Hmm… Na początek fragment ze Złotej Czary:
(…) Czy nie widzisz, że muszę iść, bo mam wrażenie, że jestem przecięty na pół i tylko jedną połową jestem tutaj? Ta druga przebywa za morzem i wzywa mnie, abym przybył i połączył je w całość…
– Rozumiem – powiedział cicho. – Jesteś małym chłopcem i pragniesz dostać księżyc z nieba, aby móc pić z niego niczym ze złotej czary. Myślę, że staniesz się wielkim człowiekiem, jeśli tylko pozostaniesz małym dzieckiem. Wszyscy wielcy tego świata to mali chłopcy, którzy zapragnęli księżyca, a biegając i wspinając się, czasem schwytali świętojańskiego robaczka. Jeśli jednak ktoś dojrzeje i posiądzie umysł mężczyzny, będzie wiedział, że nie może zdobyć księżyca. I nie zechce go, nawet jeśli by to było możliwe…
… płytkowo – ckliwe? O tym zaraz.
Wznowione wydanie opowiadań Steinbecka zawiera trzy jego wczesne (o)powieści z lat 1929 – 1933 kiedy jeszcze był brzydki i nikt go nie lubił. Wspaniała okazja do wgłębienia się we wciąż zbyt mało znaną i nie docenianą w Polsce prozę amerykańskiego powieściopisarza stawianego tam w jednym szeregu obok Hemingwaya czy Faulknera. Prawie 30 pozycji w księgozbiorze. Dowody dodatkowe to Steinbeck – inspiracja, czyli 15 filmów i nn inspiracji muzycznych (a choćby Myslovitz…) oraz laureat kilku cenionych w międzynarodowym towarzystwie nagród literackich, których nie wymienię ze względu na ich względność.
W swoim życiu Steinbeck imał się różnych zajęć, począwszy od nieudanej kariery reporterskiej, na pracowniku fabrycznym i rolniku skończywszy. Doskonale orientował się w tematach z obszaru: Literatura powszechna, zoologia, napoje alkoholowe i proza życia kalifornijskiego społeczeństwa. Pewnie dlatego w tamtejszych gazetach pisano o nim: „Rozumiał Amerykę i Amerykanów lepiej niż którykolwiek inny pisarz dwudziestego wieku”.
W warstwie fabularnej książka to kilkanaście w zasadzie nie bardzo sensacyjnych żywotów ludzkich/kalifornijskich rodzin bardzo mocno osadzonych w realiach lat dwudziestych XIX wieku… (może z wyjątkiem Złotej Czary, czyli pieprznych przypadków legendarnego pirata H. Morgana). Ot, codzienne trudy i znoje farmerów oraz trudne do ogarnięcia ich dziwactwa.
Nieprzypadkowo jednak prozę tego typu zwie się palimpsestem, bo właściwa fabuła i bogactwo jej interpretacji snuje się jednak pod powierzchnią, w wewnętrznym sanctusowo – fatalnym organizmie bohatera. I cóż, przenosisz się nagle w świat pełen mistycznych wrażeń, impresji, prostych mądrości i skomplikowanych psychonaliz. Bohaterowie jego (o)powieści, farmerzy, piraci i inteligenci nieustannie zmagają się ze swoją człowieczą naturą … Jaka ona jest? Jest czymś mitologicznym i biologicznym… Jest czymś przyrodzonym, biblijnym i błogosławionym… i jakąś nieokiełznaną namiętnością uwikłaną w przyrodę. Jest samotnym szukaniem i zmaganiem… pięknym, wzruszającym bólem, doświadczeniem niemocy i prostego, niewytłumaczalnego szczęścia…
Jaka jest więc natura człowiecza? – pytam niestrudzenie.
“The last clear definite function of man – muscles aching to work, minds aching to create beyond the single need… – this is man.” – napisał gdzieś Steinbeck. Oto człowiek i ostateczna, jasna jego definicja: mięśnie spragnione pracy, umysł pragnący tworzyć ponad zwykłe, codzienne potrzeby… Myśl ta współgra z motywem PIGASUSA, którego nie raz rysował na swoich książkach podczas wieczorów autorskich. Czyli (cytując za Wiki): osobisty znak używany przez Steinbecka, symbol jego samego, „uziemionego, lecz ambitnego”. A przedstawia świnię ze skrzydłami z łacińskim motto:
AD ASTRA PER ALAS PORCI – Do gwiazd na skrzydłach świni…
Jest odpowiedź? Oto człowiek? Hmm…
Recenzowała Sylwia Lewińska
John Steinbeck PASTWISKA NIEBIESKIE. ZŁOTA CZARA. NIEZNANEMU BOGU
Wydawnictwo Prószyński iS-ka