Transformacja ustrojowa, która dokonała się po 1989 roku, to dla wielu w dalszym ciągu temat stanowiący otwartą ranę. Być może dlatego niezmiennie inspiruje twórców, jednocześnie ze względu na wcześniej wspomniany fakt, łatwo nim niektórych urazić.
Jestem rocznikiem ’91, dlatego niewiele wiem o poprzednim ustroju. W zasadzie o PRL-u wiem tyle, co przeczytałam w książkach, albo zasłyszałam z opowieści starszych ode mnie osób. Opinii na temat Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej było wiele, od tych z nostalgicznych wspominek i tęsknoty za dawnym ustrojem, aż po znienawidzone głosy dotyczące ustrojowych działaczy. Trudno mi powiedzieć, która ze stron ma rację, dlatego mój obraz zapewne jest w znacznej mierze dość wykrzywiony. Co ciekawe, autor scenariusza do „Być jak Stevie Jobs…” zalicza się do mojego pokolenia. Z tej racji materia, o której napisał, również nie jest mu znana z autopsji. Michał Kmiecik, bo o nim mowa, postanowił zmierzyć się z mitem Polski kwitnącej po roku ’89, za pomocą wachlarza obrazów. Sztuka została niejako stworzona z wycinków, zaprezentowane sytuacje przenoszą nas poprzez czas i przestrzeń.
Wbrew temu, co mówi nam nazwa spektaklu, ma on niewiele wspólnego z Jobsem, który pojawia się w nim bardziej na zasadzie figury, podczas nadania jednej ze spółek nazwiska słynnego Amerykanina. Być może to także symbol zachodzących przemian oraz chęć posiadania własnego Jobsa na polskim podwórku (marzenie niespełnione jednakże). Może niejednemu w głowie zaświtała bowiem myśl, o szeregu możliwości, jakie niósł ze sobą nowy ustrój. Michał Kmiecik nie daje nam jednak złudzeń, co do tego, jak z marzeniami tymi obeszła się rzeczywistość. Miarą naszego sukcesu są jeansy dostępne w sklepie, już nie za dolary, a polski złoty oraz hamburgery w McDonaldzie. Oto nasz amerykański sen.
Centralną postacią sztuki jest Mieczysław Wilczek, choć i on traktowany jest jako figura retoryczna, nie zaś postać z krwi i kości. Reforma ministra przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego przyniosła gospodarkę wolnorynkową – upragniony sen wielu Polaków, który dla innych był szafotem. Przejęcie przez prywatnych udziałowców państwowych spółek, dla wielu wiązał się z końcem pracy. W peletonie przemian wytrzymali tylko ci, którzy potrafili się dostosować. To dostosowanie wiąże się bardzo często z porzuceniem ideałów i dołączeniem do obozu, z którym się początkowo walczyło. System pożarł swoje dzieci, a niektóre ze sobą zaadaptował. I to bardzo często oporów z ich strony.
Stworzony ze zlepków rzeczywistości świat Michała Kmiecika, jest onirycznym snem. Pobrzmiewają w nim deklamowane przez Matkę Courage (Anna Dymna) teksty piosenek Kultu, Świetlików i Big Cyca. W tym świecie jest także miejsce dla hipnotycznego wykonania „Human Behaviour” – Björk, przez Justynę Jasilewską. A gruba kreska znika szybciej, niż została usypana. W tym świecie politycy nie ukrywają swojej obojętności względem obywateli, pytając wprost – w czym jeszcze nie mogę Wam pomóc? Zdaje się, iż w tej materii niewiele zmienia się od lat. W obliczu takiego obrazu, co zostało nam, stojącym na skraju skończonej historii?
Recenzowała: Monika Matura
Dzięki uprzejmości Teatru Starego