Ubiegłej nocy, 21-go listopada 2015 roku, w krakowskiej Hali Wisły odbył się koncert łódzkiego zespołu Coma.
Występ głównej gwiazdy wieczoru poprzedził dwugodzinny support takich zespołów jak: Totentanz, Black Radio oraz Call The Sun.
Totentanz – założony 8 lat temu, tarnowski zespół rockowy, w Krakowie wystąpił w składzie: Rafał Huszno (wokal, gitara), Sebastian Mnich (perkusja), Damian Gwizd (gitara), Maciej Boryczko (bas). Na swoim koncie mają cztery albumy: Nieból (2007), Zimny dom (2008), Inni (2011), oraz Człowiek (2014). Laureaci licznych nagród oraz muzycznych wyróżnień, w tym: Debiut roku 2007 według pisma Metal Hammer, zajęli też pierwsze miejsce w organizowanym przez Antyradio plebiscycie Płyta Rocku 2007. Inspiracje czerpią z twórczości Jamesa Blunta czy Foo Fighters.
Black Radio – łódzki zespół rockowy, założony w 2008 roku, w skład którego wchodzą: Dawid Wajszczyk (wokal, gitara), Kamil Biadała (bas), Kuba Kubiak (gitara), Franek Stępień (gitary) oraz Szymon “Płaski” Płaska (perkusja). Sami o swojej muzyce mówią: Indie rock i rock’n’roll. Uczestnicy programu X-Factor. W 2014 roku ukazała się uch debiutancka płyta: Gasoline Planet. Prace nad drugim albumem trwają.
Call The Sun – kolejny młody, łódzki zespół, w skład którego wchodzą: Maciej Palmowski, Jan Rogacki, Michał Szor i Adam Lewandowski. Na swoim koncie mają występ na Open’er-ze, występ u Kuby Wojewódzkiego oraz nagrodę Plaster Kultury (kategoria zespół roku).
A potem, gdy ostatni z wspierających zespołów zszedł ze sceny i gdy technicy zrobili co mieli do zrobienia, gdy zgasło górne światło, wreszcie na zadymionej i podświetlonej na zielono scenie pojawił się, tak długo wyczekiwany, Piotr Rogucki wraz z zespołem Coma. I był to zupełnie inny koncert, niż te na których miałam przyjemność być do tej pory. Czy lepszy, czy gorszy, nie mnie oceniać. Kwestia gustu. Jednak po koncercie czułam pewnego rodzaju niedosyt, bowiem ze starych kawałków doczekałam się jedynie taki utworów jak: „Zbyszek”, „Spadam” czy „Los cebula i krokodyle łzy”. Niestety zabrakło mi: „Trujących roślin”, „Leszka Żukowskiego”, czy tak ukochanego przez krakowską publiczność „Sto tysięcy jednakowych miast”.
Kwestią problematyczną okazało się też nagłośnienie hali. Stojąc z tyłu sali, czy nawet w środku, nie słyszałam co grają i śpiewają na scenie. Dopiero w rzędach od pierwszego do piątego mogłam poczuć, że naprawdę jestem na koncercie. Trochę szkoda, ale nie ma tego złego, więc do zobaczenia za rok!
Karolina Chłoń