Na portalu Lubimy czytać książki Mieczysława Gorzki oceniane są średnio na 8 punktów w 10-punktowej skali. Czytelnicy cenią jego twórczość za wywoływane emocje, dobrze nakreślonych bohaterów i lekki styl. Właśnie dziś premierę ma jego najnowsza powieść o komisarzu Zakrzewskim, rozpoczynająca nową serię „Wściekłe psy”. W wywiadzie przeprowadzonym tuż przed jej wydaniem rozmawialiśmy o sukcesie „Cieni przeszłości”, przepisie na dobry kryminał wywołujący dreszcze u czytelnika i popularności, jaką ten gatunek cieszy się obecnie zarówno w swojej książkowej, jak i serialowej formie.
Jesteśmy właśnie w przededniu premiery Pana kolejnej książki. Czy wydając pierwszą powieść o komisarzu Zakrzewskim spodziewał się Pan, że powstanie z tego cykl, w dodatku tak ciepło przyjęty przez fanów kryminałów? Miał Pan już wtedy pomysł na ciąg dalszy?
„Martwy sad” napisałem już w 2012 roku i początkowo nie miało być dalszego ciągu. Potem kilka lat szukałem wydawcy i w ciągu tego czasu doszedłem do wniosku, że mam pomysły na dalsze przygody komisarza Marcina Zakrzewskiego. Kiedy nawiązałem współpracę z Wydawnictwem Bukowy Las umówiliśmy się już na wydanie trzech książek składających się na cykl „Cienie przeszłości”.
Jak każdy debiutujący autor bardzo liczyłem na to, że moja książka spodoba się czytelnikom. Miałem szczęście i tak właśnie się stało.
W Pana książkach nierozwiązane sprawy sprzed lat mieszają się z teraźniejszością. Poprzednia seria nazywała się „Cienie przeszłości” i to właśnie ta przeszłość odgrywała dużą rolę w tym, co działo się w książce. Tak ma być także w przypadku najnowszej propozycji. Mimo nowego początku, te cienie nadal będą ważyły na losach głównych bohaterów?
„Cienie przeszłości” były ściśle związane z komisarzem Zakrzewskim, jego rodziną i jego dzieciństwem. Wisiały nad jego życiem jak fatum aż doprowadziły do tragicznego finału w „Totentanz”.
Akcja mojej najnowszej powieści „Polowanie na psy” rozgrywa się w dwóch horyzontach czasowych. Współcześnie trwa pościg za zabójcą policjantów, który na miejscu zbrodni zostawia ślady sugerujące związek tych zabójstw z nierozwiązaną sprawą Skalpela z roku 1982. Śledzimy dwa śledztwa. To prowadzane przez Zakrzewskiego oraz tamto nieudane sprzed lat, prowadzone przez kapitana milicji obywatelskiej Marka Piekło. W tym sensie w mojej nowej książce znowu pojawiają się mocne odniesienia do przeszłości. Tylko to już nie są te cienie przysłaniające prywatną historię Zakrzewskiego. Tamte cienie odeszły na zawsze.
W swoich książkach nie boi się Pan trudnych tematów, takich jak porwanie i zabójstwa małych dzieci, nekrofilia czy problem samobójstw. Czy jest jakiś wątek/problem, którego nie odważyłby się Pan podjąć ze względu na możliwy odbiór i kontrowersje? Istnieją tematy, których wolałby Pan nie opisywać?
Nie ma tematów, których nie odważyłbym się poruszyć. Są jednak pewne tematy, których nigdy nie opiszę wprost, oszczędzając sobie i czytelnikowi niepotrzebnego epatowania brutalnością, czy makabrą. Na pewno takim tematem jest pedofilia.
Słynie Pan z tworzenia wielowątkowych, skomplikowanych fabuł, gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością, a mimo to wątki są spójne, zakończone i logicznie ze sobą powiązane. Tworzy Pan notatki w trakcie pisania, żeby nie pogubić się w powieści, nie pominąć żadnego wątku itd.?
Każda z moich dotychczasowych książek postała inaczej. W przypadku „Martwego sadu” plan książki miałem spisany w 12 punktach na kartce wyrwanej z zeszytu. Całą książkę miałem precyzyjnie ułożoną w głowie i nie miałem większych problemów z przelaniem jej na papier.
„Iluzję” i „Totentanz” pisałem równocześnie według dokładnych scenariuszy. Każdy z nich miał po kilkanaście stron. Dzięki temu mogłem nie trzymać się chronologii zdarzeń, tylko pisać poszczególne rozdziały w różnej kolejności. Mogłem też zacząć pisanie od „Totentanz” a dopiero później wrócić do „Iluzji”.
