„Sofia albo początek wszystkich historii” to powieść rozpięta pomiędzy Syrią i Europą, snuta przez urodzonego w Damaszku, ale tworzącego w Niemczech dziennikarza i pisarza. Rafik Schami jest autorem intrygującym i obiecującym. Oferuje nam unikatową, wywodzącą się z różnych kultur perspektywę, talent do snucia wciągających, wielowątkowych historii i odrobinę pachnącej słodko lukrecją, przyprawionej zatarem egzotyki.
Przyznam, że sięgając po opowieść o Sofii, Salmanie, Karimie, Aidzie i innych połączonych meandrami losu bohaterach, obawiałam się rozczarowania w postaci podążającej za modą, ładnie oprawionej, orientalizującej wydmuszki. Nic takiego mnie nie spotkało, dlatego podaję „Sofię” dalej, mając nadzieję, że przyniesie chwilę wytchnienia, ale też da do myślenia kolejnym czytającym.
Zadziwiająca mieszanka. Muzułmanin żyje z chrześcijanką i gra Beethovena na oudzie.
Powyższy fragment powieści dobrze opisuje odczucia towarzyszące mi podczas lektury. Rafik Schami umożliwia nam doświadczenie interkulturalne, a czyni to z finezją, choć nie bez potknięć – tak samo jak Karim przełamujący ciszę nocy dźwiękami utworu „Dla Elizy”, którego uczy się grać na oudzie, zwanym lutnią arabską. Przez powieść przemierzają liczne postaci, które poznajemy niekiedy epizodycznie, w rozlicznych wątkach, w których na początku trudno było mi się połapać. Podążamy za pasmem perypetii miłosnych, rodzinnych i społecznych, uwikłanych w dzieje Syrii z ostatnich kilkudziesięciu lat. Jednocześnie odniosłam wrażenie, że pomimo rozbudowanej i skomplikowanej sieci relacji, autor zadbał, by wybrzmiało to, co najważniejsze.
Kwitły jabłonie. Głęboko odetchnął i pomyślał, że wolność pachnie kwiatami jabłoni. Na chwilę zapomniał o ucieczce i emigracji.
Myślę, że można odnaleźć się w niejednej opowieści, jeśli doświadczamy zachwytu, chwil iluminacji, ulotnego piękna, „tego czegoś”. Różnie to nazywamy i różnie nam się to objawia w literaturze i w życiu, ale bywają to doświadczenia kluczowe. W „Sofii” jest kilka decydujących momentów, gdzie słowa układają mi się w takie przebłyski. Tak było w przypadku powyższego fragmentu o wolności pachnącej kwiatami jabłoni. Tak też odebrałam epizod o Damaszku pulsującym dźwiękami i zapachami, w którym wiosna dosłownie i symbolicznie „wyłuskuje” ludzi z zimowego odzienia. Podobnie zareagowałam czytając o dniu, który „zaglądał przez szparę w drzwiach, a potem rozlał się po nagim ciele Stelli”.
Te urzekające mnie zdania odebrałam także, jako chwile wyzwolenia bohaterów z rzeczywistości mniej urokliwej. Zasugerowałam na początku, że powieść nie uważam za powierzchowną i miałam na myśli nie tylko jej przenikliwość, ale także tematy, które porusza.
Rafik Schami opisuje kraj swojego pochodzenia, docierając poprzez liczne retrospekcje do 2011 roku, kiedy powietrze tchnęło nadejściem Arabskiej Wiosny. Tę współczesną Syrię widzimy oczami Salmana, byłego antyreżimowego działacza, który uciekając przed uwięzieniem, wpierw trafia do Niemiec, a potem do Włoch, gdzie wraz ze Stellą układa sobie życie. Po latach, w ślad za onirycznymi wspomnieniami, były bojownik powraca do kraju swojej młodości, gdzie w bolesny sposób otrząśnie się z wyobrażeń podyktowanych tęsknotą. W domach Damasceńczyków, w sklepach, restauracjach i taksówkach bezbłędnie rozpozna fałsz i strach które rozgościły się w codziennych zachowaniach mieszkańców. Przeprowadzi gorzką rozmowę z dawnym przyjacielem, w której padną znamienne słowa.
W tamtej chwili zrozumiałem, że w Syrii są dwa poziomy. Na powierzchni panuje pokój i ten kraj wydaje się idealnym miejscem na ziemi nie tylko turystom, ale też Syryjczykom, dopóki nie zetkną się z tym, co jest w głębi. Pod Damaszkiem, wiele pięter w dół, znajduje się bowiem całe piekielne miasto i wciąż się rozrasta…
Salman eksplorując to „piekielne miasto” dowie się również i przekona na własnej skórze, dlaczego w Syrii inaczej niż w Szwecji, czy Anglii nie powstają dobre książki kryminalne. Nie zdradzę odpowiedzi (tak jak celowo nie wyjaśnię tutaj, kim jest tytułowa Sofia), ale bardzo polecam poszukanie tego wątku w książce. Dla zainteresowanych śledzeniem, jak wypadki dziejowe, czy wzorce kulturowe przenikają do literatury, ten fragment może być szczególnie pociągający.
Miłość jednak nie pyta o pozwolenie, a już najmniej troszczy się o groby.
Syria Schamiego jest krajem skorumpowanym, niebezpiecznym i fasadowym, ale też takim, w którym żyją ludzie z krwi i kości, zmuszeni do emigracji wewnętrznej, układający sobie życie najlepiej jak potrafią. To za sprawą tych bohaterów dnia codziennego powieść nie przestaje być historią o miłości, przyjaźni, nadziei i poszukiwaniu pokoju, które rzucają wyzwanie nienawiści, chęci zemsty, śmierci cielesnej i duchowej.
Spokojna woda rozumie i odbija niebo.
teresaheyst
Dziękuję Oficynie Literackiej Noir sur Blanc za egzemplarz książki „Sofia albo początek wszystkich historii”.