Ich życie to gotowy scenariusz na film. Trzymający w napięciu, dramatyczny, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, obnażający blaski i cienie sławy. Można by nim obdzielić wiele istnień. Wspólny mianownik- Kraków – to życie tak odległe, że aż niewiarygodne, że to nadal ich historia.
Światowej sławy fotografik, który na co dzień mieszka i pracuje w Nowym Jorku oraz Roman Polański – legenda kina, spotykają się w Krakowie. Pierwszy raz od sześćdziesięciu lat przyjaciele są razem w mieście, które kiedyś było ich domem, a w którym przyszło im mierzyć się z wojennymi doświadczeniami. Każdy z nich był już tu wiele razy od zakończenia wojny, Horowitz mieszkał w Polsce do 1959 roku, ale nigdy nie spotkali się w nim razem. Teraz robią to, aby powrócić do miejsc swojego dzieciństwa.
Młodzi twórcy – Mateusz Kudła oraz Anna Kokoszka – Romer, stawiając Polańskiego i Horowitza po drugiej stronie kamery wykazali się nie lada odwagą, choć to zaskakujące, że nikt wcześniej nie stworzył takiego obrazu, nie zdecydował się skonfrontować bohaterów z ich bolesną przeszłością.
Chcieliśmy, żeby widz mógł odwiedzić razem z Romanem Polańskim miejsca dla niego ważne i związane z jego dzieciństwem – krakowskie getto i wieś Wysoką koło Wadowic, gdzie ukrywali go Stefania i Jan Buchałowie, a właściwie nie ukrywali, tylko przedstawili go jako swojego syna.
Pomysł, aby w filmie wystąpił także Ryszard Horowitz wyszedł od samego Polańskiego. Może sam bał się zmierzyć ze wspomnieniami, potrzebował partnera do dialogu, aby błyskotliwym żartem, anegdotą zakryć towarzyszący im wstyd i ból?
Roman Polański w filmie Kudły i Kokoszki – Romer to nadal ten sam Romek, zawadiaka z błyskiem w oku, nadrabiający drobną posturę osobowością, obok której nie da się przejść obojętnie. To spotkanie zdawać by się mogło dwóch „starszych panów” (Roman Polański w tym roku skończył osiemdziesiąt osiem lat! Ryszard Horowitz osiemdziesiąt dwa) wcale takim nie jest, bo to też niezwykli osiemdziesięciolatkowie. Polański w skórzanej kurteczce, wąskich jeansach i czupryną na głowie wygląda jak dziarski sześćdziesięciolatek (podpisał chyba pakt z diabłem), któremu w głowie żarty i którego nie opuszcza zawadiackie poczucie humoru, nawet gdy mówi o pogrzebie swojego ojca pochowanego na Cmentarzu Salwatorskim. Nie sprawia wrażenia człowieka podsumowującego życie, mierzącego się z przeszłością. Nie chce rozpamiętywać i nie pozwala sobie na wzruszenie, to zostawia dla siebie.
My, widzowie gdzieś podskórnie czujemy, że to tylko gra i chęć przykrycia żartem bolesnych wspomnień. Tylko on (i pewnie jego terapeuta) wie, jak bardzo te wojenne przeżycia rzutowały na wszystkich jego życiowych wyborach, decyzjach i dorosłym życiu. Wizyta w synagodze to dla niego przykry obowiązek – Ja nie lubię kościołów, synagog wyjdźmy stąd. To mnie przeraża. Mówi.
Odwiedziny w miejscach dla nich ważnych skłaniają do wspomnień, które często wyparte teraz wracają bardziej lub mniej wyraźnie. Bardziej w pamięci Polańskiego, bo Ryszard Horowitz urodzony w ’39 był w czasie wojny bardzo małym dzieckiem, jednym z najmłodszych więźniów Auschwitz, uratowanym później przez Oscara Schindlera.
Panowie odwiedzają mieszkanie na Komorowskiego, w którym mieszkali przez chwilę razem tuż po wojnie. Zderzenie pamięci z zastaną rzeczywistością jest niełatwe, bo i miejsca są tak inne niż te zapamiętane skrawki. Wizyta w miejscu, gdzie zaczynało się getto na ulicy Rękawka. Dom, w którym mieszkał mały Romek, na rogu którego sprzedawał gazety i pamiętne urodziny malutkiego Rysia Horowitza, który we wspomnieniach Polańskiego nie chciał wypić kakao – towaru pożądanego przez wszystkie dzieci. Jaki to rozpuszczony dzieciak! Pomyślał wtedy kilkuletni Romek.
Historia Horowitza, to jedna z tych niewielu prawdziwych, ale jakże filmowych historii o cudem odnalezionych żydowskich dzieciach, których rodzice po wojnie rozpoznali na zdjęciach, czy jak w jego przypadku w rosyjskiej propagandowej kronice filmowej.
Spotkanie z potomkiem rodziny Buchałów, u których na wsi ukrywał się mały Roman Polański uzmysławia, że to zdarzyło się naprawdę, że splot wydarzeń, napotkane osoby i wyciągnięte do pomocy ręce, ale przede wszystkim jego wola przetrwania sprawiły, że jest teraz tym kim jest. Zabudowania bezpowrotnie zniknęły, ale krajobraz, drzewa pozostały jako niemi świadkowie jego historii.
Film kończy się wieczornymi zdjęciami pod Halą Targową przy słynnej w Krakowie niebieskiej nysce. Niby wmieszani w tłum, ale nie anonimowi rozmawiają z innymi amatorami nocnych kiełbasek. Kontrast dzisiejszego Krakowa i tego sprzed kilkudziesięciu lat jest nazbyt widoczny. Hometown, to już tylko wspomnienie
Autor recenzji: Alicja Csafordi
Tytuł: Polański, Horowitz. Hometown.
Reżyser: Mateusz Kudła, Anna Kokoszka – Romer
Polska 2021
Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy Krakowskiemu Festiwalowi Filmowemu!