Biorąc pod uwagę jak wychwalałam Ludzi na walizkach, po Nowych historiach spodziewałam się o wiele więcej niż otrzymałam.
Ludzie na walizkach. Nowe historie, Szymona Hołowni są zdecydowanie zbyt boskie, a niezbyt ludzkie. Dla zwykłego śmiertelnika długie fragmenty oscylujące między autorem katolikiem a rozmówcą katolikiem są nie do zniesienia. Znowu jest o katastrofie smoleńskiej. I po co?
Dzięki Niebiosom (?) jest i rozmowa z księdzem Bonieckim : „Mnie ktoś mówi: „W 2015…” a ja uśmiecham się w duchu: „Nie dotyczy…”. Klasa. Bo starość daje dystans nawet do spraw boskich.
Byłabym niesprawiedliwa nie wspominając kilku prawdziwie ludzkich historii opowiedzianych Szymonowi Hołowni.
Śmierć widziana oczyma syna Darii Trafankowskiej. Niezwykle dojrzałe spojrzenie na odchodzenie najważniejszej kobiety życia.
Samobójcza śmierć wkraczającej w dorosłe życie córki. Niezwykle wyważona historia matki tracącej córkę.
Cierpienie córki molestowanej latami przez własnego ojca, czyli o sztuce wybaczenia.
O ciemności, czyli o sztuce akceptowania choroby.
Lekcja w prosektorium, czyli o znaczeniu ciała.
O woli walki, o zgodzie na odchodzenie.
Warto wziąć Ludzi na walizkach. Nowe historie dla tych kilku dobrych opowieści.
zuzek.