszystkich pozytywów, po obejrzeniu seansu, im dłużej o nim myślałam tym więcej rodziło się we mnie wątpliwości. Jako dzieło kinematografii film jest świetny, jako film przedstawiający realne fakty z historii świata (jednak) już niekoniecznie. Waititi w każdym kadrze swojego przekazu zadbał o zachowanie delikatnej, a przy tym bardzo chwiejnej równowagi i podporządkował tej równowadze także wplecione w film elementy satyry, która być może dlatego nie wybrzmiała w pełni. Nigdzie tego balansu nie złamał i nie przekroczył, a szkoda, bo jednak zastanawia dlaczego inteligentne, silnie związane emocjonalnie z matką dziecko po pierwszym szoku na widok jej ciała przechodzi nad jej śmiercią do porządku dziennego. Zwraca też uwagę brak jakiejkolwiek reakcji otoczenia na akty opozycji i śmierć jej przedstawicieli zwłaszcza, że są to już nie obcy, wrogowie, ale mieszkańcy tego samego miasta i tej samej narodowości, którzy mieli po prostu inną wizję własnego życia. Dlatego zastanawia mnie czy rzeczywiście pokazanie II wojny i Holocaustu w taki właśnie sposób to rzeczywiście dobry pomysł, bo dociera on do widza w każdym wieku i robi to dosyć łagodnie, ale jednak bardziej się go ogląda, zgodnie zresztą z sugestią tytułu, jak „Alicję w krainie czarów” niż jak film o losach świata i ludzi z pierwszej połowy ubiegłego wieku.
Autor recenzji: Iwona Pięta
Tytuł: Jojo Rabbit
Reżyseria: Taika Waititi
Muzyka: Michael Giacchino
Data premiery: 24.01.2020 (Polska), 8.09.2019 (świat)