Ogromny ołtarz na środku sceny i złota posadzka zamiast widowni, w tle korowód najróżniejszych postaci biorących udział w gusłach, a gdzieś obok zgiełku i wielkości – cichy i skromny Konrad. Takie są “Dziady” – czasami monumentalne i podniosłe, innym razem spokojne, ale przeszywające. Jeden z najważniejszych polskich dramatów powrócił na scenę Teatru Słowackiego. Tym razem w reżyserii Mai Kleczewskiej, nieprzypadkowo w 120 rocznicę inscenizacji dramatu przez Stanisława Wyspiańskiego.
W obrzędzie dziadów u Kleczewskiej bierze udział panorama polskiego społeczeństwa: kibole i powstańcy warszawscy, homoseksualiści i kobiety ze wsi, żydzi i dziewczyny z dyskoteki. Panorama ta przerysowana jest i groteskowa, a ten miszmasz kontrastujących ze sobą reprezentantów podobno reprezentacyjnych wizerunków Polaków, to dość powtarzalny zabieg ostatnio w kulturze (ten sam zestaw zaserwował ostatnio np. Smarzowski w “Weselu”). Muszę przyznać więc, że zaczynałam oglądać spektakl pełna obaw, bo przedstawiając dzisiejszą Polskę łatwo o banał. Na szczęście wcale tak się nie stało.
Konrad jest kobietą – czytamy już w zapowiedziach – co to będzie? Pani kurator chwyta się za głowę! – a tymczasem kontrowersji w tym przypadku trudno się doszukać. Konrad jest nie tyle kobietą, co po prostu człowiekiem. Nie ma wyeksponowanych tutaj stereotypowych cech kobiecego charakteru czy wyglądu. Wręcz przeciwnie – ubrana jest tak, by na swój wygląd nie zwracać uwagi. Uwagę zwracają jej kule – pokazujące wyczerpanie i bezsilność, a przede wszystkim to, co ma do powiedzenia. Wielka improwizacja w wykonaniu Dominiki Bednarczyk jest przejmująca, nie buntownicza, ale wątpiąca, pokazująca rozczarowanie i resztki sił.
Buntownicza jest natomiast scena w więzieniu. Tu też role męskie z dramatu Mickiewicza odegrane zostały przez kobiety, co budzi oczywiste skojarzenia z czarnymi protestami. Scena ma niezwykłą moc, nie tylko dzięki sile bohaterek czy stanowczości, z jaką odśpiewano “Pieśń zemsty”, ale także dzięki rozwiązaniom inscenizacyjnym. Aktorki grają poniżej sceny, a wszystko transmitowane jest z dwóch na ekran nad nimi. Zderzone z sobą obrazy jak w lustrzanym odbiciu pozwalają zobaczyć jednocześnie emocje na twarzach wszystkich bohaterek. W tej scenie każda z nich jest ważna.
Warto zwrócić również uwagę na Bal u Senatora – na scenie pomiędzy publicznością, z rewelacyjnym Janem Peszkiem w roli Nowosilcowa. Pary nieprzerwanie wirujące w tańcu, w drogich sukniach i frakach, na złotym parkiecie, gdzieś mają to, co dzieje się poza salą balową. Śmierć, cierpienie nie ma znaczenia, gdy na salonach muzyka, przepych i suto zastawiony stół.
Tak, wiele w spektaklu jest polityki, są odniesienia do Unii Europejskiej, kościoła, sytuacji na granicy, strajku kobiet itd. Pani kurator grzmi, że teatr sobie nie może zawłaszczać dzieła wieszcza i interpretować po swojemu. Ale taka jest rola sztuki, by zabierać głos, taka jest rola twórców, by prowokować dyskusje. I – czy dzieło Mickiewicza od zawsze nie było polityczne? Oczywiście, że było. Oczywiście, że odnosiło się do innych wydarzeń i innego okresu w historii. Zmieniają się realia, zmienia się i sposób odbioru – na tym polega uniwersalność tekstów kultury i ich ponadczasowość. A możliwość interpretacji dzieła po swojemu to przywilej zespołu artystów, którzy pracowali nad spektaklem – od reżyserki, przez aktorów, po twórców scenografii. To właśnie możliwość przedstawienia własnej interpretacji klasyki literatury odróżnia prawdziwy teatr od szkolnej inscenizacji. Polecam spektakl, choć na razie zobaczyć będzie go trudno – pani kurator poleciła go znacznie skuteczniej niż ja.
Dagmara Marcinek
Dziady
Autor: Adam Mickiewicz
Reżyseria: Maja Kleczewska
Teatr im. Juliusza Słowackiego – Duża Scena
data premiery: 19 listopada 2021