Londyn NW czy też Wielki Londyn Północno-Zachodni, miejsce o którym próżno by szukać wzmianki w popularnych przewodnikach turystycznych Michelin-a.
Dzielnica, której mieszkańcy żyją w swoich ciasnych, obskurnych i do granic możliwości zagraconych, pokrytych grzybem mieszkaniach, które z kolei tworzą wielkie komunalne blokowiska. Bloki i okoliczne budynki pobazgrane kolorowym sprayem, obskurne balkony trzymające się ściany na „słowo honoru”, głośna muzyka wydobywająca się z zaparkowanych na osiedlu starych i byle jakich samochodów, smród fekaliów pomieszany z wonią marihuany na klatce schodowej. Na ulicy imigranci, kolorowi i biali z najniższej kasty społecznej. Za każdym rogiem i na każdej klatce schodowej czai się grupka zakapturzonych młodych chłopaków, którym towarzyszą krzykliwie ubrane małolaty, już w ciąży albo z niemowlętami na rękach. Tak, zdecydowanie o takich miejscach jak Wielki Londyn Północno-Zachodni nie piszę się w przewodnikach dla „wyższych” sfer.
Czwórka przyjaciół ze szkolnej ławy: Keisha, Leah, Nathan i Felix. Co ich łączy? Wspólny kod pocztowy, miejsce pochodzenia i nieodparte pragnienie wyrwania się raz na zawszę z mocno zaciśniętych szpon swojego „naturalnego środowiska”, w którym przyszło im żyć. Z miejsca, w którym każdego dnia mają styczność z narkotykami, alkoholem, przemocą, kradzieżami, wymuszeniami a przede wszystkim z biedą. Gdzie żyje się zgodnie z zasadą, że Anglik odmawia picia tylko wtedy, gdy bierze antybiotyk lub jest alkoholikiem. Wszyscy oni marzą o lepszym życiu, w którym nie będą musieli każdego dnia walczyć o przetrwanie: w domu, w szkole, na podwórku czy ulicy. Silni i zdeterminowani marzą, że pewnego dnia opuszczą dzielnicę NW i staną się kimś.
Niektórym z nich to się uda, inni dadzą się wessać otaczającej ich szarej i jakże smutnej w swej beznadziejności rzeczywistości. Jednak na koniec, mimo skończonych studiów i odniesionych sukcesów w życiu zawodowym, mimo zmiany nazwiska, udanych związków jakie stworzą, wspaniałych rodzin jakie założą i mimo przeprowadzki do lepszej dzielnicy, ich naturalne środowisko upomni się o nich.
Książka przeczytana jednym tchem, a ciekawość po zapoznaniu się z materiałami prasowymi wydawnictwa została w pełni zaspokojona. Londyn, tak jak każda inna wielka metropolia na świecie, składa się z nieskończonej liczby kontrastów. Myślę też, że głównych bohaterów książki – Keishe, Leah, Nathana i Felixa – z łatwością odnaleźlibyśmy w każdym innym mieście, takim jak Nowy Jork, Paryż czy Berlin. A to dlatego, że takich historii są tysiące a może nawet setki tysięcy. Jadąc na wycieczkę do danego kraju nie zastanawiamy się, ile wynosi wskaźnik bezrobocia w mieście które aktualni odwiedzamy. Nie myślimy o tym, ilu ludzi nie ma co jeść lub żyje w skrajnej nędzy. Albo ile dzieci codziennie zaprzepaszcza swoje szanse na lepsze życie tylko dlatego, że przyszło im się urodzić w niewłaściwym miejscu. Nie, skupiamy się wyłącznie na miejscach i historiach opisanych w turystycznych przewodnikach. A wszystko to, co nie zostało w nich ujęte, po prostu nie istnieje.
Recenzowała Karolina Chłoń
„Londyn NW” – Zadie Smith
Wydawnictwo Znak