Lwia część filmów powstałych w krajach byłej Jugosławii dotyka tematu wojny, jaka podzieliła ów kraj na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Tym razem jednak konflikt polityczny, a konkretnie spór serbsko-albański o Kosowo, zostaje zepchnięty na drugi plan, ustępując miejsca problemom środowiska LGBT. I tu niespodzianka, bo choć wkraczamy do świata homoseksualistów, reżyserka dramatu, Blerta Zeqiri, nie maluje rzeczywistości w charakterystycznych, stereotypowych, tęczowych barwach.
Zanim Anita i Bekim, przyszli państwo młodzi, rozpoczną przygotowania do ślubu, najpierw udamy się z nimi do miejsca, gdzie przywożone są ciała osób zaginionych w czasie wojny w Kosowie od 1999 roku. (Ot, taki historyczny, sąsiedzki „ukłon” w stronę serbskiej widowni). Młoda kobieta jest przekonana, że pewnego dnia odnajdzie tam zwłoki swoich rodziców. Póki co tak się jednak nie dzieje, ale wróćmy do wesela. „Najpiękniejszy dzień w życiu” ma się odbyć za dwa tygodnie. Niespodziewanie w mieście pojawia się dawny przyjaciel Bekima, Nol. Choć dzięki emigracji do Francji odniósł muzyczny sukces, kariera nie dała mu prawdziwego spełnienia, które może osiągnąć jedynie dzięki miłości. Mężczyzna coraz bardziej zbliża się do Anity i jej partnera. Wspólnie spędzają czas, świetnie się bawią, zwierzają z problemów… Kobieta nawet nie podejrzewa, że ukochanym Nola jest jej przyszły mąż. Bekim zaczyna prowadzić podwójne życie. I choć chwile spędzone z kochankiem wprowadzają go w błogostan, a seks z nim w prawdziwą euforię, to i tak paraliżuje go strach przed zerwaniem z kobietą i związaniem się z mężczyzną. Presja zasadniczej rodziny i nietolerancyjnego środowiska okazuje się zbyt silna. Czy główny bohater znajdzie w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zamiast uszczęśliwiać wszystkich dookoła, zawalczyć o własną tożsamość?
Jedyna postać, która w stu procentach przekonuje mnie do swojej roli to Genc Salihu (Nol). Bo kiedy kocha się z mężczyzną swojego życia to w jego oczach widać prawdziwe uczucie, kiedy robi mu śniadanie do łóżka – radość, a kiedy widzi go z kobietą – rozczarowanie. Bez cienia zniewieściałości. Udowadnia tym samym, że miłość faceta do faceta może być „normalna” – a nie przerysowana, karykaturalna, śmieszna. Partnerujący mu Alban Ukaj (Bekim) wypada, niestety, dosyć blado i nieporadnie, usiłując wybrać pomiędzy sercem a rozumem. Poza panem Salihu, całkiem dobrze radzi sobie na ekranie Adriana Matoshi (Anita). Młoda, niepozorna kobieta wydaje się być najbardziej męskim ogniwem naszego trójkąta. Twardo stąpa po ziemi, wysiada z jadącego auta, nie wylewa za kołnierz, siłuje się na rękę z nieznajomymi, a na dodatek rzuca sprośne żarciki. Z kolei blliscy Bekima (stanowią oni większość obsady) to właściwie „pionki” w całym planie jego wspaniałomyślnej matki, która dla własnego szczęścia, spokoju ducha i dobrego imienia rodziny posuwa się do sprytnej intrygi. Byle tylko syn jak najszybciej się ożenił i nie ujawniał ze swoim homoseksualizmem. Wszystko z miłości do niego oraz sympatii do przyszłej synowej, rzecz jasna.
W „Małżeństwie” przychodzi nam się przede wszystkim mierzyć z szerzącą się homofobią. Zarówno tą jawną, wyrażaną przez przemoc słowną czy fizyczną, jak i tą „ukrytą” pod fałszywym uśmiechem bądź nieszczerymi gestami. Sposób, a może raczej technika, w jaki problem ten został pokazany, daleki jest, niestety, od ideału. Fragmentaryczność fabuły trochę spłyca przesłanie, a miejscami ciąg przyczynowo-skutkowy zaburzają, wprowadzone odrobinę chaotycznie, retrospekcje. W filmie zdecydowanie zabrakło typowo bałkańskiego klimatu. Prisztina, stolica Kosowa, jawi się jako miasto zimne, mokre, brudne i szare. Zakładam, że to zabieg celowy, mający dodać całości trochę dramatyzmu i uniwersalizmu, niemniej jednak wzbogacenie obrazu specyficzną atmosferą danego miejsca zawsze stanowi wartość dodaną. Na szczęście twórcy zadbali o fantastyczną ścieżkę dźwiękową – dwaj główni bohaterowie fundują widzom koncertowy duet w klimacie folk, na przyjęciu weselnym kapela gra na żywo tradycyjne albańskie kawałki, a w newralgicznych punktach scenariusza w tle przewija się bałkańska nuta.
Krótka historia nietypowego trójkąta miłosnego rozgrywająca się w epicentrum bałkańskiego kotła – tak w jednym zdaniu można by streścić istotę dramatu Blerty Zeqiri. Tyle że w trójkącie brak emocji i namiętności, a w kotle – napięcia i niebezpieczeństwa. Cieszę się jednak niezmiernie, że to „Małżeństwo” zostało zawarte. Filmów o tolerancji, a właściwie jej braku na różnych płaszczyznach, ciągle kręci się za mało, a to właśnie takie „edukacyjne” obrazy są publiczności najbardziej potrzebne. Wyłącznie dzięki pełnej akceptacji i zupełnemu zrozumieniu możliwe jest wypracowanie względnego kompromisu w społeczeństwie.
Ocena: 5/10
Autor recenzji: Wioleta Nowak
Tytuł: „Małżeństwo”
Scenariusz: Blerta Zeqiri
Reżyseria: Blerta Zeqiri, Kreshnik Keka Berisha
Data premiery: 28 listopada 2017
Obejrzane dzięki uprzejmości: Tongariro Releasing
Źródło zdjęcia: https://www.themarriagefilm.com/