W pierwszej chwili pomyślałam, że wydawanie takiej książki jak „Stambuł do zjedzenia” w środku pandemii, powinno być zabronione. To taka pozycja, dzięki której od razu chce się rezerwować bilety do Turcji. Oglądasz zdjęcia pełnych gwaru ulic dzielnicy Cihangir, kawiarni w dzielnicy Balat czy targu w Fatih i już wiesz, że chcesz samemu tam być, by poczuć i spróbować tego, o czym pisze autor. Jednak choć na początku jesteś trochę zły, że samoloty nie latają, że kwarantanna, że Stambuł musi jeszcze poczekać, to po chwili uświadamiasz sobie, że masz w rękach doskonałą pozycję, by tą zimę jakoś przeczekać.
„Stambuł do zjedzenia” to, w zupełnym skrócie, połączenie książki kucharskiej, reportażu i przewodnika turystycznego. Książka została podzielona na rozdziały odpowiadające kolejnym posiłkom tj. śniadanie, obiad, podwieczorek. Każdy kolejny przepis poprzedza krótka anegdotka, opis wybranej dzielnicy Stambułu lub ciekawostka dotyczycąca kuchni tureckiej – a najczęściej wszystko to razem. Każdy przepis ilustruje fotografia, na widok której człowiek robi się od razu głodny, każdy literacki wstęp seria zdjęć stambulskich ulic.
I tak zaczynamy od chrupiących bajgli, pszennych bułeczek z truskawkową konfiturą czy jajek w jogurcie z czosnkiem i pikantnym masłem. Na obiad mamy do wyboru m.in. korzennego kurczaka z orzechami włoskimi i grantem, duszoną jagnięcinę na puree bakłażanowym i oczywiście kilka rodzajów çorby, czyli zupy, w tym: osmańskiej zupy migdałowej, tureckiej zupy z suszonymi pomidorowej, a na deser: labne z pieczonymi migdałami czy pączki w syropie. Nie zabrakło oczywiście tureckich klasyków: przepisu na kebab, chałwę czy pilaw. Udało mi się wypróbować na razie aromatyczne warzywa z kolendrą i wędzoną papryką, krewetki zapiekane w pomidorach i turecki chleb z patelni. Działając zgodnie z przepisem wszystko poszło gładko i zakończyło się ze smakiem.
„Stambuł do zjedzenia” to też kompendium wiedzy i anegedot o kuchni tureckiej! Wiecie czym jest tulum? Karniyaruk? Co wybrać, kiedy w kawiarni do picia zaproponują sahlep, bozę albo sirę? Gdzie jest najstarsza piekarnia w Stambule? Jakim tureckim przepisem zachwyciła się żona Napolena i jak udało jej się zdobyć przepis od szefa kuchni?
Wreszcie książka to doskonały przewodnik po Stambule. Autor zabiera nas także na spacer po tętniących życiem ulicach, gwarnych targach, ale też do luksusowego hotelu Pera Palace (w którym nocowała m.in. Greta Garbo czy Mata Hari), Błękitnego Meczetu, źrenicy Bosforu czy wyspy w archipelagu Wysp Książęcych. Wszystko to w konwencji dziennika, pisanego na luzie, ale z wieloma szczegółami historycznymi czy podróżniczymi. Jak tylko kupię bilety do Stambułu, to w podróż udam się właśnie z notatkami i wskazówkami Bartka Kieżuna.
Książkę naprawdę chce się zjeść – piękne zdjęcia i żywe opisy, sprawiają, że „Stambuł…” pachnie i smakuje. I tak, jak nieodłącznym elementem smaku potrawy jest jej wygląd, tak i tutaj sposób wydania książki dopełnia przyjemności z jej odbioru. I choć to najmniej ważne w recenzji książki, jestem pewna, że sprawdzi się i jako świąteczny prezent dla miłośników kulinariów, i jako element wystroju mieszkania.
Dagmara Marcinek
„Stambuł do zjedzenia”
Bartek Kieżun
Wydawnictwo Buchmann
data premiery: 28 października 2020