Z Małgorzatą Oliwią Sobczak i Ewą Przydrygą rozmawiamy o ich wspólnej książce pt. „Wyrobisko”.
Gratuluję świetnego kryminału. Zanim jednak zaczniemy rozmawiać o książce, proszę powiedzcie, czy zostałyście już przyjęte do Klubu Przyjaciół Wieliczki czy wciąż czekacie na nominację?
Małgorzata Oliwia Sobczak: No właśnie, wciąż leży na szali to, czy nasza książka przyczyni się do wzrostu ruchu turystycznego w Wieliczce, czy wręcz przeciwnie (śmiech). Czas oczywiście pokaże, no i zdecydowanie nie było naszą intencją, by przerwać wielowiekową tradycję odwiedzin tego miejsca. Ja osobiście od razu bym pognała w takie mroczne, tajemnicze miejsce, które wystąpiłoby w książce lub w filmie, by na nowo je skosztować i poczuć jeszcze bardziej mrowiącą adrenalinę. I raczej nie jestem jedyna. W dzisiejszych czasach bardzo modne jest przecież zjawisko „dark tourismu”, czyli ciemnej turystyki polegającej na odwiedzaniu miejsc, w których doszło do zbrodni, czy innego rodzaju tragicznych wydarzeń. Wynika to z coraz bardziej zauważalnej potrzeby symbolicznego obcowania ze śmiercią, by oderwać się od codzienności i zaznać odmiennych, skrajnych stanów. Okazuje się, że po prostu potrzebujemy coraz mocniejszych bodźców, by w ogóle coś poczuć i prawdziwie czegoś doświadczyć. I pewnie właśnie dlatego seria kryminalna Stiega Larssona, która zresztą doczekała się genialnych ekranizacji, tak bardzo pobudziła turystykę w Sztokholmie. Badacze mówili wręcz o tzw. „efekcie Millenium”. Przykłady można zresztą mnożyć: Kod Leonarda da Vinci Dana Browna, powieści Agaty Christie czy Raymonda Chandlera zyskując międzynarodową sławę przyczyniły się do promocji miejsc, w których toczyła się ich akcja. I właśnie dlatego mamy z Ewą nadzieję, że Klub Przyjaciół Wieliczki niebawem odezwie się i do nas.
Nie da się ukryć, że niewiele jest duetów na naszym krajowym rynku książek kryminalnych, dlatego bardzo jestem ciekawa, która z Was pierwsza wpadła na pomysł wspólnej książki? I kiedy tak naprawdę uwierzyłyście, że może się to udać, bo zakładam, że od samego pomysłu do podpisania umowy z wydawnictwem i wydania książki musi się sporo wydarzyć.
Ewa Przydryga: Pomysłowi sprzyjało już samo miejsce i okoliczności. „Iskra” pojawiła się na wycieczce do kopalni soli w Wieliczce. Zresztą książkowa aura już od samego początku unosiła się nad tym wypadem pod ziemię. Wybrałyśmy się tam tuż po zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie. Wędrując po ciemnych korytarzach, w których zamiast wszechobecnej czerni, spodziewałyśmy się zobaczyć skrzące się kryształki soli i biel, obie byłyśmy trochę rozczarowane. I wtedy, w jednej z takich komór, stojąc przy solnym jeziorze, niby mimochodem, Megi powiedziała, że dobrze byłoby tu osadzić jedną ze scen w książce. Unoszący się na tafli jeziora trup mógłby otwierać jedną z takich kluczowych scen. Od razu podchwyciłam ten pomysł, tym bardziej, że i ja miałam już przy naszym zejściu pod ziemię wizualizację jednej ze scen 😉 Zejście krętymi schodami z drewna kilka pięter pod ziemią przyprawiało nie tylko o zawrót głowy, ale otwierało pole do mrocznych pokładów wyobraźni. Potem, na prawie każdym dalszym etapie tej wycieczki, tych pomysłów pojawiało się coraz więcej. Megi rejestrowała co ciekawsze miejsca i opowieści przewodnika na swoim telefonie. Kilka godzin później wyszłyśmy z kopalni z kiełkującym pomysłem na książkę. Wychodzi na to, że iskra zapaliła się właśnie tam. Coś tliło się już jednak znacznie wcześniej, podsycane przez pytania od Czytelników, którzy raz po raz dopytywali się o to, czy nie planujemy stworzyć czegoś wspólnie. Przyjaźnimy się z Megi, na wielu płaszczyznach myślimy podobnie. Połączenie twórczych sił było więc tylko kwestią czasu. J
Małgorzata Oliwia Sobczak: Tak naprawdę od teorii do czynu przeszłyśmy bardzo szybko, bo dosłownie kilka dni po wycieczce zadzwoniłam do mojej redaktorki prowadzącej, Ewy Orzeszek, i opowiedziałam jej o naszym pomyśle. Ewa od razu poczuła klimat. W ciągu kilku dni dostałyśmy zielone światło z Wydawnictwa W.A.B.
