Co może się stać, gdy punkowa kapela zawita na festiwalu skinkeadów? Z pewnością nic dobrego… Jednak to „nic dobrego” może mieć przybrać wiele odcieni, a w najnowszym filmie Jeremiego Saulniera Green Room przyjmuje najciemniejszą z barw…
Zespół The Ain’t right po występie klapie gdzieś na sennej prowincji w Stanach Zjednoczonych, dostaje propozycję zagrania następnego, wynagradzającego ich trud przybycia i wypełniającego dolarami ich puste kieszenie, koncertu. W momencie podjęcia decyzji o obecności w neo-nazistowskim barze dnia następnego, w swych młodych, punkowych i marzycielskich głowach nie wiedzą jednak, że za 24 godziny, część z nich będzie martwa. Oraz, że po daniu dosyć udanego występu, natrafią na zapleczu knajpy na martwe ciało młodej kobiety i będą musieli zabarykadować się się w tytułowym zielonym pokoju w obronie przed bandą brutali dowodzonych przez niesamowitego i imponującego Patricka Stewarta.
Bohaterowie padają jak muchy. Nie ma tutaj sztucznych przedłużeń, pierwszy bohater ginie dosyć szybko, a kolejnych niebawem spotka ten sam los. Krwawe sceny, między innymi psów rozszarpujących gardła bohaterów, to repetytywny motyw w filmie Jeremiego Saulniera. Green room to horror niezwykle realistyczny, przeplatany czarnym humorem, który paradoksalnie rozjaśnia oglądaną na ekranie jatkę. Przypomina w swojej narracji typowe horrory ucieczki, takie jak na przykład Wzgórza mają oczy czy Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną. Co ciekawe, wraz z rozwojem akcji, film staje się coraz lepszy. Przez większość trwania filmu bowiem napięcie narasta, aby pod koniec opaść i trochę zawieść tym widzów (aż prosi się, aby na przykład bohaterka która przetrwała nocną masakrę, na koniec wypowiedziała słowa „jestem głodna”). Strach się bać!
Autorka recenzji: Aneta Błachewicz
Tytuł oryginału: Green Room
Scenariusz: Jeremy Saulnier
Reżyseria: Jeremy Saulnier
Data premiery: 17 maja 2015 (świat)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Netia OFF Camera i Kino Kijów.Centrum