Teatr? Jak to teatr. Rząd krzeseł, niewielka scena…?!
Tu wszystko jest inaczej. Wchodzisz z ruchliwej ulicy do szarej kamienicy. I… Jakbyś przeniósł się do innego świata. Cofasz się kilkadziesiąt lat wstecz, siadasz na drewnianej ławeczce z filiżanką pachnącej herbaty. Uprzejma Pani zachwala szarlotkę, a kiedy już się na nią skusisz, widzisz, że miejsce obok ciebie zajęli inni podróżni. Jeśli masz szczęście możesz poplotkować nawet z artystami. Dworzec Sztuka. Taki właśnie jest Teatr STU.
Tu, Jerzy Trela gra rolę swojego życia.
Przenosimy się… O dziwo, nie przenosimy się nigdzie. Zostajemy na deskach teatru. Tu rozgrywa się cała akcja. Próba przedstawienia. Oszczędna scenografia: skrzynia, kosz jabłek, wieszak na płaszcze i tronowe krzesło. Tyle wystarczy. Muzyki prawie nie ma, za to jest profesjonalny sufler. Pan Słówko, który zawsze pomoże w potrzebie. Jerzy Trela i Aleksander Fabisiak. Duet dokonały. Choć ten ostatni, jak na homoseksualistę jest mało wiarygodny.
Aktorzy są jak morskie fale. Wznoszą się, rozbijają o brzeg i znikają, zapomniani. Nie ma nic bardziej martwego niż martwy aktor
a jeśli…
Myślicie, że aktorstwo jest sztuką? Aktorzy to sępy, które zażerają się odpadami ze wszystkich dziedzin sztuki. Ścierwojady.
Wy to oglądacie?!
Publiczność, trudna sprawa – zawsze ten sam wielooki potwór, dyszący w ciemności, gotowy, żeby skoczyć ci do gardła – wyczekuje, drażni się z tobą
choć z drugiej strony…
Zazdroszczę wam, bo możecie siedzieć na widowni i patrzeć, jak gram.
Sztuka odgrywa tu pierwszorzędną rolę, ale życie wiernie dotrzymuje jej kroku.
Jeśli chcą Państwo mieć spokój w domu, to nie żeńcie się w maju, ani w żadnym innym miesiącu!
bo…
gdyby Ewa nie dała Adamowi jabłka, to dzisiaj wszyscy bylibyśmy w raju!
A tak? Mamy tylko ponure życie, niczym film jednego aktora.
Kiedy kręcę film, zawsze pracuję z Jackiem Danielsem. To najlepszy kamerzysta, jakiego znam.
Takie prawdy życiowe, dobre rady i żarciki spływają ze sceny. Wszystko układa się w logiczną całość, a wartości temu nadaje Jerzy Trela. Doświadczony, dojrzały, dostojny. Mimo, że wciela się w postać Johna Barrymore’a, cały czas zastanawiamy się ile ze scenariuszowych słów można odnieść do jego życia. Delirka odpada, Jack Daniels to też nie te czasy, ale może…?
Podobno Barrymore wiedział o aktorstwie wszystko. Jego role Sherlocka Holmesa, Hamleta i Don Juana znał cały Broadway. Mistrz anegdot, kobieciarz, fircyk. Kochał aktorstwo, ale jeszcze bardziej kochał używki. To nie mogło się dobrze skończyć. Największy Talent umierał na oczach Hollywood.
Całe szczęście, że polskiemu aktorowi to nie grozi.
Jerzy Trela po mistrzowsku moduluje głos, wypełnia scenę. Mimo, że jest sam, czujemy jakby obok byli inni artyści, pojawia się nawet papuga. Podróżujemy do zakamarków życia. Scena jest wypełniona energią, dzięki której sztuka staje się interaktywna.
Wielki John Barrymore to tragikomedia przesiąknięta dymem i zapachem alkoholu. Sarkazm przeplata się z rozgoryczeniem, cierpienie ze szczęśliwymi wspomnieniami, śmiech z momentami zadumy. To premiera sezonu, którą po prostu trzeba zobaczyć.
P.S. Telefony komórkowe w epoce Johna Barrymore’a nie dzwoniły ani z garderoby, ani z holu, ani ze sceny i chcielibyśmy, aby tak pozostało. Drodzy widzowie, wyłączajcie urządzenia elektroniczne po przekroczeniu progu teatru!
/A.Gałczyńska/