„Wieczni chłopcy” to debiutancki film Anthony’ego Marciano opowiadająca w komiczny, a czasem nawet ironiczny sposób o dojrzewaniu do miłości, tego co w życiu najważniejsze oraz faktu, że wejście w dorosłość niekoniecznie musi oznaczać koniec realizacji swoich marzeń.
Lola (Mélanie Bernier) poznaje na weselu niespełnionego muzyka – Thomas’a (Max Boublil). Po kilku spotkaniach zakochują się w sobie do szaleństwa. Pewnego dnia Thomas poznaje swoich przyszłych teściów. Szczególny wpływ na niego ma ojciec Loli – Gilbert (Alain Chabat).
Starszy pan, który jest zmęczony i znudzony ciągłym przesiadywaniem na kanapie i wpatrywaniu się bezsensownie w ekran telewizora postanawia wyprowadzić się z domu. Solidaryzując się z przyszłym zięciem postanawia uratować go przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu…czyli poślubieniu kobiety. Tytułowi wieczni chłopcy ostro imprezują i cieszą się kawalerskim życiem do czasu gdy uświadamiają sobie, że to co jest dla nich najważniejsze było na wyciągnięcie ręki.
„Wieczni chłopcy” to banalny scenariusz, oferujący widzom nic oryginalnego, ale przepełniony dawką dobrego humoru. Ja uśmiałam się dosłownie do łez. Wisienką na torcie jest epizodyczna dola Iggy’iego Poppa i dobra ścieżka dźwiękowa.
Film zobaczyłam dzięki uprzejmości kina ARS.
Paulina Galisz