Krystian Lupa po raz trzeci podchodzi do interpretacji „Macieja Korbowy i Bellatrix”, sztuka, która w oryginale została wystawiona jako spektakl dyplomowy krakowskiego PWST w 1993 roku gości tym razem na deskach Teatru Łaźni Nowej. Z racji wieku nie miałam okazji ujrzeć pierwowzoru, z tej przyczyny na nową odsłonę spektaklu spoglądała będę z perspektywy czystej karty, nieznacznie sugerując się recenzjami dotyczącymi spektaklu dyplomowego. Dramat „Maciej Korbowa i Bellatrix” to kolejne z dzieł Ignacego Witkiewicza w którym przedstawił historię artystów znużonych dotychczasową egzystencją, otoczeniem i sztuką. Poszukujący ucieczki i odpowiedzi w narkotycznych sesjach, seksie i rozmowach, spędzają dni pod okiem mistrza Macieja Korbowy i choć większość z nas wie, że rozważania te nie przyniosą żadnej odpowiedzi, z ciekawością śledzimy ich losy. Może licząc gdzieś w tle, że te piękne i poetyckie niekiedy frazy będą stanowiły wskazówkę dla nas? A co kiedy z ust postaci wydobywa się zwyczajny bełkot?
Jest w tym spektaklu coś fascynującego, co nas uwodzi i wiele obiecuje, ale jest i pewnego rodzaju tendencja spadkowa, ale jest też i pewnego rodzaju tendencja spadkowa wyłaniająca się w ostatniej części. Same teksty Witkacego brzmią dobrze, odegrane zostały w sposób wiarygodny, zagrane na granicy z manierą. Sztuka miała być ponownym zmierzeniem się z duchem tamtego przedstawienia, nie zaś jego reinterpretacją.
To nie był spektakl, który jak bywa w przypadku obcowania z Witkacym, rozgrzał mój mózg do czerwoności, ale było to ciekawe zetknięcie z aktorami próbującymi ponownie odegrać zaprezentowane przed laty kreacje. Aktorami, którzy świetnie wczuli się w role artystów, filozofów, magów czy arystokracji, przemawiając ich ustami w których pobrzmiewa ich reinterpretacja. Bo obserwujemy nie tylko poszukujących sensu artystów ale i obserwujemy zmagających się ze swoim doświadczeniem aktorów, którzy siłą rzeczy nie mogą zagrać jak kiedyś, wyrzucając z głowy swojej doświadczenie. Tym ciekawsze, że spektakl nosi znamiona uwspółcześnienia, jak chociażby wtedy gdy padają słowa dotyczące dewastacji zabytków przez islamskich ekstremistów.
Na uwagę zasługuje scenografia, która ulegała dekonstrukcji na naszych oczach, zawierająca dokładnie tyle ile trzeba. I jeszcze metalowa konstrukcja, która imitowała klatkę, oddzielająca publiczność od aktorów. Jej obecność przywodzi na myśl pytanie o to kto w rzeczywistości znajduje się w klatce? My czy aktorzy? I to ma rzeczywiste prawo opuszczenia sali w każdej chwili?
Jest w moim umiłowaniu Witkacego coś perwersyjnego, ilekroć się z nim stykam liczę na to, że doprowadzi mój mózg do wrzenia i zwyczajowo spełnia moje oczekiwania. W przypadku „Macieja Korbowy i Belatrix” było jednak inaczej.. Aktorzy powtórnie wchodzą więc w grane przed laty role i próbują zmierzyć się doświadczeniem które w sobie nagromadzili przez 20 lat.
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru Łaźnia Nowa
Recenzowała: Monika Matura
Tytuł: Maciej Korbowa i Bellatrix
Reżyseria: Krystian Lupa
Premiera: 28.04.2015