Już w najbliższy piątek w kinach w całej Polsce odbędzie się premiera najnowszego filmu Daniela Espinosy. „System” wyprodukowany przez samego Ridleya Scotta, to polityczny thriller, który w kontekście wielu wydarzeń wybrzmiewać może szczególnie aktualnie. Jak powiodą się poszukiwania mordercy dzieci w Stalinowskiej Rosji? I czym tak naprawdę system totalitarny sprzed kilku dekad różni się od tych współczesnych? Już niedługo będziecie mogli przekonać się sami!
Lew Demidow to bohater narodowy. Waleczny, odważny, całkowicie oddany państwu. Po sukcesach na froncie II wojny światowej, w glorii chwały wraca do swojej ojczyzny Związku Radzieckiego. Piastując wysokie stanowisko w Służbach Bezpieczeństwa, prowadzi wraz z żoną dostatnie życie, ciesząc się tym co daje partia i ani przez moment nie podważając jej ideałów. Rzeczy jednak powoli zaczynają się zmieniać, gdy ginie syn przyjaciela Lwa, a jego śmierć oficjalnie określono wypadkiem, mimo że nosiła wszelkie znamiona morderstwa. Wkrótce Lew odkrywa, że do podobnych morderstw dochodzi na terenie całego kraju. Rozpoczynając pościg za mordercą, ściąga na siebie gniew dotychczasowych przełożonych…
Daniel Espinosa potrafi budować klimat. Świetne mroczne zdjęcia, dopracowana scenografia i niezwykle sugestywna muzyka, wciągają widza w brudny świat Stalinowskiej Rosji, gdzie zło czaiło się w każdym kącie. Można się czepiać o niedopracowanie samej sfery wiarygodności historycznej, niemniej jednak nie to będzie zwracać uwagę przeciętnego widza, skoro dostanie film, który bardzo dobrze radzi sobie z przykuwaniem uwagi technicznymi i estetycznymi walorami.
„System” to również popis aktorski Toma Hardy’ego, który z postacią Lwa Demidowa poradził sobie znakomicie. Każdy kto zna książkę, wie, że rola ta była istnym samograjem dla brytyjskiego aktora, który do Lwa podobny był nawet fizycznie. Dzięki temu wiarygodny jest zarówno jako bezlitosny służbista, jak i jednostka walcząca z całym olbrzymim Systemem. Hardy’emu znakomicie partneruje Noomi Rapace, która w zależności od potrzeby jest, a to cichą i posłuszną żoną, a to twardą kobietą, która z łatwością dostosowuje się do sytuacji, w której się znalazła. Jest między tą dwójką chemia, oglądanie ich razem na ekranie sprawia bardzo dużo przyjemności.
Drugi plan całkowicie zniknął przy świetnie dysponowanej głównej parze. Vincent Cassel jest jedynie cieniem samego siebie, dodatkowo z irytującym akcentem, Gary Oldman nie do końca dobrze czuje się w swojej roli, mimo że skrzętnie stara się to ukrywać. Reszta aktorów jest na ekranie, ale tak jakby ich nie było. Całkowicie zmarnowano potencjał drzemiący w postaci mordercy, który w wykonaniu Paddy’ego Considine’a jest zwyczajnie nijaki, irytujący i kompletnie pozbawiony mrocznego wyrazu. Miał wyjść cichy i spokojny szarak, który w rzeczywistości jest brutalnym psychopatą, wyszedł chory psychicznie człowiek, który ni z tego ni z owego zaczyna zabijać.
Ciężko jednak oczekiwać od aktorów czegoś więcej, skoro zawodzi w filmie sam scenariusz. Twórcy albo serwują drewniane dialogi, albo w ogóle nie prowadzą interesujących interakcji między bohaterami. A nawet jeżeli to robią, to nie do końca wiedzą, czy chcą pójść w kierunku dramatu, thrillera psychologicznego, czy może jeszcze kina politycznego. Ceną za intrygujący klimat, stała się sama historia, której brak konkretów i mocniejszego uderzenia.
Twórcy materiał mieli znakomity. Tom Rob Smith represyjny klimat stalinowskiej Rosji wykreował niezwykle sugestywnie, z zachowaniem wszelakich detali. Mimo że film Espinosy to realizatorska perełka, to jednak pozostaje historią na tyle uniwersalną, że równie dobrze moglibyśmy jedynie dołożyć swastyki na mundurach oficerów i mielibyśmy nazistowskie Niemcy. Czy w jakimkolwiek innym totalitarnym państwie. Scenariusz ślizga się jedynie po efektownej powierzchni, nie dając głębszego poglądy na rzeczywistość o której chce mówić. Świat w jaki wrzucił swoich bohaterów Smith daje olbrzymie pole manewru i możliwość zaserwowania widzowi scen wbijających w fotel i nie dających o sobie zapomnieć. Scen, które mogą stanowić przestrogę, aby pamiętać o historii i nie powtarzać tych samych błędów.
Koniec końców samego systemu w „Systemie” jest niewiele. A sam film staje się tylko kolejnym thrillerem o pościgu za mordercą, który bardzo szybko może się zlać z tysiącem innych tego typu filmów. Dobrze zrealizowany i częściowo nieźle zagrany, ale nie pasjonujący. Tak jak szybko się go ogląda, tak szybko można o nim zapomnieć.
Polski dystrybutor wiedział jednak bardzo dobrze jak zagrać na emocjach widzów i przyciągnąć ich do kin sugestywnym tytułem, oddającym współczesne nastroje polityczne. Film o Rosji, zatytułowany System? To musiało sprzedać się znakomicie. Dużo lepiej niż prosta, zwyczajna „Ofiara 44”. Atmosferę odpowiednio podkręca sam fakt, że film zakazano w Rosji. Jeżeli dodamy do tego jeszcze kampanię reklamową opartą na krótkim filmiku puszczanym przed zwiastunem, w którym Agnieszka Grochowska zachęca widzów do obejrzenia Systemu, gdzie gra „małą, ale znaczącą rolę”, możemy być pewni, że sale kinowe zapełnią się bez problemu. Polska aktorka obok gwiazd światowego formatu? To koniecznie trzeba zobaczyć!