Niedawno na ekranach polskich kin pojawił się film produkcji niemieckiej nietypowy jak na kraj swojego pochodzenia. Rzadko bowiem powstają w tym regionie tak lekkie, beztroskie pełne afirmacji produkcje, jak ta zatytułowana „Vincent chce nad morze”.
Film jest opowieścią o trzech ludziach dotkniętych przykrymi przypadłościami: główny bohater cierpi na zespół Tourette’a, jego współlokator ma nerwicę nastręct, trzecią osobą jest dziewczyna o imieniu Marie, którą, chorującą na akoreksję, sam rytuał jedzenia przyprawia o mdłości. Na planie towarzyszą im inni bohaterowie, a jest nim sadystyczny ojciec Vincenta, Robert, który przez całe życie nie mógł pogodzić się z chorobą swojego 27-letniego już syna oraz terapeutka wszystkich z trzech wyżej wymienonych bohaterów – Dr. Rose. Ucieczka z zakładu staje się przyczynkiem do odkrywania dorosłego życia, akceptacji tego co niemożliwe do zmiany, jak i mocno sprzyja rodzącej się więzi pomiędzy Marie a Vincentem oraz zanikowi choroby u dziewczyny.
Reżyser swymi ujęciami kamery i za pomocą kontrastów balansuje na granicy komedii i dramatu. Niezwykła ekspresja emocji na twarach bohaterów wywołuje uczucie świeżości i spontaniczności. Muzyka pop, prędkość i panorama Alp za szybami samochodu sprawiają, iż widzowi udziela się entuzjazm i i chwilowa niczym nie skrępowana wolność bohaterów w drodze nad morze. Katharsis jest tutaj kwestią rezygnacji z nadziei na całkowite wyleczenie. Rytm filmu jest zbudowany w oparciu o mądrą dawkę humoru i smutku, szczerości i okrucieństwa. Film poruszający, lecz lekki, wart obejrzenia.
Film obejrzany dzięki uprzejmości kina ARS.
http://ars.pl/
Aneta Błachewicz