Simon. Chłopiec niezwykle bystry, mądry i inteligentny jak na swój wiek. Pochłania książki z pasją i zaangażowaniem. Interesuje się geografią i historią świata i jako jeden z nielicznych jest odpowiednim kompanem do dyskusji dla nauczycieli. Ale nie tylko inteligencja i duża wiedza wyróżnia go spośród rówieśników. Łatwo dostrzec nieczęsto spotykane na północy brązowe oczy i ciemną czuprynę. Simon jest Żydem, choć jeszcze o tym nie wie. Nie przypuszcza też, że został adoptowany, a Larssonowie nie są jego biologicznymi rodzicami.
„Simon i dęby” nie jest wyłącznie opowieścią o tym, jednym, konkretnym chłopcu. Jego losy w jakiś sposób łączą i się i splatają z losami jego rodziców, z ich trudnym i pełnym cierpienia dzieciństwem, z dzieciństwem jego rówieśnika Izaaka i jego żydowską rodziną.
Karin i Erik przybrani rodzice Simona sami w dzieciństwie doznali upokorzenia, braku miłości i musieli mierzyć się z problemami dużo poważniejszymi niż dziecięce drobnostki. Może to właśnie dlatego to ojciec Izaaka – Ruben stał się ważniejszy w życiu Simona niż jego własny tata? A może dlatego, że Simon podświadomie przywiązywał się do tych, którzy byli mu bliżsi? Gdy zaprzyjaźnił się z Izaakiem Simon nie wiedział jeszcze, że sam ma żydowskie pochodzenie… Odkrywa swoją tożsamość i prawdę o sobie w chwili gdy nagonka na Żydów staje się coraz bardziej ostra i niebezpieczna.
Simon przechodzi trudne chwile, staje się obiektem drwin i zaczepek w szkole i na ulicy. Jedyną jego pociechą i oparciem staje się Izaak i jego ojciec Ruben. Simon często porównuje swój dom i swoją rodzinę z domem i rodzicami Izaaka. To w domu kolegi czuje się dobrze, bezpiecznie i swobodnie. Czuje się rozumiany. Tradycja, zasady i sposób bycia Rubena fascynują chłopca i sprawiają, że ojciec kolegi staje się dla niego naprawdę bliski. Staje się jego wzorem.
„Simon i dęby” to historia pięknej, dziecięcej i szczerej przyjaźni dwóch chłopców. Przyjaźni silniejszej niż uprzedzenia, wiara i szalejąca wokół wojna. Czytając powieść Marianne Fredriksson mimowolnie sięgnęłam pamięcią do innej książki, którą niedawno czytałam – „Chłopiec w pasiastej piżamie”. Obie opowiadają o sile dziecięcej przyjaźni, która jest w stanie rozkwitnąć nawet w zrujnowanym wojną świecie. Niezrozumiała, okrutna i przerażająca batalia jest tłem dla maleńkiego, ludzkiego i kruchego życia, które chce iść własnym torem, choć wokół szaleje pożoga, spadają bomby i płoną stosy.
Książka nie obfituje w lekkie porównania, barwne opisy i prostą narrację. Jest surowa i faktograficzna. Oddaje w sposób obrazowy specyficzną wojenną sytuację, nerwową atmosferę rodzin, które ciągle musiały się bać, trudne doświadczenia, które dotykały nie tylko dorosłych, ale i niewinne dzieci. Do mnie ten styl przemawia bardziej niż lekkie, łzawe historyjki. Książce, która porusza taką tematykę i pokazuje takie emocje nie potrzeba zbędnych literackich upiększeń. Przyjaźń jest piękna sama w sobie jakkolwiek nie byłaby opowiedziana.
Marzena Rogozik
„Simon i dęby”
Marianne Fredriksson
Wydawnictwo Replika