Urban to dla mnie postać jednoznaczna. Znana przede wszystkim jako rzecznik prasowy komunistycznej władzy, a później przez wiele lat twórca i naczelny gazety „Nie”, dla mnie kojarzony lepiej właśnie za sprawą tej drugiej roli. Teraz doczekał się spektaklu na swój temat w Teatrze Łaźnia Nowa.

Wita nas lśniąca kurtyna jednoznacznie kojarząca się z przepychem. Słyszymy wypowiedź Urbana, który opowiada, że gdy umierał papież, on był w toalecie. Bo tak już skonstruowane jest życie. Gdy jeden umiera, ktoś załatwia sobie potrzeby. Wyraża to oczywiście w znacznie bardziej dosadny sposób. Spektakl pełen jest wypowiedzi, które mogą nas oburzyć, ale taki właśnie był Urban. Jerzy Urban – rzecznik rządu w latach 1981-1989, który manipulował faktami, szczuł na wszystkich i wszystko, kpił z największych świętości. Zwany różnie, czerwoną kanalią czy Goebbelsem stanu wojennego. To zdecydowanie jednaj z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej historii, choć dla mnie dość jednoznaczna. Co o takiej postaci może nam powiedzieć spektakl?
Urban bezsprzecznie był kreaturą, ale reżyser Bartosz Szydłowski nie próbuje go wybielić, czy moralizować, raczej przedstawia jego postać pokrótce. Przywołuje kilka wydarzeń z jego udziałem, np. oferowanie przez Urbana śpiworów włodarzom Nowego Jorku, czy odbijanie oskarżeń związanych z prześladowaniem Popiełuszki. Przedstawiając metody działania tamtej władzy. Urban ze spektaklu wie, że wzbudza negatywne emocje i nic sobie z tego nie robi, jak mówi, wie, że jest jak przyrząd do drażnienia.

„Urban. Idę po Was…” nie przedstawia nam pełnej biografii tytułowej postaci, to na swój sposób seria obrazów z jej życia. Dociekliwi dostaną poszlaki, które będą musieli rozwinąć na własną rękę. Spektakl prowokuje tak samo, jak Urban. Być może podzieli widzów, ale na pewno nie gloryfikuje postaci, o której opowiada.
Pod kątem aktorskim bryluje Adam Ferency, który w roli Urbana sprawdza się wyśmienicie. Towarzyszą mu Barbara Jonak i Paweł Smagała, którzy grają odpowiednio między innymi Małgorzatę Daniszewską oraz Jezusa. Warto wspomnieć jeszcze o zespole Salkers, który zapewnił oprawę muzyczną spektaklu. Ich teksty są chwytliwe, celne i groteskowe. Świetnie podkreślają oprawę całości. Swoje robi także scenografia, np. wielgachne ucho, w którym bohaterowie siedzą.
Bartosz Szydłowski i Piotr Rowicki stworzyli spektakl nieoczywisty, który nie wyczerpuje tematu biografii Urbana. Z jednej strony to spektakl popkulturowy, z drugiej krwawa historia Polski. Święcąca, pełna przepychu kurtyna, złote uszy bohatera, złota toaleta, Urban czuł media, jest więc showmanem, który żongluje swoimi twarzami, a pewność siebie traci tylko na chwilę, gdy nie wie, co z nim będzie po upadku komunizmu. Ale życie nie lubi próżni i szybko odnajduje się w nowej roli. Spektakl go nie gloryfikuje, na szczęście, ale rzuca na niego światło tylko częściowo, jeśli o biografię chodzi, zostawił mnie z pewnym niedosytem i pytaniami, na które sama muszę poszukać odpowiedzi. To krótka opowieść o upiorze, który wciąż nie chce odejść i straszy zza grobu swoimi za dużymi, pozłacanymi uszami.
Autorka recenzji: Monika Matura
Tytuł: URBAN. Idę po Was…
Reżyseria: Bartosz Szydłowski
Scenariusz: Piotr Rowicki
Scenografia, kostiumy, reżyseria, światła: Małgorzata Szydłowska