Jest takie miejsce w którym każdy, choć przez chwilę, znowu poczuje się dzieckiem. Miejsce to, starannie ukryte w zakamarkach wąskich uliczek Bruggi, zrodziło się z miłości dwojga starszych ludzi. A będąc w Belgii i znając jego historię wprost nie mogłam odmówić sobie wizyty w Misiowie. Niska, niepozorna z wyglądu kamienica przywitała mnie w środku niezliczoną ilością przytulanek. I właścicielem, który stał za przeszkloną ladą: elegancki starszy pan w kapeluszu ubrany w garnitur, który przywitał mnie ciepłym uśmiechem. I tak spacerując sobie między regałami dotarłam wreszcie do półki na której siedziały Misie z minionej epoki. Ręcznie robione, z angory, z mechanizmem który pozwala je posadzić, postawić czy przekręcić główkę. A starszy pan widząc ogarniające mnie szczęście zaczął opowiadać.
Jego żona przez całe życie pracowała w teatrze lalek: sama robiła drewniane kukły z którymi potem występowała na scenie. Natomiast w domu, w wolnej chwili, szyła misie oraz szmaciane lalki. Gdy 20 lat temu przeszła na emeryturę, zapytał ją co zrobią tymi wszystkimi zabawkami które uszyła do tej pory. Odpowiedź mogła być tylko jedna: założą sklep, tu w Bruggi. I tak powstało Misiowo.
Rocznie szyje do 250 misiów – uszycie jednego misia zajmuje jej jeden dzień, włącznie z ubrankiem, bowiem każdy miś musi być ubrany. Czasem pomaga jej ktoś z rodziny, ale w większości robi je sama. Każdy miś ma swoje unikalne imię oraz numer seryjny: 1/6 oznacza, że powstało tylko 6 misiów o imieniu Sally, z czego ten jest pierwszym z serii. Za to z tyłu każdy miś ma metkę, która informuje szczęśliwego posiadacza o tym, że ów miś nie jest zabawką, lecz prawdziwym skarbem. Ceny misiów wahają się, w zależności od jego wielkości, najtańsze kosztują 110 EUR. Jednak poczuć się znowu dzieckiem: bezcenne!
Na koniec starszy pan zaprowadził mnie na zaplecze, gdzie pokazał mi metrowej wielkości Gepett-a, w całości wystruganego z drewna, własnoręczne dzieło jego żony.
Karolina Chłoń – małe dziecko w ciele dorosłej kobiety
Więcej na: >>>