Normal
0
21
false
false
false
MicrosoftInternetExplorer4
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
Stieg Larsson postawił bardzo wysoką poprzeczkę innym szwedzkim twórcom powieści sensacyjnych. Trylogia „Millenium” zapewniła mu pozycję jednego z najbardziej poczytnych twórców XXI wieku (choć wydana została już po śmierci autora). Stanowiła też kwintesencję tego, czym prawdziwy skandynawski kryminał być powinien – kompilacją tajemnicy, makabry, mrocznej atmosfery, brutalności, rozwiniętego kontekstu społeczno-historycznego, pogłębionej psychologii postaci i inteligentnego humoru. Wszystko to, w lepszej czy gorszej formie znajdziemy w „Gwieździe Strindberga”, autorstwa debiutującego na scenie literackiej Jana Wallentina.
Nurek – amator odkrywa w kopalni miedzi świetnie zakonserwowane zwłoki młodego mężczyzny, a wraz z nimi tajemniczy egipski krzyż. Odkrycie wzbudza zainteresowanie wielu ludzi i organizacji, a w intrygę zostaje również wplątany Don Titelman – uzależniony od leków profesor uniwersytecki i specjalista od religijnych symboli, z dość traumatyczną przeszłością. Wraz z bohaterem dotrzemy do kolejnego odkrycia – antycznej gwiazdy, w połączeniu z krzyżem stanowiącej drogowskaz prowadzący do miejsca, w którym nikt nie chciałby się znaleźć za życia.
Informacja na okładce książki o tym, że przywodzi ona na myśl powieści Juliusza Verne’a, thrillery Dana Browna oraz filmy z Indianą Jonesem nie odbiega od prawdy. Wymienione wyżej odniesienia bardzo łatwo w tym kryminale wychwycić. Lot balonem niewątpliwie nawiązuje do „Pięciu tygodni w balonie”; znamienne jest również pokrewieństwo z „Podróżą do wnętrza ziemi” Verne’a. Idąc w ślady twórcy Kodu da Vinci, Wallentin centralnym punktem dla rozwoju fabuły czyni symbole religijne, natomiast powieściowi antagoniści – podobnie jak w historii Indiany Jonesa w „Poszukiwaczach zaginionej Arki” – mają niebezpiecznie bliskie związki z nazistami. Szczególnie ostatni aspekt wydał mi się interesujący w tej historii. Przerażające opisy eksperymentów cielesnych, których dopuszczano się na Żydach w niemieckich ośrodkach podczas II wojny światowej, pod względem makabryczności zdecydowanie dorównują obrazom wykreowanym przez Stiega Larssona. Pozostają jednak projekcjami umysłu nie samego autora, lecz nazistowskich lekarzy i chemików.
Akcja (po początkowym udanym zaintrygowaniu widza wydarzeniami w podwodnej kopalni) – bardzo szybko spowalnia i aż do połowy książki opiera się na rozmowach między bohaterami oraz na zarysowywaniu historycznego tła zdarzeń. Oczywiście Wallentin zyskuje przez to w naszych oczach – jego dbałość o szczegóły i dopracowanie fabuły od strony technicznej sprawiają, że historia jest spójna, bez żadnych niejasności czy niedomówień. Jednak pisarz nie daje możliwości wykazania się czytelnikowi w roli detektywa, który stara się rozwiązać zagadkę przed bohaterami, samemu odkrywając karty. Drugim poważnym minusem książki jest brak rozbudowania wątku Eleni – dziewczyny, która pracuje dla jednej z istotnych dla rozwoju fabuły organizacji. Rola jaką odegra na końcu książki jest ogromna. Jednak pomimo to, poza kilkunastoma stronami poświęconymi jej przeszłości, nie otrzymamy pogłębionego portretu bohaterki. Wielka szkoda, ponieważ jej postać intryguje zdecydowanie o wiele bardziej niż główny bohater.
„Gwieździe Strindberga” można zarzucić wiele, jednak nie da się ukryć, że sama historia wciąga. Jan Wallentin – w przeciwieństwie do swoich rodaków, którzy zazwyczaj zawężają horyzonty twórcze do inspiracji płynących ze szwedzkiej historii czy kultury – chętnie szuka natchnienia także poza granicami kraju, a nawet Europy. Dzięki temu książka odznacza się na tle innych tego typu pozycji: jest „percepcyjnie” przystępniejsza dla szerszego grona czytelników – na co wskazuje fakt, że prawa do powieści zostały sprzedane już w czternastu krajach. Debiut sztokholmskiego dziennikarza z czystym sumieniem można uznać za udany. Oto próbka jego możliwości:
Kobieta potrząsnęła głową i włożyła gwiazdę do kieszeni kurtki. Na jej twarz powrócił uśmiech. (…) Dała znak mężczyznom w wojskowych kurtkach, żeby puścili prawniczkę. Ona jednak ich uprzedziła, uwalniając się sama. Rzuciła okiem na puste pudełko i przechodząc powoli koło Dona, powiedziała szeptem:
– Jak mogłeś być tak naiwny?
—————————————–
Z ponurą rezygnacją Don postanowił w końcu pogodzić się ze wszystkim, co widzi. Z roziskrzonym pyłem i połyskującymi kolumnami sięgającymi odległego sufitu kamiennej sali. Z mgłami Niflheimu, których surową wilgoć i chłód czuł wszędzie dookoła.
Kiedy jednak zbliżyli się do otwartego placu za słupami, serce zaczęło mu bić tak szybko, że żaden specyfik w torbie nie byłby w stanie go uspokoić. Pośród mgieł ustawione było coś, co przypominało statek z grubo ciosanych kamiennych bloków, które tworzyły okrąg. W okręgu zaś znajdywało się coś, co sprawiło, że Don zgiął się wpół w odruchu wymiotnym, który przez całe swoje życie starał się powstrzymywać.
Recenzowała: Karolina Słup