Czy od początku byłyście zgodne co do postaci mordercy? Czy jednak każda z Was widziała tu kogoś innego?
Ewa Przydryga: Do wytypowania mordercy doszło podczas jednej ze wspólnych burz mózgów, w trakcie tworzenia portretów psychologicznych i background stories naszych bohaterów. Obie byłyśmy co do tej osoby zgodne, chociaż nie od razu tak łatwo wytypowałyśmy sprawcę. Początkowo pojawiło się kilka innych typów, ale po dokładnym rozłożeniu ich myśli i działań na czynniki pierwsze, okazało się, że morderca może być tylko jeden 😉
„W rzeczywistości łaziło się ponad trzy godziny przez ciemne tunele i czasami wchodziło do jakiejś sali, która nie robiła specjalnego wrażenia”. Tak zapamiętał wizyty w wielickiej kopalni soli jeden z bohaterów „Wyrobiska” – Leon Piekart. A Wy jak odebrałyście to miejsce? Wrócicie jeszcze do kopalni w Wieliczce? Która z legend wywarła na Was największe wrażenie?
Małgorzata Oliwia Sobczak: No właśnie niestety podobnie jak Piekart, byłyśmy lekko zawiedzione. Być może wynikało to z dysonansu pomiędzy naszymi wyobrażeniami a rzeczywistością. Myślałyśmy, że kopalnia soli będzie wyglądać niczym olśniewające, białe, iskrzące się w świetle królestwo z „Krainy Lodu”. A okazało się, że to przede wszystkim długie ciemne tunele. Ale być może to właśnie ten czynnik sprawił, że zaczęłyśmy wyobrażać sobie krwawe historie. Trzeba było sobie jakoś uprzyjemnić ten czas (śmiech).
Ewa Przydryga: Poza tym początkowym rozczarowaniem, kontrastującym silnie z naszym wyobrażeniem, w kopalni pojawiło się kilka miejsc i przedmiotów, które nas ujęły. Na mnie osobiście największe wrażenie wywarło podświetlane solne jezioro i feeria barw, jaką się ono mieniło, przełamując wszechobecną tam ciemność. Nie zapomnę też powrotu na powierzchnię. By się tam dostać należało wejść do ciasnej szoli, windy górniczej. Na tym ponad stumetrowym odcinku między czernią a światłem zupełnie zmieniało się postrzeganie. To już nie oczy kodowały to, co działo się wokół. Na twarzy czułam szybki pęd powietrza. Ciszę przecinał szczęk dźwiganego w górę żelastwa. Czy to nie brzmi jak idealna scena zamykająca książkę? 😉 Ale żeby nie było, że tylko mrokiem się zachwycam, w mojej kopalnienej TOP3 znalazła się też spektakularna kaplica świętej Kingi z ołtarzem wykonanym przez Ferdynanda Olesińskiego, ucznia mistrza Jana Matejki. Kolejnymi wywołującymi tam zachwyt przedmiotami są inspirowaną dziełem Leonarda da Vinci płaskorzeźba przedstawiająca Ostatnią Wieczerzę i spektakularne żyrandole.
