Jakiś czas temu na deski Teatru Nowego Proxima trafiła kolejna premiera, „Monachomachia, czyli wojna mnichów”. Jak wypada dzieło Ignacego Krasickiego w nowej odsłonie?
Sztuka zaczyna się dość nietuzinkowo, bo w barze sceny Berlin Teatru. Już to może zwiastować, że nie będzie to typowa adaptacja tego ponad 200-letniego tekstu. I dobrze. Bo trzymanie się poprawności w połączeniu z dzisiaj już dość wymagającym tekstem, byłoby dla odbiorcy bardzo trudne. Dlatego satyra i odniesienia do współczesności przysłużyły się sztuce.
Zaprezentowana w przestrzeni krakowskiego teatru opowieść o wojnie dwóch zakonów dzieje się na tle stołu zastawionego wódką. To nad nim dywagują nasi bohaterowie, odziani w czerwone kostiumy, przywodzące na myśl klasztorne szaty. W czasie starć sypią się kuchenne sprzęty, a butelki odchodzą w niebyt. Trójka aktorów: Tomasz Schimscheiner, Juliusz Chrząstowski oraz Roman Gancarczyk i towarzysząca im Karolina Gorzkowska, doskonale się zgrywają, widać wzajemną sympatię.
Satyra na ówczesny kościół przed laty wzbudziła spore kontrowersje, dzisiaj już tak nie oburza. Zobrazowane w utworze pijaństwo, obżarstwo i inne cielesne uciechy z pozycji widza – bawią. W sztuce nie tylko tekst ma znaczenie. Dużą rolę odgrywają również gesty i mimika. Pomiędzy tym wszystkim znalazło się sporo smaczków.
Krakowska „Monachomachia” bawi, jest lekka i przystępna w formie. Jeśli szukacie spektaklu, który Was rozluźni, to dobry adres. Przy okazji będziecie obcować z klasyką i to w przyjemnej formie.
Autorka recenzji: Monika Matura
Tytuł: „Monachomachia, czyli wojna mnichów”
Autor: arcybiskup Ignacy Krasicki
Reżyseria: Justyna Łagowska/
Dramaturgia: Olga Śmiechowicz
Muzyka: Dawid Rudnicki.
Obsada:
Roman Gancarczyk
Tomasz Schimscheiner
Juliusz Chrząstowski
Karolina Gorzkowska