Rozstania artystów w świecie muzyki nigdy nie są łatwe. Wiąże się z nimi wiele emocji, niełatwych do wypowiedzenia za pomocą słów. Czasem jedna ze stron już wie co nastanie po zakończeniu współpracy. Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku zespołu Blackfield, który wygrywa właśnie ostatnie swoje koncerty w oryginalnym składzie po całej Europie. Oto bowiem Steven Wilson oznajmił, iż po 14 latach wspólnego tworzenia i grania opuszcza zespół. Nie jest łatwo przewidzieć jak potoczą się losy grupy bez jednego z założycieli, niemniej z pewnością nie będzie dla wielu fanów zespołu rozstanie łatwe do zaakceptowania.
Tym cenniejsze okazało się więc bycie na ich ostatnim wspólnie zagranym koncercie w naszym kraju, który miał miejsce 11 lutego w krakowskim klubie Studio, a odbył się dzięki wydawnictwu Rock Serwis . Petter Andreas Carlsen, który rozpoczął muzyczne popisy artystów tego wieczoru jako support grupy Blackfield, wprowadził publiczność w stan delikatności, dla niektórych zbyt intensywny, jednak artysta z pewnością poszczycił się piękną, jaskrawą barwą głosu. Publiczność w spokoju delektowała się brzmieniem idealnie dopasowanego duetu Carlsen-gitara. Po długim, niezwykle klimatycznym wstępie nadszedł czas na brytyjsko – izraelską muzyczną kolaborację postaci grupy Blackfield.
To, co najmocniej zapisało się w pamięci, to niezwykle żywiołowe i głośne, a jednoczesnie pełne zaangażowaia interpretacje utworów, które podczas wcześniejszych występów tej grupy w Polsce były bardziej zachowawcze i stonowane. Na starannie odkurzonej przed występem scenie, co niejednego fana wprawiło w rozbawienie i wyrwało ze skupienia w oczekiwaniu na koncert, gitarzyści płynnie wygrywali utwory, zwłaszcza te najbliższe sercom fanów (takich jak ja), pochodzące z dwóch pierwszych albumów. Występ rozpoczął się od porywającego Faking, po którym wygrane zostały w kolejności:
Blackfield
Pills
Miss U
My Gift of Silence
Pain
DNA
Go to Hell
Jupiter
Dissolving with the Night
Where Is My Love?
1,000 People
Some Day
Once
Summer
Oxygen
Hello
Bis:
Glow (Aviv Geffen/ Eran Mitelman)
End of the World
Cloudy Now
Niektórzy cynicy twierdzą, iż zabrakło „chemii” wśród członków zespołu, niemniej, nawet jeżeli istotnie tak było, nie należy się temu dziwić, zwłaszcza w świetle ostatnich kilkuletnich solowych poczynań Stevena Wilsona, który już na początku koncertu zażartował o długości trwania utworów zazwyczaj przez niego komponowanych.
Koncert ozdabiały rozmowy z publicznością, nierzadko żartobliwe (Go to hell dedykowane rodzicom Aviva), jednak dominowała muzyka, wciąż autentyczna i piękna, wygrywana z uczuciem i świadomością transformacji i końca unikalnego na skalę światową projektu.
Aneta Błachewicz