Spektakl Wędrowanie wg S.Wyspiańskiego. Część II Wyzwolenie powstał z okazji jubileuszu Teatru STU. Nie dziwi, że właśnie ta szuka została wybrana, by uczcić kolejne urodziny sceny STU: to przecież dramat autorstwa krakowskiego artysty, a jego treść jest autotematyczna – opowiada w teatrze o tworzeniu teatru. Nie dziwi też, że Krzysztof Jasiński, dyrektor STU i reżyser Wyzwolenia, postanowił swoją wersję inscenizacji wzbogacić o elementy, które sprawiają, że spektakl stał się widowiskiem.
Pierwsze minuty Wyzwolenia to pusta scena rozświetlona jedynie przez płomień świecy, wkrótce potem zamienia się jednak w prawdziwą feerię, jakby zgodnie z ideą Konrada: Teatr narodu, sztuka, polska sztuka! Chcemy go stroić, chcemy go malować!. Spektakl w Teatrze STU przystrojony jest niekonwencjonalnymi kostiumami, a namalowany olśniewającą grą świateł. Światło pełni tu funkcję nie tylko użytkową; nie tylko eksponuje bohaterów na scenie, ale samo eksponowane jest na tyle, że staje się jednym z bohaterów spektaklu. Fascynujące są zarówno momenty, gdy wpada w wielobrawny szał, jak i te gdzie zielona, laserowa linia przeszywa publiczność, a także te, gdzie widać tylko skromną poświatę rzucaną przez płonącą pochodnię.
Fantastycznym jest także wykorzystanie na potrzeby inscenizacji całej przestrzeń teatru. Wyzwolenie nie rozgrywa się tylko na kwadratowej scenie kilka kroków wszerz i wzdłuż. Aktorzy wyłaniają się z przejść między widownią, zza kulis, zza kolumn, z przestrzeni, gdzie znajdują się muzycy, uruchamiając w widzu poczucie przynależności do tworzonego na jego oczach spektaklu. Ekrany rozmieszczone dokoła sali potęgują wrażenie bycia częścią widowiska. Niepotrzebna wydaje się więc usilna próba interakcji z publicznością, która to wypada dość banalnie i właściwie nie wiadomo do czego zmierza.
Nie bez znaczenia jest również muzyka grana na żywo, choć „repertuar” trochę zaskakuje: mamy tu zarówno cytaty z tekstu Wyspiańskiego, jak i tandetne „Kocham Cię Polsko”. Raz jest lirycznie, raz rockowo. Występy aktorów kojarzą się z musicalowym czy nawet burleskowym, gdy na scenie pojawiają się Muzy, przedstawieniem bohaterów.
W morzu efektów specjalnych niknie jednak jakoś tekst dramatu, który przecież jest sztuką o wyzwoleniu sztuki. Widz może więc wraz z Muzą zapytać: czy potrzebna tu nowa forma czy konieczna?. Ale to już pytanie o kondycję i drogi rozwoju współczesnego teatru oraz o to jak daleko może sięgać rewizja klasyków.
Dagmara Marcinek
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru STU.