13 kwietnia w krakowskiej Rotundzie wystąpił zespół Chudoba, promujący swój najnowszy album „Chudoba Live!”. Niejako przy okazji koncertu rozmawialiśmy z muzykami między innymi na temat ich doświadczeń na polskiej (i nie tylko) scenie muzycznej czy odbiorze muzyki folkowej.
Już ponad 20 lat jesteście obecni na scenie muzycznej, czujecie się dojrzali muzycznie, doświadczeni?
Kiedy zawiązała się grupa w trakcie pewnej imprezy w akademiku we Wrocławiu, nikt z nas nie przypuszczał że dotrwamy ze sobą z niewielkimi zmianami w składzie do naszego 20 lecia. Udały nam się dwie rzeczy. Po pierwsze, zaliczamy się do tzw. Złotej dziesiątki, czyli do grup folkowych które zaczynały ten gatunek muzyczny. Druga to świadomość iż stworzyliśmy swój własny styl grania, rozpoznawalny dla większości osób słuchających muzyki folkowej. Cieszymy się że w dalszym ciągu jesteśmy inspiracją dla nowo powstających zespołów. Od czasów studenckich do czasów teraźniejszych, my i nasz muzyka zmienialiśmy się. Studencka psotnicza ekipa, pełna czasami ekstremalnych pomysłów, zmieniła się w dojrzałą grupę. Panowie poorani pierwszymi zmarszczkami na twarzach, w swoim graniu i śpiewie stali się bardziej wyraziści. Panie rozkwitły, dzierżąc wokalne berło. Jeden z dziennikarzy amerykańskich zajmujących się muzyka folkową i bluesową, napisał że Chudoba jest jak dojrzałe wino, im starsza tym lepsza. I chyba coś w tym jest.
Czy uważacie, że muzyka folkowa jest w Polsce popularna?
Muzyka folkowa w Polsce zaczyna się profesjonalizować, jest jej dużo więcej niż 20 lat temu. Jest większa różnorodność. Jest to oczywiście muzyka niszowa, nie mniej zdobywa coraz więcej swoich oddanych odbiorców. Rynek folkowy oceniany jest na około 15000 tys. odbiorców. Nie jest to oszołamiająca ilość, ale nie jest też to 5000 tys. jak 20 lat temu.
Lubicie koncertować za granicą? Czy zauważacie różnice pomiędzy polską a zagraniczną publicznością?
Graliśmy w takich krajach jak Niemcy, Austria, Szwajcaria, Norwegia, Francja, Belgia, Dania, Holandia, Norwegia, Szwecja, USA, Anglia i w wielu innych ciekawych krajach. Jest wyczuwalna różnica w odbiorze muzyki. Na zachodzie publiczność świadoma swojego wyboru, w Polsce jest z tym różnie. Tam sale są wypełnione nawet w małych miejscowościach, u nas sale są w stanie wypełnić kabarety lub zespoły disco polowe.. Jesteśmy ewidentnie jako społeczeństwo na niższym levelu muzycznym, dlatego tez tak wiele zespołów folkowych z kraju, rozpoznawalnych jest poza granicami. W Polsce jest raczej o nich cicho.
Jakie zmiany zachodzące w odbiorze muzyki folkowej w Polsce zauważacie na przestrzeni czasu?
Pomału, pomalutku powiększa się rynek odbiorców muzyki folkowej. Na rynku funkcjonuje kilka portali folkowych. Jest kilka festiwali folkowych. Powstają stowarzyszenia i fundacje. Ważny jest też aspekt działania tych ludzi w takich fundacjach. Często zdarza się że odbiorca muzyki folkowej to taka swoista instytucja społeczna. Ludzi ci zupełnie bezinteresownie, z pasji pisząca artykuły, blogi, doktoraty. Organizują festiwale, spotkania, dyskusje. Coś co w świecie muzyki popowej raczej się nie zdarza. Choć oczywiście każdy zespół pragnie zaistnieć na rynku, być rozpoznawalnym , sprzedać jak największą ilość płyt i zagrać dużo koncertów, to jednak większość z nas to pasjonaci, próbujący pokazać w różnych muzycznych formach, wielobarwność muzyki mającej swoje korzenie w kulturze ludowej.
Spodziewaliście się, że tak długo będziecie ze sobą grać?
Nie. Szczerze, to zakładając zespół nikt nie myślał o jego rozwoju za kilka, kilkanaście lat. Dziś będąc 20 lat na scenie widzimy że niektóre nowe grupy, wytyczają sobie szczegółowy plan działania na kilka lat do przodu). My raczej nie planowaliśmy w dłuższym etapie swoich działań. Zawsze był to albo spontan, albo efekt czyichś poszukiwań, bądź fascynacji muzycznych.
Czy jest ktoś taki, z kim chcielibyście zagrać na jednej scenie?
Jesteśmy wychowani na jam session. Dawniej grup folkowych było na tyle mało że nasze spotkania na festiwalach, po oficjalnych koncertach, zamieniały się w całonocne wspólne grania. Więc z kapelami folkowymi jesteśmy, już po niejednym nocnym muzyki wielbieniu do upadłego. Jeśli chodzi o rynek, poza naszym krajem to na pewno chcielibyśmy zagrać z francuską legendą muzyki folkowej, zespołem Bratsch. To zespół bliski naszym sercom i muzycznym podróżom.
Czy któryś z koncertów, zagrany przez Was do tej pory, był dla Was szczególny?
Wiele koncertów i tras było dla nas wyjątkowych. Palmę pierwszeństwa dzierży jednak totalnie odjechana trasa koncertowa po Mołdawii i nasz koncert w Paryżu w słynnym klubie La Java, w którym swoją karierę zaczynała Edith Piaf. W jej zachowanej do dziś garderobie hucznie obchodziliśmy po koncercie urodziny naszego basisty. Wyjątkowa była też trasa koncertowa po Florydzie w USA. Nie mniej zdarza nam się zagrać cudowne koncerty także i w małych miasteczkach, gdzieś na wschodzie i południu Polski. Staramy się obdzielić naszą muzyką wszystkich tak samo, serdecznie i od serca.
Rozmawiała: Monika Matura