W przypadku „Polowania na psy” najpierw napisałem wątek kapitana Piekło, dopiero później opisałem współczesne śledztwo prowadzone przez Zakrzewskiego. Największym wyznawaniem było połączenie obu części w interesujący i spójny sposób.
Teraz piszę kontynuację przygód Zakrzewskiego w jeszcze inny sposób. Nie mam żadnego planu, wiem tylko mniej więcej co ma się zdarzyć i jaki będzie finał. Dałem komisarzowi Zakrzewskiemu swobodę w działaniu i prowadzeniu śledztwa. Pisząc czasem sam się dziwię co on robi i dokąd prowadzi śledztwo (śmiech). Ma nadzieję, że dzięki temu zabiegowi Zakrzewski odkryje przede mną i przed czytelnikami swój prawdziwy charakter.
Szczególną uwagę zwracam na spójność fabuły i jej logiczność oraz na to, aby wyjaśniły się wszystkie wątki, które powinny się w danej książce wyjaśnić. Oczywiście, niektóre świadomie pozostawiam otwarte tak jak w przypadku „Polowania na Psy”, ale jest to zabieg świadomy wynikający z konwencji. „Polowanie na psy” to pierwsza książka z cyklu „Wściekłe psy”.
Nie jest Pan powiązany w żaden sposób z kryminalistyką. Z wykształcenia jest Pan ekonomistą – czy osobie „spoza branży” trudno jest napisać trzymający w napięciu, realistyczny kryminał, nie znając realiów pracy prokuratora, komisarza czy policyjnych techników? W jaki sposób przygotowuje się Pan do napisania powieści?
Dla mnie napisanie kryminału nie było trudne. Wszystko zależy od wyobraźni autora wspartej podstawową wiedzą o pracy prokuratury i policji. Czytałem książki z teorii kryminalistyki i techniki kryminalistycznej, zbierałem informacje o praktycznych działaniach w zakresie zabezpieczania miejsca zbrodni, a nawet czytałem akty prawne określające zasady działania policji i prokuratury. Oczywiście rozmawiałem też z policjantami.
Trzeba jednak pamiętać, że kryminały to nie są książki dokumentalne, mają zapewnić czytelnikom dobrą zabawę, więc pewne sytuacje z zakresu działań policji i prokuratury są naginane dla potrzeb fabuły.
Chociaż inspiracją do napisania „Martwego sadu” był tytuł/piosenka zespołu Coma, ja sama odnajduję w niej nieco lynchowskiego klimatu, gdzie rzeczywistość i zbrodnia nabiera nieco nadprzyrodzonego charakteru za sprawą diabła chodzącego na palcach w sadzie, wątki realne mieszają się z iluzją, metafizyką. Czy chciał Pan w ten sposób pogodzić swoją miłość do kryminału oraz science–fiction i fantasy?
Tak właśnie było. Tekst utworu „W chorym sadzie” zespołu Coma, który był inspiracją do napisania mojego debiutu, dla mnie sam w sobie jest demoniczny i ma coś z horroru. Jako, że prócz kryminałów uwielbiam również horrory postanowiłem, że spróbuję nadać mojej książce właśnie taki mroczny klimat grozy i przez jakiś czas trzymać czytelnika w niepewności czy ta historia jest od początku do końca realna, czy też skończy się interwencją sił diabelskich (śmiech). Opinie ze strony zadowolonych czytelników, którzy za każdym razem kiedy w tekście książki pojawia się diabeł chodzący na palcach czuli na plecach dreszcz niepokoju świadczą, że mi się udało.
Istnieje jakiś gatunek literacki, którego jeszcze Pan nie publikował, ale chciałby spróbować w nim swoich sił?
Jako autor mam szerokie spektrum zainteresowań. Mam kilka pomysłów na książki w stylu horror&mystery, na klasyczne horrory, opowieści fantasy, powieści science-fiction. Niektóre z nich są jeszcze w fazie planowania, inne są już w fazie pisania. Być może jeszcze w tym roku ukaże się mój debiut w stylu fantasy.
W zaawansowanym stanie jest również mój projekt napisania kryminału w trochę innym niż dotąd, absolutnie bezkompromisowym stylu. Pomysł ma pewne cechy komedii kryminalnej, ja jednak nazwałem go „kryminałem cynicznym” i mam nadzieję, że książka ujrzy kiedyś światło dzienne i spodoba się czytelnikom.
Wiem, że postać komisarza Zakrzewskiego nie jest w żaden sposób oparta na Pana osobie ani żadnym z Pana znajomych, mimo to jest ona bardzo ciekawie napisana, realistyczna. Jak konstruuje Pan bohaterów swoich publikacji?
