„Kobieta w lustrze” autorstwa Érica-Emmanuela Schmitta to powieść filozoficzna, zgłębiająca odbicia dusz kobiet niezwykłych. Składa się z trzech oddzielnych historii, a ich akcja odgrywa się w innych epokach. Trzy kobiety, których portret jest tu przedstawiony, łączy oprócz podobnego imienia jeszcze trudna przeszłość i niezwykle głębokie życie wewnętrzne oraz towarzyszące temu uczucie niepasowania do otoczenia.
Anne żyje w XVI wieku. Bardzo wcześnie zostaje sierotą, zamieszkuje z ciotką i kuzynkami. Od najmłodszych lat szykowana jest do zamążpójścia, jak każda przyzwoita kobieta. Anne jednak odstaje od innych dziewcząt, różni się podejściem do życia. Ma duszę mistyczki, w końcu zostaje beginką. Współistnieje w świecie w duchu prawdziwego franciszkanizmu, zawstydzając hierarchów kościelnych swoją niewinnością. Jej wnętrze jest zagadką nie tylko na miarę swoich, ale również i przyszłych czasów. Autor zdaje się uzmysławiać nam, że Anne nie umarła, a jej duch cyklicznie odradza się na przestrzeni wieków w postaci kobiet nietuzinkowych.
Trzy oddzielne historie, które z pozoru są totalnie różne, w końcu łączą się ze sobą, a sprawia to właśnie pierwsza opowieść o tajemniczej renesansowej mistyczce. Jest to niezwykle interesujący sposób narracji. Lektura niekiedy może przypominać nam „Godziny” Michaela Cunninghama, zdobywcy Pulitzera z końca lat 90., gdzie bohaterki również zdawały się wpływać na siebie, komunikować na przestrzeni epok. Co ciekawe powtarza się tutaj nie tylko sposób narracji, ale również główny motyw – Anne, Anny i Hanna także zdają się żyć wyłącznie dla innych. Z czasem zatracają siebie, poświęcając się temu, co w danej epoce było kluczowe – Anne pochłania religia, Hannę psychoanaliza i spełnienie, a Anny substancje psychoaktywne. Wszystkie doświadczyły w dzieciństwie nieprzyjemnych rzeczy, by w końcu znaleźć się w sytuacji sukcesu materialnego i społecznego, który wcale nie przyczynia się do osiągnięcia prawdziwego spełnienia. Stąd też można wysnuć wniosek, iż jest to po prostu powieść o depresji, tak głębokim życiu wewnętrznym i nadwrażliwości, która prowadzi główne bohaterki właśnie do uczucia zacietrzewienia, niewoli. Każda ucieka od świata, presji narzuconej z zewnątrz w jedyny znany jej sposób.
„Kobieta w lustrze” to zdecydowanie powieść z drugim dnem. Trzyma w niepewności, wciąga, napisana jest niezwykle prostym językiem. Niekiedy ma się wrażenie, iż autor specjalnie infantylizuje narrację – np. Anne swą świadomością przypomina dziecko, a to z jej perspektywy poznajemy świat. Mamy tu więc „saintexcuperowski” sposób odkrywania, znany doskonale z innych powieści Erica-Emmanuela Schmitta. Bohaterki stają się nam bliskie, obserwujemy walkę o osobistą emancypację, o prawo do bycia sobą. Utożsamiamy się z nimi z niefałszywą łatwością. Z drugiej strony, kobiety te nie dają czytelnikom jasnej odpowiedzi, nie uzyskują spełnienia, ponieważ nie wiedzą tak naprawdę, gdzie chciałyby się znaleźć.
„Kobieta w lustrze” to idealna pozycja na jesienne wieczory i deszczowe poranki. Choć poruszany temat wcale nie jest łatwy, to jednak śmiało możemy czytać tekst w tramwaju w drodze do pracy. Choć zmusza do refleksji, czyta się ją bardzo przyjemnie i łatwo, dlatego wcale nie potrzebujemy wyjątkowego skupienia. Powieść o niemożności życia w trudnych czasach i jednocześnie o trudzie zmieniającym się na przestrzeni lat zdaje się być nadzwyczaj aktualna tej pandemicznej jesieni.
Autor recenzji: Karolina Orlecka
Tytuł: „Kobieta w lustrze”
Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Tłumaczenie: Łukasz Müller
Wydawnictwo: Znak
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Znak.