Okładka książki Marka Susdorfa „Dziennik znaleziony w błękicie” mówi wszystko o jej treści: jest nóż i widelec (jest i uczta), z których ułożony jest krzyż (jest i pasja), a na nim znajduje się serce (centralny narząd układu krwionośnego, jak i symbolicznie pojmowane siedlisko uczuć).
Marek Susdorf raczy czytelnika ciężkostrawnym posiłkiem literackim. Mimo, że nie jest on duży (książka liczy niecałe 100 stron) to jest… treściwy. Metaforycznie gęsty. Pełen religijnej (a konkretnie: chrześcijańskiej) symboliki. Kipiący intertekstualnością. Obfitujący w różne konteksty oraz interpretacje. Barwny, czasem wręcz (niepotrzebnie) manieryczny, a momentami (dosłownie) do bólu namacalny. Autor bowiem z niezwykłą śmiałością zmieszał elementy sacrum i profanum, co może spowodować egzystencjalne niestrawności. Nie zmienia to jednak faktu, że ten literacki przepis daje w efekcie niebanalne i ciekawe danie.
Tyle o formie, chociaż jest ona ściśle związana z treścią. „Dziennik znaleziony w błękicie” można czytać na wielu poziomach (wszystkie prowadzą do mrocznych piwnic). Na pierwszym z nich jest Mladi. I tylko on. Narracja pierwszoosobowa pozwala wejść w świat jego myśli i uczuć. A kręci się on wokół… niespełnionej miłości (nie, to nie może miłość, przynajmniej nie taka, która „nie unosi się gniewem, nie pamięta złego”). Niespełnienie to jest niczym innym jak seksualną frustracją. Dochodzą do tego zranienie, smutek i złość – typowe uczucia towarzyszące byciu odrzuconym. A jednak to wejście w strumień świadomości bohatera jest też wejściem w umysł chorego człowieka, którym kieruje obsesyjne uczucie. To właśnie ono – niczym trująca od lat serce mężczyzny substancja – sprawia, że Mladi więzi swojego wybranka Starijego w piwnicy rodzinnego domu, dzięki czemu staje się on osobistym bóstwem, prywatnym Chrystusem, który ma do odbycia drogę krzyżową przy jednoosobowej widowni.
Na drugim poziomie historia ta staje się więc dla autora pretekstem, by wypowiedzieć na temat religii (uściślając: chrześcijaństwa, bo stricte do niego odwołuje się Susdorf). Skupia się on w szczególności na relacji duszy i ciała, chociaż nie – autor grubą kreską oddziela te dwie sfery i stawia je w opozycji, a wszystko po to, by pokazać konflikt między nimi. Przekaz religii chrześcijańskiej ma działać w ten sposób, że człowiek wypiera swoją cielesność, żyje w świecie abstrakcyjnych pojęć, w którym nie ma miejsca na bliskość i wolność. A przecież człowiek żyje w rzeczywistości, która jest na wskroś biologiczna (odczuwam więc jestem?). Mladi staje się więc figurą profanum, dla której punktem odniesienia jest ciało, podczas gdy Stariji reprezentuje sacrum, dla którego takim punktem jest dusza.
Na trzecim poziomie jest to książka traktująca o uwikłaniu człowieka w kulturę, która go więzi i ogranicza nieustannie przyprawiając mu pupę i gębę. Skupia się ona w szczególności na kwestii patriarchatu, którego odbicie widać w homoseksualnej relacji bohaterów. Piwnica – obszar gdzie odbywa się spotkanie człowieczeństwa z boskością – to miejsce dla kobiet niedostępne.
„Dziennik znaleziony w błękicie” jest z założenia książką opartą na skrajnościach, po to, by wyostrzyć jej problematykę. Choć w kwestii tzw. dylematu psychofizycznego powiedziano już wiele, odniesienie go do religii i jej przekazu (a co za tym idzie ich wpływu na psychikę człowieka) daje temat wart dyskusji. Wątków prowokujących do przemyślenia jest zresztą o wiele więcej. Pytanie tylko, czy w tym celu czytelnik musi wchodzić w umysł osoby wyraźnie zaburzonej i jej chory świat? Czy musi wracać do moralnego przedszkola, w którym elementy rzeczywistości postrzegane są w czarno-białych kategoriach?
Recenzowała Justyna Janusz
Marek Susdorf
„Dziennik znaleziony w błękicie”
Wydawnictwo Nowy Świat