Bardzo dbam o to, żeby postaci w moich książkach były realne i prawdziwe. Nawet te drugoplanowe i pojawiające się w ledwie kilku epizodach. Długo zastanawiam się jak taki bohater powinien wyglądać, jakie ma cechy, może mówi w sposób charakterystyczny, ma jakieś specyficzne gesty albo powiedzonka. Piszę dopiero wtedy, gdy taki zestaw cech uznam za satysfakcjonujący. Czasem zdarza się, że na kartach książki pojawiają się nowi bohaterowie wcześniej nie planowani, od razu obdarzeni pewnymi cechami osobowości i odpowiednio wyglądający. Nie wiem jak to się dzieje (śmiech). Czasem po jakimś czasie dołączają do galerii głównych bohaterów. Tak stało się chociażby z Kariną Buczko. W „Iluzji” wystąpiła w kilku scenach jako policjantka z patrolu, a w „Totentanz” była już główną partnerką Zakrzewskiego.
Muszę przyznać, że książki z cyklu „Cienie przeszłości” wielokrotnie wywoływały u mnie gęsią skórkę i pewien niepokój. W jaki sposób osiągnąć taki efekt u odbiorcy – czy te sugestywne opisy są efektem czytania wielu kryminałów, oglądania filmów/ seriali o takiej tematyce czy zupełnie wytworem Pana świadomości i wyobraźni?
Wielokrotnie potarzałem, że piszę takie książki, jakie sam chciałbym czytać. Jestem wielkim fanem thrillerów i horrorów, uwielbiam Kinga i Koontza, miedzy innymi na ich książkach się wychowałem. A jak wiadomo czym skorupka za młodu… i tak dalej (śmiech). Tak naprawdę największą rolę odgrywa wyobraźnia autora oraz jego styl pisania. Jeśli udało mi się wywołać u czytelnika dreszcz emocji i niepokój, jest to moim największym sukcesem jako autora kryminałów.
Wydaje się, że kryminały w Polsce (ale i na świecie) mają teraz swój dobry czas. Dotyczy to zarówno książek, których twórcy okupują czołowe miejsca na listach najbardziej poczytnych pisarzy, jak i mnogości seriali kryminalnych, które pojawiają się w mediach. Skąd, Pana zdaniem, takie zainteresowanie tym gatunkiem? Na czym polega jego fenomen?
Zło i występek towarzyszą ludziom od tysiącleci. Taką mamy naturę. Myślę, że wielu z nas lubi zapuścić się w zakazane rejony, których całe życie unikamy. Lubimy dreszczyk emocji, kiedy ścigamy morderców, nie ruszając się z miękkiego fotela i wiedząc, że na końcu i tak zatriumfuje sprawiedliwość i dobro.
Co takiego mają w sobie seryjni mordercy i psychopaci, że autorzy kryminałów tak lubią ich tworzyć?
Seryjni mordercy są kwintesencją bezgranicznego, bezwzględnego i bezdennego zła w czystej postaci. A zło od zawsze fascynuje i pobudza wyobraźnię pisarzy i czytelników. Pewnie dlatego tak często pojawiają się na kartach książek.
Obecnie obserwujemy wysyp seriali na podstawie prozy twórców polskich kryminałów. Podjąłby się Pan, jako pisarz, stworzenia scenariusza serialu, np. na motywach własnej prozy? Gdyby miał powstać serial o komisarzu Zakrzewskim, kogo widziałby Pan w tej roli?
Trochę już się znam na pisaniu książek, ale zupełnie nie wiem jakimi prawami rządzi się film albo serial. Nie wiem czy umiałbym napisać dobry scenariusz, dlatego jeśli miałby powstać serial na podstawie moich książek, oddałbym jego tworzenie fachowcom. Mógłbym ewentualnie zasugerować kogo widziałbym w roli komisarza Zakrzewskiego. Moi czytelnicy pewnie już wiedzą, że z aktorów zagranicznych najbardziej pasowałby mi Michael Fassbender, natomiast z aktorów krajowych Marcin Dorociński.
Czy formuła kryminałów Pana zdaniem kiedyś się wyczerpie? Boi się Pan, jako autor, braku pomysłu na nowe publikacje?
Uważam, że formuła powieści kryminalnej jeszcze długo się nie wyczerpie. Proszę być spokojnym, mam jeszcze sporo pomysłów na kryminały, a pewnie moi koledzy po piórze również nie próżnują (śmiech). Poza tym, co roku pojawia się kilku debiutantów, którzy wnoszą spory zastrzyk świeżej krwi i mobilizują innych autorów do tworzenia jeszcze lepszych historii.
Bardzo dziękuję za poświęcony czas i trzymam kciuki za sukces najnowszej powieści.
Rozmawiała: Katarzyna Rosół