W środowy wieczór 4 lutego, krakowska Rotunda poczuła lato. Wszystko za sprawą fantastycznej trasy koncertowej dwójki niebanalnych artystów. Marika i L.U.C, przez ponad 2 godziny, zarażali swoich fanów pozytywną energią.
Koncert otworzyła krakowska formacja meeow. Siedmioosobowemu składowi poruszającemu się w stylistyce jazzowo-ambientowo-trip-hopowej, udało się wykreować niesamowity klimat, który dodatkowo podkreślała fantastyczna oprawa świetlna, która miała towarzyszyć nam do końca wieczoru. Występ tak młodego zespołu, sprawiał wrażenie świadomej całości artystycznej, każdy dźwięk był tu wyważony, każda nuta przemyślana. Meeow eksperymentują z materią, którą kochają, dzięki czemu w ich muzyce jest powiew świeżości i zapowiedź czegoś, co z każdym kolejnym występem będzie dojrzewać i gwarantować jeszcze lepsze przeżycia. Supportując dwójkę znakomitych artystów w niczym im nie ustępowali, pewnie podkreślając swoją tożsamość artystyczną i w pełni wykorzystując czas, który został im dany.
Pozytywną energię wykreowaną przez młodych muzyków z Krakowa, jeszcze mocniej podkręciła Marika z jak zwykle świetnie dysponowaną Martą Kosakowską na wokalu. Artystka, która przez długie lata nosiła miano najważniejszej kobiety w polskim reggae, tym razem zaprezentowała się w skrajnie odmiennych aranżacjach. Stare kawałki wychodzące poza ramy gatunku, w nowym wykonaniu ocierały się zarówno o pop jak i funk, soul czy intrygującą elektronikę. Kosakowska jest artystką szalenie wszechstronną, co znakomicie udowodniła podczas koncertu w Rotundzie. Przy czym jest nie tylko znakomitą wokalistką, obdarzoną głosem o szerokiej skali, ale i autorką tekstów, które potrafią dotrzeć do każdego. Koncert Mariki to nie tylko dobra muzyka, zabawa, ale i dużo emocji i przemyśleń. Kosakowska przekazuje je w takiej formie, aby nie tracić nic z luźnej atmosfery muzycznego wydarzenia, ale jednocześnie zachęcić swoich odbiorców do refleksji.
Wieczór w Rotundzie zakończył się prawdziwą petardą. Łukasz Rostkowski tworzący muzykę jako L.U.C to wulkan energii, którą od pierwszych minut zaraża swoich fanów. Soczyste bity, anegdoty z życia wzięte i teksty uderzające w czułe punkty naszej szarej codzienności, to czynniki, które napędzały koncert zielonogórskiego rapera. Rostkowski chętnie i często podkreślał swój szacunek do dam polskiej muzyki, z których dorobku sam korzysta w swojej twórczości. Każdym swoim numerem udowadniając, że muzyka nie ma granic, a gatunki dziś są płynne jak nigdy, dlatego tylko od talentu i kreatywności każdego artysty zależy jak wykorzysta to tworzywo. L.U.C zachęca do gimnastyki umysłowej, ciągłego rozwoju, poszerzania własnych granic i sięgania po coś co do tej pory wydawało się być ponad naszym zasięgiem.
Nowatorskie brzmienie, energetyczne treści i prawdziwe muzyczne ADHD Łukasza, sprawiły, że sam koncert był perfekcyjnym zamknięciem wieczoru. Uczynił z niego zwartą muzycznie, stylistycznie i nastrojowo całość, którą od pierwszej minuty chłonęło się znakomicie. Szczególnie w środku zimy.