Małgorzata Oliwia Sobczak: Może kopalnia soli w „Wieliczce” nie była ucztą wizualną, ale niewątpliwie wszystkie historie związane z tym miejscem były fascynujące. Przewodnik przez całą wycieczkę dzielił się z nami różnymi ciekawostkami, raz po raz mijaliśmy rzeźby krasnoludów, które mi osobiście kojarzą się z Tolkienem, był pokaz udawanego wybuchu metanu, który oczywiście mocno pobudził naszą wyobraźnię, był wyjazd przerażająco trzeszczącą windą na powierzchnię, który podniósł nam adrenalinę do maksymalnego poziomu. Generalnie sumując to wszystko, na pewno nie był to czas zmarnowany. I na pewno na długo ta wycieczka zostanie w mojej pamięci. Największe wrażenie zrobiła na mnie legenda o Białej Damie – pięknym duchu o karminowych ustach i czarnych włosach, który zarażał smutkiem. Z tą legendą wiąże się oczywiście tragiczna historia miłosna, która całej sprawie nadaje jeszcze głębszy wymiar. Nic dziwnego, że musiałyśmy wykorzystać tę opowieść w naszym „Wyrobisku”.
W „Wyrobisku” pod ziemię zeszło osiem osób. Niedługo potem jedna z tych osób ginie. Pozostaje przy życiu siedmioro. Każda z nich inaczej odnalazła się w sytuacji zagrożenia życia. Iwona wpadła w emocjonalne odrętwienie, Romek podjął bezcelową i chaotyczną aktywność, Jastrzębski wybrał aktywne działania samoratownicze, a Iga – jedyna nastolatka w tym towarzystwie zaczęła wręcz „ćpać” adrenalinę. A Wam do którego bohatera najbliżej w tego typu sytuacjach?
Małgorzata Oliwia Sobczak: Strategie przetrwania w warunkach zagrożenia to niezwykle fascynująca sprawa. Okazuje się, że gdy znajdujemy się w niebezpieczeństwie bardzo często nasz mózg włącza system awaryjny, dając dojść do głosu prostym instynktom. Inaczej mówiąc intelektualnie rozwinięte obszary w naszym mózgu ulegają wyłączeniu, w przeciwieństwie do obszarów prymitywnych, które przejmują nad nami kontrolę. Niekiedy reakcja na zagrożenie ogranicza się do dwóch strategii – do walki lub ucieczki. Ale przecież zwierzęta stosują też takie taktyki, jak udawanie padliny czy posłuszeństwo. Dlatego nasi bohaterowie działają pod ziemią w tak różny sposób.
Ewa Przydryga: Mimo tego, że nie znajduję z Witoldem Jastrzębskim ani jego osobowością wielu punktów stycznych to w sytuacji zagrożenia uruchamiam tryb aktywnego działania, podobnie jak on. Co dziwne, z natury jestem raczej spokojną osobą. W sytuacji zagrożenia życia albo zdrowia moich bliskich albo mojego uruchamia się we mnie ta dzika i nieokrzesana część mojej natury. W jednej chwili potrafię przewodzić, wdrażać ryzykowne działania, podejmować błyskawicznie odważne decyzje. Nie ma dla mnie niemożliwego. Myślę, że odpowiada za to po części wyzwalająca się w takich sytuacjach adrenalina, która na celowniku stawia sobie przetrwanie i ochronę.
Małgorzata Oliwia Sobczak: Ja jestem raczej typem organizatora. Mam w sobie pewne cechy przywódcze i gdy wszystko się wali, włączam tryb racjonalnego myślenia nastawionego na wymyślenie sposobu rozwiązania problemu. Ale oczywiście życie codziennie to zupełnie coś innego niż walka przetrwanie pod ziemią. Sama jestem ciekawa, czy przeniosłabym moje standardowe strategie działania, gdyby przyszłoby mi konfrontować się z realnym zagrożeniem.
