Fabuła doprowadzona do granic absurdu, dialogi kipiące groteską oraz karykaturalna rzeczywistość to istnie piekielna mieszanka spektaklu „Pokój na godziny”, który możemy oglądać na scenie Teatru Bagatela. Cztery osoby w jednym pokoju, uwikłane w groteskowej relacji, w dialogach pełnych abstrakcyjnych sprzeczek, ironii, skłaniają do refleksji nad kondycją człowieka. Poznajemy dwóch zdziwaczałych, starych kawalerów Fana i Hanzla, który wynajmują żonatemu mężczyźnie zagracony pokój na schadzki z dużo młodszą od niego kochanką. Każdy z bohaterów odsłania przed widzem swoją mizerną kondycję, nieporadność oraz płynący tragizm z patowej sytuacji, w której tkwią od lat, ale nie potrafią jej zmienić, mimo chęci. Wciąż o czymś mówią, choć tak naprawdę mają niewiele do powiedzenia.
Ryszard jest zestresowanym nauczycielem, mężem i ojcem, zupełnie brakuje mu polotu i klasy. Nosi w teczce naukowe książki naszpikowane pornograficznymi zdjęciami, alkohol i tytoń. Zosia jest natchnioną studentką sztuk pięknych, usilnie poszukującą czegoś, ale dokładnie nie wiadomo czego. Doskonale łączy w sobie wszystkie sprzeczności miotające kobietą, skrajne emocje i stanowi kontrast w stosunku do kochanka będącego uosobieniem nudy i bylejakości. Hanzl nieporadny i tym samym rozbrajający, jest znawcą sera oraz kobiet. Pracuje na budowie, prawie był w Japonii i chciałby bardzo uchodzić za wielkiego znawcę życia. Jego kompan Fan, za życia wykończył 4 żony, a teraz zajmuje się hodowlą rybek i płazów oraz podglądaniem innych. Bohaterowie wiedzą, że znajdują się w jakimś zaklętym kręgu, z którego nie mogą się wydostać, co potęguje tragikomizm sytuacji.
Absurd sięga zenitu, gdy Zosia będąc sam na sam z Rysiem, chrumkając na czworakach, wygłasza sakramentalne „a teraz chcę być Twoją świnią”, wyrażając tym samym sprzeciw wobec narzuconej jej roli słodko-głupiej kochanki. Scena na poły komiczna, demaskuje rozczarowanie i ból, jaki przeżywa kobieta, będąc tylko tą drugą. Pavel Landovský autor sztuki, wyposażył tekst we wszystkie elementy, które tak lubię w czeskim kinie. „W pokoju na godziny” nic się nie udaje, nawet rybki zaczynają zjadać własne młode, kończy się alkohol, absurdalne sytuacje i dialogi wychodzą z własnych ram. Dialogi nie łączą się w żadną puentę, a ze sceny bije poczucie bezradności i jedno pytanie „Ale o co chodzi?”.
Recenzowała Magdalena Es
Teatr Bagatela
Pavel Landovský
Pokój na godziny
tłumaczenie: Jan Paweł Gawlik
reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz
obsada: Urszula Grabowska-Ochalik, Wojciech Leonowicz, Paweł Sanakiewicz, Marek Bogucki