
Dwójka ludzi. Ona i On. Kobieta i Mężczyzna. Aktor i Aktorka. Dwie różne połówki wcale nie tego samego jabłka. Połączyła ich scena, a podzieliła… herbata…z cynamonem.
Na widowni (składającej się z dwóch maleńkich rządków) w przytulnym mieszkaniu na Starowiślnej widzowie też piją herbatę tyle, że bez miodu i bez cynamonu. Na scenie dwa czarne pudła – postumenty, na których grają aktorzy. Oboje w obcisłych, czarnych kostiumach tanecznych i tiulowych spódnicach. Uboga scenografia daje dużo przestrzeni, którą mogą wypełnić aktorzy: gestem, słowem i ruchem. Anka Graczyk i Dariusz Starczewski umiejętnie tą przestrzeń zagospodarowali. Wykorzystali jej każdy centymetr, a świetne oświetlenie (Tomasza Wentlanda i Marka Oleniacza) sprawiało, że mały pokoik na Starowiślnej zmieniał się momentami w teatralną scenę z prawdziwego zdarzenia.
Jak ogień i woda
Spektakl „Nie budźcie mnie” Bogdana Graczyka to obraz, który trudno zdefiniować jednoznacznie. Z jednej strony pokazuje skomplikowane relacje damsko – męskie, z drugiej analogię życia i teatru, gry, spektaklu i rzeczywistości. Okraszony szczyptą cynamonu, niezrealizowaną wyprawą, przyspieszonym kursem składania koszulek i dziurą w spodniach, jako wartością dodaną.
Ale skupmy się na relacjach. Dwójka ludzi, którzy spotykają się przypadkiem i dzięki wspólnemu zadaniu musi ze sobą współgrać. Zarówno na scenie, jak i w życiu docieranie się skrajnie różnych osobowości wychodzi różnie. I bardzo różnie się kończy.
Realistka i marzyciel. Ona – twardo stąpająca po ziemi. On – bujający w obłokach. Ona grając trzyma się tekstu, jest poukładana i stara się być idealna. Jest pedantką, przykłada wagę do detali, a przekonać ją mogą tylko namacalne dowody. On – grając nie chce tylko odtwarzać, chce być kreatorem, być twórczy, sprawczy i dynamiczny. Grając postać chce ją tworzyć na nowo, mieć wpływ na jej kształt, gra uczuciami i emocjami – nie tekstem. Ona przewiduje, planuje, chce mieć wszystko pod kontrolą, On – jest spontaniczny, idzie na żywioł.
On lubi koloryzować, ona trzyma się wyłącznie faktów: „Tylko fakty mam w CV i tak mi się już na jednej stronie nie mieści…”. Nie potrafi poddać się emocjom. Jego zapał gasi swoim realizmem: „To miłe że nadajesz mojemu uśmiechowi kosmiczne znaczenie, ale to tylko skurcz”.
Znana z życia sytuacja łączenia dwóch odmiennych charakterów, ścierania się racji, trudnej sztuki kompromisu w spektaklu Graczyka miesza się z wieloma innymi wątkami. Wątek relacji międzyludzkich jest jak herbata. Każdy smakuje według własnego uznania i własnego doświadczenia. Albo mu smakuje, albo nie. A autor do herbaty serwuje nam i miód i cynamon, choć bez nich smakowała by pewnie tak samo.
W „Nie budźcie mnie” najbardziej smakowały mi cierpkie jak aronia żarty, kwaśne jak cytryna złośliwe uwagi Anki Graczyk i słodkie jak landrynki niewinne uśmiechy Dariusza Starczewskiego. Całą tę mieszankę wychylam do dna. Wasze zdrowie!
Marzena Rogozik