Porozmawiajmy trochę o bohaterach Waszej książki. Gdybyście miały możliwość spędzenia popołudnia z jednym z nich na kogo padłby wybór. I jak byście zaplanowały ten czas?
Ewa Przydryga: Zdecydowanie chciałabym poznać lepiej Igę. To bardzo złożona, wielowymiarowa postać. Jej matka przekazała jej w genetycznym spadku tzw. zwarcie neuronalne, podsycane tylko przez trudne dzieciństwo, które jej zafundowała. Mimo tego niełatwego wejścia w dorosłość, z jaką Iga zaczyna się mierzyć, dziewczyna stara się wyswobodzić ze szponów swojej przeszłości, rzeczy i zachowań, które były w niej głęboko zakorzenione. Iga błądzi, podejmuje złe decyzje, dążąc jednak do jakiejś stabilizacji w swoim życiu, do jasnego światła. Próbuje choćby zbudować dobrą, zdrową relację ze swoim chłopakiem. Ambitnie dąży do tego, by zacząć studia w innym mieście i wyswobodzić się spod wpływu matki. Często nie pokazuje swoich słabości, zakrywając je maską opryskliwości i hardości. A ja chciałabym ją przytulić, tak zwyczajnie, po ludzku.
Małgorzata Oliwia Sobczak: Ja oczywiście największą sympatię poczułam do Leona Piekarta. Gdy zaczęłam tworzyć tę postać, od razu powiedziałam do Ewy: „Ech, jaka szkoda, że musimy go zaraz zabić” (śmiech). Więc fajnie byłoby wybrać się z Leonem na kawę. Może pokazałby mi tę fascynującą trójwymiarową grafikę na wielickim rynku, o której opowiadał z taką estymą.
Jeden z bohaterów „Wyrobiska” decyduje się na heroiczny czyn odcięcia uwięzionej między skałami ręki przewodnikowi, aby go ocalić. Zastanawiałyście się, czy byłybyście do tego zdolne? Czy miałybyście w sobie tyle hartu ducha?
Małgorzata Oliwia Sobczak: Pomysł na tę scenę zainspirowany został filmem Danego Boyla „127 godzin”. James Franco odegrał tam prawdziwą postać uwięzionego w kanionie wspinacza, który by przeżyć, musiał sam odciąć sobie dłoń. Za każdym razem, gdy oglądam „127 godzin”, zastanawiam się, czy byłabym do tego zdolna. I nigdy nie doszłam do żadnych ostatecznych konkluzji. W „Wyrobisku” ten akt został trochę złagodzony, bo rękę trzeba uciąć nie sobie samemu, a przewodnikowi. A jednak nie każdy by się na to odważył.
Ewa Przydryga: Gdybym miała świadomość, że odcięcie dłoni jest jedynym sposobem na ocalenie czyjegoś życia, pewnie uruchomiłby się we mnie ten tryb przetrwania i ocalania, o którym wspominałam już wcześniej. Mam nadzieję, że nigdy nie zmuszą mnie do tego okoliczności, ale gdyby tak się stało, podjęłabym tę próbę.
Poznając bohaterów „Wyrobiska” dowiadujemy się, że Bogdan – przewodnik po kopalni – uważa, że dla swojej rodziny zrobiłby wszystko oraz przekroczyłby każdą granicę. Każdą! Też tak macie?
Ewa Przydryga: Granica, którą przekroczył Bogdan wcale nie pomogła mu zrealizować założonego przez niego celu. Dramatyczne okoliczności sprawiają często, że nie zauważamy tej rozwijającej się cichaczem drugiej nitki, która może doprowadzić do tragedii, takiej, której się w ogóle nie spodziewaliśmy. Tak właśnie było w przypadku Bogdana. Ale prawda jest taka, że zrobiłabym dla swoich bliskich niemalże wszystko. Nie wiem tylko, czy przekroczyłabym każdą granicę. Na pewno nie zrobiłabym tego kosztem świadomej krzywdy drugiego człowieka.
