Będąc osobą dopiero odkrywającą świat sztuki, spektakli, artystycznej ekspresji, poszukuję przede wszystkim emocji. Skupiam się na dźwięku, obrazie, a cisza wywołuje we mnie dreszcze w oczekiwaniu na to, co nastąpi dalej.
Czytając opis zamieszczony przez Teatr Capitol na temat spektaklu „Dajcie mi tenora”, wahałam się czy w świecie zdominowanym przez nieśmieszne komedie kinowe coś będzie w stanie zapewnić mi rozrywkę przez 160 min. Wszelkie moje wątpliwości rozwiały się już na samym początku, bowiem sztuka autorstwa Kena Ludiwga, którą reżyser Marcin Sławiński podjął się przestawić na deskach teatru, zachwyca żartobliwym przestawieniem dość prostej historii. Jest to idealne, chwilowe oderwanie się od rzeczywistości poprzez wprowadzenie w nią licznych barw muzycznych, śpiewu, kostiumów ale przede wszystkim tak rzadko spotykanej dziś dobrej komedii.
Równie pozytywne odczucia oddaje nam obsada sztuki. Na duże słowa uznania zasługuje postać dyrektora opery, którą w wyrazisty sposób przedstawił ANDRZEJ BLUMENFELD. Ponadto wyróżnienie należy się postaci Maxa, w którą MAREK KALISZUK włożył niesamowity głos śpiewaka operowego.
Historia bawi poprzez skomplikowanie wątków. Dyrektor w Cleveland zaprasza w progi swojej opery gwiazdę światowego formatu Tito Merelli/OLAF LUBASZENKO/, który będąc w ciągłym konflikcie ze swoją żoną Marią/znakomita ANDŻELIKA PIECHOWIAK/, poszukuje spokoju w butelce dobrego wina. Opieka nad gwiazdą zostaje powierzona Maxowi/MAREK KALISZUK/, asystencie który prócz muzyki i chęci zrobienia kariery pragnie miłości córki dyrektora. W oczekiwaniu na wieczór los sprawia, że ma on jedyną szanse, by pokazać publiczności swój talent. Spektakl zamienia się w jedną wielką farsę. Towarzyszy jej dużo krzyku, ruchu, śpiewu. Zorganizowany chaos to zasługa wyjątkowych kobiet Diany/KATARZYNA SKRZYNECKA/ oraz Maggie /MARTA MARZĘCKA/, który od czasu do czasu wspiera Bellhop/HIROAKI MURAKAMI/
To, co wyróżnia tę sztukę spośród wielu innych, to są naprawdę dobre dialogi. Oczywiście nie bawią w każdej minucie, ale sala pełna widzów nie bez przyczyny śmieje się i bije brawa. Dodatkowo wizualne odczucia dają satysfakcję dobrze spędzonego wieczoru.
Czy otrzymałam swoją wizję teatru zaklętego w ciszę? Nie, ale było to dla mnie przeżycie, na które każdy od czasu do czasu powinien sobie pozwolić. Chwila dobrej rozrywki, która sprawia, że wieczór jest po prostu dobry.
Recenzowała: Dominika Rapacz
„Dajcie mi tenora”
Tytuł oryginalny: „Lend Me a Tenor!”
Teatr Capitol
Reżyseria: Marcin Sławiński
Przekład: Elżbieta Woźniak
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości: Teatr Capitol/ Kijów.Centrum