Stephen King, jeden z najpopularniejszych pisarzy na świecie, od 40 lat wydaje swoje książki z niesłabnącą regularnością. Wiele z nich osiągnęło status kultowych, wiele stało się inspiracją do filmowych ekranizacji. Czy Przebudzenie, najnowsza powieść Kinga, dołączy do tego grona?
Jest taka zasada, że jeśli książka nie zainteresuje Cię podczas pierwszych 100 stron powinnaś ją odłożyć. Nie odłożyłam, mimo, że powieść Kinga zaczęła mnie ciekawić dopiero przy 100 ostatnich stronach. Czytałam twardo, zachęcona słowami samego autora: Jest zbyt przerażająca. Nawet nie chcę więcej myśleć o tej książce (…) To bardzo mroczna rzecz. Tylko tyle mogę wam na razie powiedzieć. Skończyłam lekturę, nie jestem przerażona, nie dręczą mnie demony, a wizja śmierci przedstawiona przez króla literatury grozy nie spędza mi snu z powiek.
Akcja powieści trwa ponad pięćdziesiąt lat. W 1962 roku Jamie Morton po raz pierwszy spotyka Charlesa Jacobsa, pastora, który przeprowadza się do miasteczka wraz ze swoją żoną i synkiem. Mały Jamie zaprzyjaźnia się z nowym kaznodzieją i zaczyna poznawać jego świat: doświadczenia, „magiczne” sztuczki, eksperymenty z dziwną elektrycznością, wszystko to jednak przesiąknięte wiarą w Bożą moc. Pewnego dnia w nieszczęśliwym wypadku ginie rodzina pastora, jego uwielbienie dla Wszechmogącego Boga przeradza się w zaprzeczenie jego miłosierdzia (a może i istnienia), co obwieszcza mieszkańcom w „Strasznym Kazaniu”. Po tym zdarzeniu musi opuścić miasteczko. Nie znika jednak na zawsze z życia Jamiego Mortona, powraca co kilka lat, obecny jak cień, choć to właśnie Jamie nie wiadomo dlaczego ciągle próbuje ten cień dogonić.
W większości powieści atmosfera grozy jest praktycznie niezauważalna, zamiast mrocznych sekretów, King serwuje czytelnikom raczej osobiste rozterki bohaterów: cierpienie po utracie najbliższych, pierwszą miłość, zmagania z życiem rock’n’rollowca, problemy z narkotykami. Gdzieś w tle zarysowywane są coraz to nowe tajemnice (jak na przykład wspomniane wcześniej Straszne Kazanie), które po odkryciu rozczarowują. King nie wyjaśnia nam na czym polega ukryte w pięciuset stronach nadprzyrodzone zjawisko, bo przecież przeciętny człowiek nie rozumie nawet jak działa zwykła elektryczność. Zapowiedź powieści obiecuje najbardziej przerażające zakończenie, jakie kiedykolwiek wyszło spod pióra Stephena Kinga. Niestety jest to dla czytelnika tylko chwilowe przebudzenie w tej usypiającej lekturze.
Jest jednak coś co uwagę przykuwa – i bynajmniej nie jest obecne w treści książki, ale jej papierowym wydaniu. Po zainstalowaniu na smartfonie aplikacji Actable i skierowaniu obiektywu na okładkę książki, ona… ożywa: pioruny błyskają, a głos z offu zaprasza na mroczną przygodę. Rzeczywistość rozszerzona staje się realna i dostępna dla każdego. Sprawdźcie koniecznie! Szkoda jednak, że gdy w ostatnim rozdziale narrator zapewnia o istnieniu pastora Charlesa i o tym, że każdy może to sprawdzić w internecie, nie zadbał o to, by czytelnicy mogli wygooglować stronę o jego uzdrowicielskiej działalności. A to przecież w dzisiejszych czasach bardzo prosty zabieg promocyjny.
Dagmara Marcinek
Stephen King
Przebudzenie
Prószyński i s-ka