Małgorzata Oliwia Sobczak: Dla każdego członka mojej rodziny oddałabym życie. Nie raz, jak na pisarkę lubiącą tragiczne sceny przystało, wyobrażałam sobie właśnie taki moment. I za każdym razem dogłębnie czuję, że dla dobra ukochanych byłabym zdolna zrobić wszystko.
Zmieniając trochę temat. W książce znajduje się następująca kwestia: „Miłość jest krótka i gówno warta… Bo rani. Jak nic innego na świecie”. Skąd ten pesymizm w tej materii?
Małgorzata Oliwia Sobczak: To zdecydowanie słowa przypisane do konkretnego bohatera. Ja akurat wierzę w miłość. I choć sama się przekonałam, że miłość niekiedy rani jak nic innego na świecie, to jednak uważam, że warto dla niej wszystko zaryzykować.
Edyta – kulturoznawczyni i petrolożka w swej biblioteczce na honorowym miejscu umieściła książki Nietzschego. A Wy jakie posiadacie skarby w swoich księgozbiorach?
Ewa Przydryga: Moja przygoda z thrillerem zaczęła się od Harlana Cobena, czytanego zawsze w oryginalnej wersji językowej. Egzemplarze w twardej oprawie zamawiałam w USA, nie mogąc się doczekać każdej premiery. Coben ma więc swoją półeczkę na moim regale. Mam też ogromną słabość do twórczości Virginii Woolf i Sylwii Plath. To autorki obdarowane były niezwykłym talentem. Nosiły też brzemię postrzegania „więcej”, „mocniej” i „bardziej”. Czasem wracam do ich książek, przewracając kolejne kartki z podziwem dla wirtuozerii słowa, ale i smutkiem i myślą, czy można je było ocalić. Uwielbiam też Gillian Flynn za jej trafną wiwisekcję natury ludzkiej, sarkazm i intelekt.
Małgorzata Oliwia Sobczak: Honorowe miejsce w mojej biblioteczce zajmują książki Julio Cortazara. To pisarz, który za czasów liceum odmienił moje postrzeganie literatury i otworzył mnie na intertekstualny dyskurs. Na pewno to właśnie ten autor wywarł na mnie największy wpływ.
Gdybyście mogły zdecydować – jaki duet byście stworzyły wśród polskich autorów kryminałów? Czyją książkę chciałybyście przeczytać? I jakie dałybyście rady swoim kolegom/koleżankom po fachu przed napisaniem wspólnej książki?
Małgorzata Oliwia Sobczak: Ja bardzo czekam na duet Przemka Piotrowskiego i Mieczysława Gorzki. I myślę, że rad Panom nie trzeba dawać, bo oni świetnie by sobie wspólnie poradzili. Może tylko powiedziałabym, żeby długo tego nie odwlekali, bo to i tak jest przeznaczone (śmiech).
Ewa Przydryga: Rada, którą dałabym koleżankom/kolegom po piórze, którzy noszą się z zamiarem napisania wspólnej powieści: Nie wierzcie tym, którzy wieszczą wam kłótnię na śmierć i życie w trakcie pracy nad wspólną książką. Taki proces twórczy to najlepsza próba wzajemnego zrozumienia, wypracowywania kompromisu, łączenia sił i dopasowywania tego, co w Was/Nas najbardziej unikatowe. Róbcie jak najczęstsze burze mózgów, podzielcie się rozsądnie pracą nad tekstem/płaszczyznami czasowymi lub narracją. I przede wszystkim – czerpcie z tego czysty fun!
I na zakończenie – czy zdradzicie, gdzie tym razem udałyście się po krakowskich Międzynarodowych Targach Książki, i co ważniejsze – czy również ten wypad zakończy się wspólną książką?
Małgorzata Oliwia Sobczak: Tym razem wybrałyśmy się do muzeum książąt Czartoryskich. I kilka eksponatów faktycznie nas zainspirowało do zabawy w wymyślanie. Ale to nie były te gilgoty, które wróżą książkę. Na razie skupiamy się na swoich własnych projektach, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.
Rozmawiała: Anna Joanna Brzezińska
Zdjęcia: Krzysztof Sado Sadowski