Compagnie Mossoux-Bonté /Belgia/
Ciała magnetyczne
ZNIEWOLENI
Spektakl belgijskiej grupy Compagnie Mossoux-Bonté miał ukazać złożoność ludzkich relacji, jak bardzo jesteśmy wzajemnie od siebie uzależnieni. I pokazał. Jednak jest to ta strona naszych więzi, która przyprawia o niemiłą gęsią skórkę, wprawia w stan rozdrażnienia i powoduje ból głowy. To, co jest między ludźmi na scenie, wiąże ich i zniewala, zamiast łączyć i wspierać. Im bardziej chcą się wyzwolić, tym bardziej są zaplątani w nici ludzkich powiązań. Ruch tancerzy jest chaotyczny, chwilami mechaniczny, co dodatkowo wzmaga wrażenie walki, ale równocześnie i nieuchronności pewnych zdarzeń, zależności między poszczególnymi osobami.
Ogromne uczucie dyskomfortu, jakiego doznawałam, oglądają Ciała magnetyczne, było wynikiem zetknięcia się z tą mało przyjemną odsłoną ludzkich relacji. To było jak spojrzenie w lustro, które odbija tylko to, co w nas mroczne, ciemne, wstydliwe. Przyjrzenie się tym emocjom pod szkłem powiększającym jest ogromnym wyzwaniem, trudnym tematem, który grupa Compagnie Mossoux-Bonté podjęła i zrealizowała w sposób skomplikowany oraz chwilami kontrowersyjny. Jednak cel został osiągnięty: spojrzeliśmy w zwierciadło i zobaczyliśmy z pewnością choć fragment nas samych, ukrywany głęboko, zanim w popłochu odwróciliśmy oczy, nie chcąc patrzeć na to, co nas zniewala.
Teatro Gioco Vita, Imperfect Dancers /Włochy/
Sen nocy letniej
ZMYSŁOWY ŚWIAT BAŚNI
Ten spektakl w pełni zasługuje na swój tytuł – jest niczym prawdziwy sen wyśniony pewnej letniej, parnej nocy. Wszystko było tu przesycone zmysłowością: taniec, muzyka, gra światła i cienia, kolory. To właśnie ona była esencją spektaklu, osią wokół której obracały się wszystki dźwięki, ruchy ciał tancerzy.
Pierwszy raz uczestniczyłam w przedstawieniu, które pochłonęło mnie bez reszty, w którym zanurzyłam się całkowicie, mając wrażenie, że wchodzę na scenę, a to, co dzieje się na niej, przesącza się do moich żył i zaczyna krążyć wraz z krwią po całym organiźmie. To wyjątkowe doznanie, przeżycie rozkoszne, którego nie sposób zapomnieć.
To, co wyjątkowo zapadło mi w pamięć to CIEŃ. Zwykle niezauważany, chyba, że przeszkadza w kąpielach słonecznych lub jest poszukiwany w upalny dzień. Tutaj pojawiał się w tak wielu odsłonach, przeważnie jako niezwykle misterne postacie, zwierzęta, rośliny. Wizerunki powstałe z cienia były nadzwyczaj żywe, wciągały nas w głębie swoich relacji, marzeń i pragnień, szepcąc do siebie w półmroku. Odtąd cień już zawsze będzie kojarzył mi się z czymś magicznym, intymnym, nienazwanym, z zejściem na samo dno tego, co ukryte.
Ze spektaklu wyszłam olśniona, uwiedziona, szczęśliwa i z wypiekami na twarzy. W takim stanie ducha wszystko wokół odbiera się o wiele intensywniej niż zazwyczaj. Zapachy są o niebo wyrazisztsze, kolory bardziej socczyste, a każdy najmniejszy podmuch wiatru ma siłę huraganu. Jest to moment, kiedy nasz umysł ustępuje pod naporem zmysłowej rzeczywistości, w której żyjemy każdej chwili, a którą traktujemy po macoszemu, dając pierwszeństwo naszym myślom o przyszłości lub planom na przyszłość.
Z przyjemnością będę wracać do takiego stanu ducha dzień w dzień, a wszystkim życzę, abyście w każdej chwili czuli wyraźny dotyk życia na skórze.
Materia Prima. Forma-Maska. 2. Międzynarodowy Festiwal Teatru Formy
Zrecenzowała Agnieszka Sobala