Historia legalnej blondynki przeszła już do kanonu kultowej. Opowieść o typowej Malibu Barbie, która walcząc o miłość, dostaje się na studia prawnicze na Harvardzie. W podróży do obcego świata towarzyszą jej prostolinijne, ale jak się okazuje w wielkim, skorumpowanym świecie, szlachetne zasady. Broadwayowski musical po raz pierwszy w polskiej wersji pojawił się w maju, w nowootwartym teatrze Variete.
– Chcemy pokazać państwu charakter teatru musicalowego na poziomie światowym – mówił Janusz Szydłowski, dyrektor teatru Variete.
Określić spektakl na „poziomie światowym” można tylko w przypadku nie obejrzenia wersji broadwayowskiej. To nie wina aktorów czy reżysera, a po prostu teatru, który dysponuje za małą przestrzenią. W miejscu dawnego kina „Związkowiec”, scena jest za mało obszerna, by pomieścić wszystkich tancerzy i aktorów, nie mówiąc już o orkiestrze. To jednak nie przeszkadza, bowiem muzyka lecąca z komputera, jak i licznie zgromadzeni aktorzy, sprawiający wrażenie niekiedy tłumu, pasują do lekko kiczowatego charakteru „Legalnej blondynki”.
Powyższe mankamenty nie są jednak tak istotne, a wręcz spektakl dalej można określić mianem zachwycającego. Janusz Józefowicz (reżyseria) Michał Zabłocki (polska wersja libretta), Marek Chowaniec (scenografia) podjęli się trudu przeniesienia do Krakowa odrobiny słonecznej pogody z Malibu, obrazując świat na scenie rodem z Disneylandu. Nikt do tej scenerii nie pasuje lepiej niż Barbara Kurdej-Satan, odtwórczyni głównej roli – Elle Woods. Jak sama mówiła – od początku była brana pod uwagę do tego projektu– i nie ma się co dziwić. Jej urok osobisty, szczery uśmiech i energia pasują wyśmienicie, a co najważniejsze, już przy pierwszej piosence „Boże mój” słychać, iż także nie brak jej talentu wokalnego. Mówiąc o śpiewie, nie sposób pominąć wkładu utalentowanej Olgi Szomańskiej (odtwórczyni roli fryzjerki Paulette), której partie wokalne zdecydowanie wybijały się na tle innych.
„Legalna blondynka” bez najmniejszych wątpliwości należy do spektakli godnych polecenia. Zabawne dialogi (tu należy podkreślić świetną pracę Michała Zabłockiego, który nie miał łatwego zadania, szczególnie tłumacząc piosenki o szybkim tempie z jednocześnie dużą ilością tekstu), bogata scenografia i kolorowe kostiumy i gadżety , a nawet żywe zwierzęta sprawiają, że widzowi przez dwie godziny nie schodzi z twarzy uśmiech. Od sceny nie da się oderwać oczu, tkwi się więc w konsternacji, bo przecież nie wiadomo, co jeszcze może się pojawić za chwilę?
Recenzowała: Karolina Orlecka