Dom nad jeziorem, willa na Lazurowym Wybrzeżu czy stary, ale sprawny samochód dziadka. Wszystko to byłoby miło dostać kiedyś w spadku. W końcu ponoć gdy dają coś za darmo nie wypada odmówić. Ale spadek w postaci 10 000 prezerwatyw australijskich to niemałe wyzwanie…
Podejmuje się go z przymusu niestety nieszczęśliwy spadkobierca Szmuel Sprol. Za wszelką cenę stara się upłynnić niefortunny spadek m.in. w aptece Beli Berło, samotnej i stojącej na skraju bankructwa aptekarki. Ta z kolei próbuje znaleźć sponsora, który zainwestowałby w podupadający biznes. Niestety Szmul nie jest gotowy na takie poświęcenie i uparcie się targuje. Z kolei inny adorator niepozorny i nieśmiały urzędnik Johanan Cingerbaj również nie jest chętny by podzielić się swoją skromną sumką zgromadzoną na koncie ku chwale mamusi. Zdesperowany Szmul, który nie wie, w jaki sposób pozbyć się gumowego ciężaru, równie zdesperowana Bela starająca się swoimi gasnącymi wdziękami skusić potencjalnego sponsora do inwestycji i erotyczny desperat Cimbergaj to trójka nieszczęśliwych i uwikłanych w szereg tragicznych zależności bohaterów.
Choć o „Sprzedawcach gumek” w Teatrze Bagatela napisano już wiele, zwracając uwagę na dobrą oprawę muzyczną, znakomitą obsadę aktorską (Urszula Grabowska, Marcin Kobierski i Przemysław Branny) czy groteskowo ukazane pożądanie i zabieganie o dobro interesów ja odebrałam go na swój sposób.
Być może nieliczni w tym skądinąd nie do końca komicznym spektaklu dostrzegli sens, który zabawny bynajmniej nie jest. Nikt nie lubi myśleć o starości, a już na pewno nie o śmierci. Jednak gdyby przejrzeć się bliżej, wniknąć w głąb tych zawiłych relacji można dostrzec, że istotą tego spektaklu jest pokazanie jak kruche jest życie każdego z nas. Jak rzadko wykorzystujemy swoje szansy, jak jesteśmy zniewoleni przez swoje przyzwyczajenia i to co „wypada” i co „należy”.
Prezerwatywy odziedziczone w spadku są jedynie symbolem niewykorzystanych możliwości, marzeń i planów, które zamiast spełniać i realizować ciągle były odkładane na później w nadziei, że potem będzie ten najlepszy i najbardziej odpowiedni moment. W końcu po człowieku zostaje spora lista planów na przyszłość niczym sterta nieużytych nigdy prezerwatyw. A można było wykorzystywać je na bieżąco… Dla mnie przesłanie jest jasne. Nie odkładaj na później tego co chciałbyś zrobić, nie trzymaj najładniejszej bluzki w szafie, aż nadarzy się okazja by ją ubrać. To co dla Ciebie może mieć ogromną wartość, co oszczędzałeś i o co się troszczyłeś dla Twoich spadkobierców może nie mieć żadnego znaczenia… Carpe diem to nadal najbardziej uniwersalna dewiza…
Marzena Rogozik