„Badanie: Codzienne spożycie dawki alkoholu pozwalającej utrzymać poziom pół promila w celu zebrania dowodów na efekty psychologiczne i psycho-retoryczne oraz wzrost osiągnięć społecznych i zawodowych.” Zadanie brzmi całkiem profesjonalnie i ambitnie, prawda? Nie powinno więc dziwić, że jego wykonania podejmuje się grupa czterech dojrzałych (całkiem poważnych) mężczyzn. Nieco bardziej zaskakiwać może fakt, że wszyscy są czynnymi zawodowo nauczycielami. Jaki przykład dadzą w filmie swoim podopiecznym oraz młodym widzom?
Thomas Vinterberg przenosi widza do duńskiej rzeczywistości, gdzie – generalnie rzecz biorąc – alkohol leje się strumieniami i nawet niepełnoletni piją na umór. Pewnego dnia Martin (historyk), Tommy (wuefista), Peter (prowadzący chór) i Nikolaj (psycholog) wspólnie podejmują osobliwe wyzwanie. Decydują się regularnie ubarwiać swoje życie określonymi dawkami alkoholu. Zasady są proste: w ciągu dnia roboczego należy utrzymywać konkretną liczbę promili we krwi, nie wolno natomiast pić po ósmej wieczorem ani w weekendy. Oczywiście badanie jest ściśle tajne.
Eksperyment z obowiązku szybko przeradza się w niebagatelną przyjemność. Wypijany alkohol okazuje się być lekiem na całe zło, a gentlemani w średnim wieku odzyskują młodzieńczą energię, która wyparowała z nich wraz z upływem czasu. Scena po scenie pojawiają się kolejne korzyści płynące ze spożywania coraz mocniejszych trunków. Wzrost produktywności? Jak najbardziej. Łatwość w nawiązywaniu kontaktów? Stwierdzona. Zwiększenie kreatywności? Zdecydowanie. Skok pewności siebie? A jakże! Aż miło popatrzeć, kiedy każdemu z panów życie zaczyna się coraz lepiej układać. Zresztą nie tylko im. Poza okolicznymi pubami i sklepami monopolowymi, zyski (choć te niematerialne) odnotowują ich uczniowie oraz najbliżsi.
Do czasu. Taniec na barze, wyścigi w deszczu i suto zakrapiane imprezy przerywają sceny, w których pojawia się dźwięk tłuczonego szkła, niekontrolowane oddawanie moczu, depresyjne myśli czy noc spędzona na chodniku przed własną posesją. Jakby tego było mało, wszyscy dookoła zaczynają podejrzewać, że optymizm i żywiołowość głównych bohaterów nie bierze się z powietrza…
Choć w scenariuszu pod lupę zostają wzięte życiorysy czterech panów, główną osią filmu są losy Martina, genialnie zagranego przez Madsa Mikkelsena. To właśnie jego postać – najbardziej wyrazista spośród (nie)pedagogicznej ekipy – w najwyższym stopniu buduje dramaturgię. Wzmaga ją rewelacyjna, mocno wybrzmiewająca ścieżka dźwiękowa, a także nostalgiczno-filozoficzne rozmowy. Ostatecznie jednak obraz Vinterbrga niesie pozytywne refleksje. Pokazuje, że odpowiednio zmotywowana, zachęcona do działania młodzież, jest zdolna do o wiele większych wyczynów niż weekendowy pijacki maraton. Film wcale nie jest pochwałą alkoholizmu. Natomiast męskiej solidarności, przyjaźni, a także wrażliwości – owszem.
„Na rauszu” to słodko-gorzki komediodramat o problemach, z którymi każdy może się zetknąć w swoim najbliższym otoczeniu. Wypalenie zawodowe, kryzys wieku średniego, bałagan w życiu rodzinnym, beznadziejna samotność, niespełnione ambicje – o wszystkim tych bolączkach współczesnych społeczeństw Vinterberg opowiada z humorem, swadą i nutą melancholii. Aż robi się przykro na myśl, że wielu ludzi musi solidnie się napić, żeby puścić wodze fantacji, pokazać swoje „wyluzowane” oblicze, zacząć szczerze mówić o uczuciach czy zwyczajnie na moment uciec od problemów. Nie będzie to odkrywcza teza, ale warto napisać ją wprost: alkoholowy pseudoeksperyment to dla czterech nauczycieli tylko pretekst, by uciec od spraw, z którymi „badani” nie potrafią sobie poradzić.
Czy można go uznać za udany?
Obejrzane dzięki uprzejmości: Best Film Co Sp. z o.o.
Autor recenzji: Wiola Nowak
Tytuł: „Na rauszu” („Druk”)
Scenariusz: Tobias Lindholm/ Thomas Vinterberg
Reżyseria: Thomas Vinterberg
Data premiery: 7 maja 2021 (Polska)
Źródło zdjęcia: https://na-rauszu.bestfilm.pl/
Ocena: 7/10