Kiedy na deski Narodowego Starego Teatru w Krakowie wchodził spektakl Król Ubu w reżyserii Jana Klaty opinia publiczna wrzała, że skandal, że obrazoburczy, że kpina… Dziś, kiedy ogląda się go na sucho, bez zbędnych komentarzy można obejrzeć go „na luzie”, po prostu dobrze się bawiąc.
Premiera spektaklu Król Ubu miała miejsce 2014-10-16 na Scenie Kameralnej Narodowego Starego teatru w Krakowie. Sztuka została napisana przez 16- letniego Francuza, Alfreda Jarry’ego w XIX wieku. W króla Ubu wcielił się Zbigniew W. Kaleta, Ubicę zagrała Paulina Puślednik, Flaczysława odegrał Paweł Kruszelnicki, a Królową Rozamundę oddał Błażej Peszek. Bardzo ciekawą i symboliczną scenografię zbudowała Justyna Łagowska, to właśnie tło spektaklu przykuwa uwagę widza w pierwszym momencie.
Sztuka ma za zadanie wykpić władzę i politykę jako taką. Za pośrednictwem często pojawiającego się słowa „grówno”, sztuka ta staje się jeszcze bardziej przerysowana i karykaturalna. Widzimy obleśnego Króla Ubu, którego zachłanność i obżarstwo wzdryga widza. Polityka i władza przyjmują postać tak zdegenerowaną, że aż śmieszną. Śmiejemy się z Króla Ubu i z jego najbliższego otoczenia, nie zdając sobie sprawy, że być może to tylko trochę wzmocniona wersja tego, jaka polityka prowadzona jest w realu.
Państwo staje się sodomą i gomorą, kupą gruzu, śmieci i chaosu… a wszystko opatrzone równie zdegenerowaną muzyką popową, którą na potrzeby spektaklu stworzył James Leyland Kirby (powiązany z festiwalem Unsound).
Aby móc wyrazić opinię względem tego przedstawienia należy mieć dystans- do polityki, do symboli narodowych, do historii i do państwa- dystans, nie brak szacunku! Tego dystansu nie zabrakło reżyserowi, a przecież tak trudno śmiać się z rzeczywistości, której jesteśmy częścią.
Spektakl obejrzałam dzięki uprzejmości Narodowego Starego Teatru w Krakowie
Maria Dubis