Robert Krikman i Jay Bonansinga to autorzy, którzy ożywili „żywe trupy”, a także wyobraźnie całej rzeszy fanów. Zaczęło się od serii komiksów, której ekranizacją zajęli się spece z FOX-a i tak The walking dead odcisnęło swoją martwą rękę na historii przemysłu telewizyjnego – świetnie wykreowany serial zapewne na długo pozostanie przykładem dla kolejnych pokoleń scenarzystów i reżyserów telewizyjnych. Przesadzam? Może tylko trochę.
Wracając do oryginału. Po sukcesie komiksu i serialu przyszedł czas, by półki księgarń zalać literaturą zombie. Nic nowego, bo i tak uginają się one od nieumarłych – wampiry, półwampiry, wilkołaki, zombie to niemalże przepis na sukces. Ostatnio wznowienia doczekały się Ciepłe ciała Isaaca Mariona (pod nowym tytułem Wiecznie żywy – wymogi marketingu, który zakłada, że przeciętny kinomaniak nie skojarzy tytułu ekranizacji z książką. Lekko to obrażające dla fanów gatunku, ale cóż zrobić.)
The walking dead. Droga do Woodbury to opowieść o miasteczku, które stało się wyspą szczęśliwą pośród fali nieumarłych. Lilly wraz ze swoimi towarzyszami trafia pod opiekuńcze skrzydła mieszkańców utopijnej mieściny, gdzie króluje ekscentryczny Gubernator. I jak wymaga tego gatunek oczywiście okazuje się, że to ci żywi są gorsi od umarłych, a największym wrogiem człowieka jest jego własna destrukcyjna natura. Wybierając między towarzystwem zombie a zdegradowanym do czystych instynktów człowiekiem, należy dobrze przemyśleć swoją decyzję.
Książka zdecydowanie jest dla fanów gatunku, a to i tak chyba tych cierpliwszych. Seria zdobyła sobie uznanie nie poprzez epatowanie przemocą i brutalnością, a ze względu na bardzo wyraźnie zaznaczone relacje międzyludzkie, zróżnicowane postawy (i nie ma tu tylko tych dobrych i złych, bo nie ma łatwych i jednoznacznych decyzji). Właśnie tych elementów, które zadecydowały o sukcesie The walking dead nie ma w książce. Jest zagubiona dziewczyneczka, która musi zacząć radzić sobie ze strachem i poczuciem winy, jest osiłek, łagodny i zaślepiony miłością, jest zły facet, gorszy od chodzących trupów, ćpuni, alkoholicy i ludzie bez woli życia czy śmierci. Wszystko mdłe, obliczone na zysk, by jak najwięcej wyciągnąć korzyści z popularnego motywu czy serii.
Dla zagorzałych aczkolwiek wyrozumiałych fanów The walking dead.
Robert Krikman, Jay Bonansinga „The walking dead. Żywe Trupy. Droga do Woodbury”, Wydawnictwo SQN, Kraków 2013
Recenzja: A. Karwala